Od kilku tygodni po naszym mieście krąży
plotka, która właściwie nie jest plotką.
Ludzie twierdzą że w lesie, przy którego
obrzeżach położone jest nasze miasto, coś morduje ludzi.
Nazywam się Casey, i jestem
szesnastoletnią dziewczyną, którą wręcz kochają wszelkiego rodzaju kłopoty.
Za to uwielbiam robić zdjęcia,
wszystkiemu co się rusza, temu co nie z resztą też.
Oczywiście jako, że jestem raczej z osób
o mocnych nerwach, postanowiłam wybrać się do mojego ukochanego lasu, w którym
spędziłam większość dzieciństwa.
Moi rodzice wyjechali na weekend,
zostawiając mnie samą w domu.
Idealna okazja żeby pójść do lasu bez
zbędnych wyjaśnień.
Kiedy rodzice zniknęli za zakrętem,
wzięłam aparat, i ruszyłam.
Nie prosiłam przyjaciół o pomoc, lub o
towarzystwo.
Oni nie rozumieją tego, jak bardzo
uwielbiam takie rzeczy.
Czytałam w gazecie o tym że znaleziono w
tym lesie przez ostatnie 2 tygodnie 6 osób, które miały podrapane twarze, ręce,
nogi, poszarpane ubrania...a niektóre były martwe.
Byłam pewna, że to nie sprawka jakiegoś
seryjnego mordercy z piłą łańcuchową.
To coś zabijało przypadkowych ludzi.
Ja jednak się nie bałam, miałam przy
sobie swój ulubiony łuk.
Uczyłam się strzelać odkąd skończyłam dwa
lata.
Szlam przez las, nie było ciemno, była
godzina w okolicach 16.
Kręciłam się po lesie już godzinę, robiąc
różne zdjęcia.
Nagle usłyszałam trzask, trzask łamiących
się patyków.
Odwróciłam się w tamtym kierunku i w
następnej chwili zostałam przygnieciona do drzewa.
Zamknęłam oczy, przez nagły podmuch
wiatru i przechyliłam głowę na bok.
Czułam oddech na karku.
Ale czułam też ręce które przyszpilają mi
nadgarstki do drzewa.
Po chwili otworzyłam oczy i powoli
skierowałam wzrok przed siebie.
To co zobaczyłam zaskoczyło mnie, nawet
bardzo.
Do drzewa przyciskał mnie chłopak o
rdzawo-brązowych oczach i czarnych włosach.
Był...przystojny i prawdopodobnie w moim
wieku, może rok lub dwa starszy.
Patrzył prosto w moje oczy, które
przyglądały się jemu.
Po chwili mrugnęłam, a kiedy otworzyłam
oczy chłopak zniknął.
Obudziłam się w sobotni ranek myśląc, że
był to sen.
Jednak siniaki na nadgarstkach mówiły co
innego.
A więc on istnieje.
Postanowiłam, że wrócę dzisiaj do tego
lasu.
Po południu kiedy spakowałam potrzebne mi
rzeczy, ruszyłam na miejsce w którym spotkałam go poprzedniego dnia.
Położyłam plecak na ziemi i kiedy
podniosłam wzrok, on tam stał.
Kilka metrów ode mnie.
- Wróciłaś -usłyszałam głos, był taki,
taki...inny, od większości chłopaków w jego wieku.
-Tak, czemu miałabym nie wracać ?-
zapytałam.
- No nie wiem...kilka osób zginęło w tym
lesie, lub doznało poważnych obrażeń- mówiąc to zaczął się do mnie zbliżać.
- Nie jestem jakąś strachliwą panienką-
odpowiedziałam zginając nogę w kolanie i opierając się o drzewo.
- Wiesz, na twoim miejscu, większość
ludzi wezwałaby policję, lub coś w tym stylu, czemu ty tego nie zrobiłaś ?-
zapytał, był coraz bliżej, dzieliło nas kilka metrów.
-Mam lepsze pytanie- powiedziałam
odbijając się od drzewa i robiąc krok w jego stronę - dlaczego jeszcze żyję,
czemu mnie nie zabiłeś ?- zapytałam.
Stanął metr ode mnie.
-Sam nie wiem, nie jesteś jak
wszyscy....co nie zmienia faktu że nie zrobię tego teraz- powiedział podchodząc
jeszcze jeden krok.
Staliśmy 30 centymetrów od siebie.
- Nie boję się ciebie- powiedziałam
podchodząc krok do przodu, nasze twarze dzieliło 10 centymetrów- nie
skrzywdzisz mnie.
- Czyżby?- zapytał z ironią podchodząc
jeszcze krok bliżej, tak że czułam jego oddech na moim policzku gdy coś mówił-
nie lubię ludzi.
- Ja też nie- odparłam- ludzie to podłe
kreatury, które nie umieją kontrolować emocji.
Parsknął, po czym spojrzał na mnie z
uśmiechem, pięknym uśmiechem.
-Jesteś inna, inna niż wszyscy-
powiedział podchodząc do pobliskiego drzewa żeby usiąść na jego pniu.
- W dobrym, czy złym sensie ? -zapytałam.
- Tego jeszcze nie wiem- odparł po czym
zniknął, znowu.
Westchnęłam i odwróciłam się, aby wziąć
plecak.
Zostałam przyciśnięta do drzewa, znowu.
- Pozwól, że coś ci pokaże- powiedział w
moje ucho.
Odsunął się na kilka metrów, po czym
zamknął oczy.
Mrugnęłam.
Otwierając oczy, nie widziałam już
chłopaka, przede mną stał wilk, ogromny czarny wilk, sięgał mi do ramion.
Podszedł do mnie.
Mogę się założyć, że myślał, że ucieknę,
kiedy to zobaczę.
Wręcz przeciwnie, podeszłam do wilka i
patrząc w jego wielkie oczy pogłaskałam go po głowie.
Palce zatopiłam w gęstym futrze.
- Jesteś piękny- wyszeptałam.
Wilk, zrobił zdziwione oczy, po czym
przede mną znowu stanął chłopak o kruczo-czarnych włosach.
-Ale jak?- zapytał ze zdziwieniem.
-Co jak ?-zaśmiałam się.
-Większość uciekłaby z piskiem, zaczęła
we mnie czymś rzucać, lub coś w tym stylu, co jest z tobą nie tak!?- zapytał
zdziwiony.
-Nie jestem taka jak inne...jestem Casey-
powiedziałam.
-Lucas- powiedział patrząc mi prosto w
oczy- jesteś dziwna.... lubię cię.
Roześmiałam się.
- Ja też cię lubię.
Przez resztę soboty Lucas opowiadał mi o
swoim życiu, powiedział, że nie chciał zabić tych ludzi, że to oni zaczęli go
atakować, więc musiał się bronić.
Powiedział, że odszedł od swojej watachy,
bo miał dosyć rozkazów ojca, chciał być niezależny.
Kiedy skończyłam rozmowę z Lucasem, było
nieźle po północy, nie zauważyłam kiedy zaczęło się ściemniać.
-Casey, pozwól, że cię odprowadzę, w nocy
lepiej żebyś nie chodziła sama po lasach.
-Jasne- uśmiechnęłam się.
Wracaliśmy drogą na skróty, mieszkałam
bardzo blisko tego lasu.
-O, tam jest mój dom...więc do jutra?-
zapytałam
-Oczywi....Casey, nie!!!- wykrzyknął i
stanął przede mną.
Usłyszałam strzał, krzyknęłam.
Wyciągnęłam łuk zza pleców i strzeliłam w
mężczyznę po kilku sekundach.
Upadł na ziemię ugodzony strzałą.
Schowałam łuk.
-Lucas- westchnęłam, kucając przy nim,
dostał kulą w klatkę piersiową, srebrną kulą.
-Lucas...nie- westchnęłam po czym
uścisnęłam jego dłoń- uratowałeś mi życie.
Zadzwoniłam na policję mówiąc im o ataku,
powiedzieli że będą za 10 minut.
Siedziałam obok Lucasa, patrząc na jego
szyję, po czym zobaczyłam...puls!
On żył.
-Lucas, ty żyjesz, Lucas- zaczęłam się
cieszyć.
I wtedy coś zrozumiałam.
Kochałam go, po dwóch dniach, kochałam
Lucasa.
Może i znam go tylko tyle, ale przez te
dwa dni wiedzieliśmy o sobie wszystko.
-Lucas, otwórz oczy- powiedziałam z ręką
na jego policzku.
Ocknął się.
Spojrzałam na niego i przytuliłam go z uśmiechem.
-Policja już jedzie- powiedziałam z
uśmiechem.
-Co, policja, oni nie mogą mnie zobaczyć,
Casey, pomóż mi wejść do lasu- powiedział usiłując wstać.
-Zwariowałeś?- zapytałam, chociaż
wiedziałam, że nie żartuje.
Pomogłam mu wstać i zaprowadziłam w głąb
lasu.
-Zostań tutaj, zaraz wrócę- powiedziałam
sadzając go pod jednym z drzew.
Ruszyłam w stronę świateł policyjnych.
Opowiedziłam im co się stało, tłumacząc,
że poszłam na spacer, a ten mężczyzna do mnie strzelał.
Posiadanie łuku wytłumaczyłam jako trening
przed turniejem.
I stwierdziłam, że gliniarze z naszego miasta są mega tępi, żeby uwierzyć w to, że około północy spacerowałam z łukiem po lesie dla treningu...taaaa.
Po pół godzinie, policjanci odjechali, a
ja pobiegłam do Lucasa.
Siedział tam gdzie go zostawiłam.
-Casey, spokojnie, jeżeli wyjmę kule,
rana do jutra się zrośnie.
- Mam pomysł, moi rodzice wrócą dopiero
jutro wieczorem, chodźmy do mnie, wyjmę kule...
-Nie musisz, naprawdę- powiedział.
-Uratowałeś mi życie, jestem ci to winna,
po za tym nie zostawię cię po postrzale w lesie, chyba oszalałeś.
U mnie w domu, wyjęłam kule i przemyłam
ranę Lucasa.
Rozłożyłam dla niego sofe w pokoju dla
gości i pomogłam mu się tam położyć.
Kiedy już zgasiłam mu światło, podeszłam
i pocałowałam go w policzek, po czym poszłam spać.
Następnego ranka, po przebudzeniu,
poszłam od razu do pokoju gościnnego, lecz Lucasa w nim nie było.
Zeszłam na dół do kuchni i zobaczyłam, że
Lucas przygotował śniadanie.
-Wow- powiedziałam z wejścia.
-Nie wiem czy było mi wolno, ale zrobiłem
ci śniadanie.
-Nam- powiedziałam po czym usiadłam za
stołem.
Zjedliśmy śniadanie i stwierdziliśmy że
lepiej Lucas będzie już wracał, gdyby przypadkiem moi rodzice postanowili
wrócić wcześniej.
Na skraju lasu zatrzymaliśmy się.
-Casey....dziękuję.
-Za co?- zapytałam trochę w szoku.
-Za wszystko- powiedział, pochylił się i
mnie pocałował.
-Do zobaczenia jutro- powiedział po czym
zniknął w lesie.
Cała w skowronkach wróciłam do domu.
Właściwie resztę wakacji spędziłam z
Lucasem.
Policja zatrzymała śledztwo,
stwierdzając, że to pewnie jakieś zwierzę, ale skoro ataki ustały....
Razem z Lucasem, chodziliśmy do kina, na
miasto, na plażę, wszędzie, jak zwyczajne nastolatki.
Nie powiedziałam moim przyjaciołom prawdy
o Lucasie, tylko ja o nim wiedziałam.
Za dnia, zwykle nastolatki , a w nocy,
kto wie gdzie jeszcze nie byliśmy.....
*********************************************************************************************
Pierwsze opowiadanie, powstało ono dwa miesiące temu, napisałam je na konkurs internetowy.
Uwielbiam tematykę wilków i innych takich rzeczy, więc będą tu często występować.
Jeżeli się spodobało zostaw komentarz, serio to dla mnie ważne, jeżeli chociaż jedna osoba to przeczyta....hejtów też chętnie posłucham XD
Ej, weź ty przestań pisać tak cholernie dobre opowiadania :x xD
OdpowiedzUsuńHahahahah dzięki ;**
UsuńŚwietnie piszesz:) Obserwujemy ?:)
OdpowiedzUsuńNo pewnie ;))) dzięki :D
UsuńZaobserwowałam XD
Usuńchcialabym cie oddac, ale nie widze u ciebie tego gadzetu ;)
OdpowiedzUsuńdodaj go i poinformuj mnie a ja cie zaobserwuje ;*
Aaa no tak zapomniałam włączyć XD
Usuńpewnie ;))) poinformuje :)))))))))))
Dodałam i obserwuję ;)))
UsuńHej, chciałabym zaprosić Cię na ROZDANIE! DO WYGRANIA BLUZY! :)
OdpowiedzUsuńhttp://lilianka-blog.blogspot.com/2014/08/giveaway-with-oasap.html
świetnie napisane!
OdpowiedzUsuńjeśli możesz to poklikaj w kliki w poście u mnie :)
http://panmalofel.blogspot.com/2014/08/autumn-is-coming.html