*Max*
-Skąd
wiedziałeś co najbardziej lubię?- zapytała Envy, kiedy jej nowa ruda kumpela
odeszła od stolika.
-Nie
wiedziałem- odparłem- zamówiłem ci to co ja najbardziej lubię.
-Tak
samo jak zamówiłeś karmelowy shake?- zapytała unosząc brwi.
-Tak,
to mój ulubiony- roześmiałem się widząc jej minę- nie mów że twój też.
-Właściwie
to tak...Max twoje ulubione...drzewo?- zapytała.
Chciałem
wyczytać w jej myślach odpowiedź ale nic nie usłyszałem.
-Lipa-
powiedziałem.
Envy
otworzyła usta ze zdziwieniem.
-Musi
być coś czym się różnimy, dalej, owoc, ulubiony owoc, proszę nie mów że...
-Truskawki-
przerwałem jej.
Opadła
z frustracją na oparcie siedzenia.
-Dobra,
kolorem na pewno się różnimy, mój ulubiony to czarny- powiedziała unosząc
wyczekująco brwi.
Westchnąłem.
-Chyba
mamy większy problem niż myśleliśmy- oznajmiłem z uśmiechem.
Przez
kolejne pół godziny, próbowaliśmy znaleźć coś co lubimy innego.
Ale
jakoś nam nie wyszło.
Zwierzę,
marka samochodu, słowo- serio nawet słowo mieliśmy takie samo.
-O już
wiem- powiedziała coraz bardziej znudzona- ulubiona część twarzy- zaśmiała się.
-Masz
swoją ulubioną?- zapytałem.
-A ty?-
zaśmiała się i spojrzała na moje usta.
-Ty
pierwsza- powiedziałem opierając się na krześle.
-Oczy-
stwierdziła szybko- myślę, że to oczy.
-Nareszcie,
ja wolę usta- zaśmiałem się.
-Jak
bardzo byś się wkurzył gdybym powiedziała że kłamałam ?- zapytała przygryzając
wargi.
-Serio,
Envy ?- zapytałem z załamaniem- to zaczyna się robić przerażające.
-Instrument
?
-Gitara
-Kolor
oczu?
-Brązowy
-Kolor
włosów?- zapytała z irytacją.
-Takie
jak twoje- odpowiedziałem łapiąc kosmyk jej włosów.
-O
miło, bo moje takie jak twoje.
Roześmiałem
się.
-Envy,
mamy taki sam kolor włosów.
-Dobra
Max, spadamy stąd, trzeba dowiedzieć się o co z tym chodzi- rzuciła wstając i
odsuwając się ode mnie.
"To
jest bardzo dziwne"- usłyszałem.
-Hej
znowu słyszę twoje myśli- powiedziałem wstając.
-A
przedtem nie słyszałeś?
-Nie
Zastanowiła
się.
-Ja w
sumie twoich też nie.
Spojrzałem
na jej rękę i wyciągnąłem swoją.
-Pomyśl
o czymś- powiedziałem łapiąc jej rękę.
-Słyszałeś?-
zapytała po kilku sekundach.
-Nie...zdaje
mi się, że kiedy się dotykamy to nie działa- stwierdziłem.
-W
takim razie, już cię nie puszcze- zaśmiała się i splotła swoje palce z moimi.
Ruszyliśmy
do drzwi, kiedy nagle Envy zadrżała.
-Wszystko
w porządku ?- zapytałem.
Envy
się zatrzymała i spojrzała na mnie ze zdziwieniem a potem na resztę
restauracji.
-Max- powiedziała
drżącym głosem.
Rozejrzałem
się.
Wszystko
zamarzło.
Tak jak
kilka godzin temu.
Była
tylko ona i ja...i tamten gość który właśnie szedł w naszą stronę z wielkim,
srebrnym, świecącym na niebiesko sztyletem.
Momentalnie
popchnąłem Envy za siebie i stanąłem przodem do człowieka...nie w sumie to nie
wyglądało jak człowiek.
Nie mam
pojęcia co to było.
Wyglądało
jak postać z cienia z kryształami zamiast oczu.
Envy
jęknęła i złapała mnie za rękę nadal stojąc z tylu.
Kiedy
mnie dotknęła poczułem nagłą energię.
Wyciągnąłem
rękę w stronę tego stworzenia i po chwili wystrzeliło z niej czerwone światło
które uderzyło w stwora.
A potem
po prostu zamienił się w niebieski proszek i opadł na ziemię kilka metrów przed
nami.
*Envy*
Nie
wiem jak to się stało, ale po dotknięciu Maxa, miałam wrażenie jakbym
przekazała mu część z siebie.
To
dosyć dziwne uczucie, ale jak widać coś znaczyło, bo to czerwone światło, które
wystrzeliło z jego dłoni z pewnością nie było normalne.
-Wszystko
w porządku?- zapytał z troską w głosie Max odwracając się do mnie i biorąc moją
twarz w dłonie.
Kiwnęłam
głową patrząc w stronę niebieskiego proszku.
Leżał
na nim naszyjnik.
Był to
właściwie łańcuszek z niebieskim kryształem na końcu.
Odsunęłam
się od Maxa i wokół nas świat znowu wrócił do życia.
Ludzie
zdawali się nie zauważać że cokolwiek się zdarzyło.
Podeszłam
do dziwnego proszku i sięgnęłam po naszyjnik w momencie kiedy poczułam ciepłą
dłoń na ramieniu.
-Uważaj-
powiedział Max.
Uśmiechnęłam
się do niego.
To
dosyć słodkie, że tak się o mnie troszczy.
Sięgnęłam
po naszyjnik i w momencie kiedy go dotknęłam poczułam zimny prąd w całym ciele
i zamknęłam oczy wciągając powietrze.
Zobaczyłam
drogę jak w mapach Google.
Biegłam
jak ten ludzik którego można przesuwać do różnych miejsc.
Po
kilku sekundach znalazłam się pod wielkim budynkiem i weszłam do środka.
Dobra,
tego ten ludzik nie potrafi.
Jakimś
cudem przeniknęłam ściany i znalazłam się przed drzwiami z numerem
"207".
Nagle
znowu wróciłam do "Subway'a".
-Envy?
-Light
street 7, mieszkanie 207, mówi ci to coś?- zapytałam.
Max
spojrzał na mnie wielkimi oczami.
-Mieszkam
tam.
Spojrzałam
na łańcuszek i znowu na Maxa, po czym włożyłam medalik przez głowę.
-Wydaje
mi się, że idziemy dzisiaj już na drugą randkę, i możliwe, że znajdziemy tam
odpowiedzi- powiedziałam biorąc Maxa za rękę.
Weszło
mi to chyba w nawyk.
-Czekaj..idziemy
do mnie, tak?- zapytał.
-Chyba,
że...
-Nie-
przerwał mi- jasne, że możemy, z resztą ojca i tak nie ma w domu- wzruszył
ramionami.
-To
tylko kilka przecznic stąd, powinniśmy być tam za jakieś 20 minut.
-Tak-
powiedział Max kiedy wyszliśmy z restauracji- chyba, że ma się samochód i prawo
jazdy- powiedział z rozbawieniem i pociągnął mnie na parking przed szpitalem.
-Zaraz,
zaraz....jesteś ode mnie starszy o...
-Rok-
powiedział i się uśmiechnął- tak mi się zdaje, że masz teraz 16 lat.
-Prawie
17- powiedziałam mrużąc oczy.
-A ja
prawie 18, no widzisz, zgadłem.
Poszliśmy
na parking i mogłam założyć się o tysiaka, że wsiądziemy do czarnego forda
expedition.
Nie myliłam
się.
-Za
dwie minuty jesteśmy na miejscu- powiedział Max otwierając przede mną drzwi od
strony pasażera.
Wsiadłam
i zaczekałam aż zajmie miejsce po stronie kierowcy.
Po
około 2 minutach jazdy, jak zapowiadał znaleźliśmy się pod mieszkaniem w którym
byłam w swojej...wizji?
-Dziękujemy
za wspólną podróż- zaśmiał się i wysiadł z samochodu.
Sięgnęłam
po klamkę i chciałam popchnąć drzwi, kiedy nagle otworzyły się z impetem
ciągnąc mnie prosto w ramiona roześmianego Maxa.
-Poważnie
na mnie lecisz- zaśmiał się obejmując mnie i stawiając na ziemi.
Uderzyłam
go w ramię z uśmiechem.
Max
zamknął samochód i ruszyliśmy do ogromnych dębowych drzwi.
Po
wjechaniu windą na 20 piętro, skręciliśmy w lewo.
-Całe
piętro jest nasze, tata kupił je kilka lat temu i rozbudował tak, że ja i
America mamy jakby swoje własne mieszkania, połączone ze sobą drzwiami w
kuchni- poinformował mnie.
-A
America to?- zapytałam zmieszana.
-Moja
narzeczona- powiedział.
Zatrzymałam
się i wbiłam w niego zdziwione spojrzenie.
Max
spojrzał na mnie całkiem poważnie.
-Przecież
jesteśmy tylko przyjaciółmi- powiedział patrząc mi w oczy.
Chciałam
coś powiedzieć ale zabrakło mi słów więc tylko otwierałam i zamykałam usta.
Po
chwili Max nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem na cały korytarz.
Zdałam
sobie sprawę, że żartował i napięcie opadło.
-Palant!-
krzyknęłam uderzając go w klatkę piersiową- ale z ciebie dupek!- krzyknęłam
wymijając go.
Nadal
ze śmiechem złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
Mimowolnie
i tak sama nie mogłam opanować szerokiego uśmiechu.
Jak
dziecko które właśnie dostało worek słodyczy.
Max
spojrzał na mnie z rozbawieniem i zmierzwił mi włosy.
-A co,
jesteś zazdrosna ?- zapytał nadal z bananem na pół twarzy.
-Przed
chwilą byliśmy na randce więc o twoją narzeczoną, tak, byłabym- stwierdziłam.
Max spoważniał.
-Naprawdę
?-zapytał.
Przewróciłam
oczami i się odwróciłam.
-Więc
America to..?
Drzwi
przede mną otworzyły się uderzając o ścianę wewnątrz mieszkania i wyskoczyła z
niego blondynka mniej więcej mojego wzrostu.
-America,
czytaj ja- powiedziała wskazując na siebie- jest siostrą tego oto dupka zwanego
Max, który jak zwykle zeżarł mi moje ulubione płatki!- krzyknęła rzucając w niego
ścierką.
Roześmiałam
się i odwróciłam do Maxa który posłał siostrze mordercze spojrzenie.
-Lubię
ją- stwierdziłam z uśmiechem.
-Ta,
myślę że się dogadacie- rzucił przewracając oczami i wchodząc do mieszkania-
psychopatki- mruknął pod nosem.
-Słyszałam
!- krzyknęłam równo z Americą.
Zaśmiałyśmy
się i weszłyśmy do mieszkania.
-Więc,
jestem America jak już słyszałaś, ale wszyscy mówią mi Ami, ewentualnie Mer,
jak kto woli, a ty pewnie jesteś Envy- powiedziała.
Spojrzałam
na nią ze zdumieniem.
-Tak,
skąd wiesz?- zapytałam siadając na stołku przy stole.
-Max
zadzwonił do mnie kiedy był z tobą w szpitalu, ale jak widzę już wszystko w
porządku- stwierdziła i zlustrowała mnie spojrzeniem- faktycznie jesteś tak
ładna jak mówił- oznajmiła wyciągając butelkę "Pepsi" z lodówki.
-Max
mówił że jestem ładna?- serio poczułam jak się czerwienie.
-Ami,
jakieś 5 minut temu powiedziałem jej, że jesteś moją narzeczoną, a teraz mówisz
jej takie rzeczy, błagam nie pogrążaj mnie jeszcze bardziej- rzucił Max
wracając z pokoju obok.
Wspomniałam,
że był bez koszulki ?
Nie ?
O
kurde.
Wpatrywałam
się w jego tors jak w obrazek.
Jak na
siedemnastoletniego chłopaka był cholernie umięśniony.
Chociaż
nie za bardzo.
Tak,
idealnie.
Po
chwili się otrząsnęłam i spojrzałam na jego twarz.
Wpatrywał
się we mnie z rozbawieniem.
-Dzięki-
rzucił do mnie i ruszył w stronę lodówki.
Głupie
czytanie w myślach.
-A mi
się podoba- zaśmiał się.
Dupek.
-Słyszałem
to już.
-O co
właściwie chodzi?- zapytała Ami.
Spojrzeliśmy
z Maxem na siebie.
"Ona
nikomu nie powie, ufam jej, to moja siostra"- usłyszałam w głowie.
Skinęłam.
-Umiemy
rozmawiać przez myśli, nie pytaj jak, bo nie mamy pojęcia, po prostu tak jest-
powiedział Max najzwyczajniej w świecie- jesteśmy tu, żeby się tego dowiedzieć.
-Nieźle-
powiedziała z uśmiechem.
Uwierzyła
mu.
Tak po
prostu.
-Nigdy
jej nie okłamałem, nie ma powodów, żeby mi nie wierzyć- powiedział.
-Ta,
Max zawsze był fajnym starszym bratem, ale był też dupkiem- powiedziała i wzruszyła
ramionami.
Max
rzucił w nią ręcznikiem.
-Starszym?-
zapytałam.
Mogłabym
się założyć, że są bliźniakami.
-Ami
jest w twoim wieku- wyjaśnił Max- nie przesadzaj, nie jesteśmy aż tak podobni,
spójrz na to- powiedział wskazując na Ami i udając odrazę- a teraz na to-
wskazał na siebie z uśmiechem- widzisz łatwo stwierdzić, że nie jesteśmy bliźniakami.
-No
racja- stwierdziłam- Ami jest ładniejsza.
Zaśmiała
się.
-Widzisz
Max, nawet twoja dziewczyna woli mnie od ciebie- powiedziała i szturchnęła go
łokciem w żebro, po czym przeszła przez drzwi w kuchni, zapewne do swojego
pokoju.
-Tak,
Envy ranisz- powiedział Max i do mnie mrugnął.
Nie
zaprzeczył, że jestem jego dziewczyną.
Czemu
czuję się jakoś nieszczególnie zmieszana czy zawstydzona?
-To
dziwne- powiedziałam wiedząc doskonale, że Max podsłuchał moje wcześniejsze
myśli.
-Dziwne
jest to, że ona uważa cię za moją dziewczynę, czy że cię to nie rusza?-
zapytał.
-Oba- westchnęłam-
bo to trochę dziwne, spójrz na mnie- powiedziałam z odrazą- a spójrz na siebie-
stwierdziłam z uśmiechem wskazując na niego.
Max się
uśmiechnął.
-Racja-
oznajmił i mnie wyminął- ty jesteś ładniejsza- rzucił przez ramię.
Uśmiechnęłam
się do siebie.
I wtedy
zdałam sobie z czegoś sprawę.
Właściwie
to z trzech rzeczy.
Jest
już po 20.
Nie
zadzwoniłam do Liv, żeby powiedzieć jej gdzie jadę.
Byłam
zakochana w Maxie.
Jeszcze
czwarta rzecz.
Mam
nadzieję, że tego nie usłyszał.
-Max !-krzyknęłam.
Przyszedł
po kilku sekundach.
-Tak ?
-Słuchaj,
może umówimy się na jutro, bo jest już dosyć późno i jeszcze zapomniałam
zadzwonić do Liv i powiedzieć jej, że nie ma nas już na mieście i....
-Odwiozę
cię- przerwał mi uśmiechając się-pójdę po kluczyki- powiedział i przeszedł
przez drzwi do mieszkania siostry.
Ja w
tym czasie przeszłam do salonu.
Cała
jedna ściana to były okna.
Miasto
wyglądało niesamowicie.
Mnóstwo
świateł, samochodów.
Wyglądało
świetnie do czasu kiedy obok budynku kilka metrów od tego, w którym byliśmy
uderzył piorun.
Krzyknęłam
i odwróciłam się nawet za bardzo nie wiem w jakim celu.
Chciałam
tylko odbiec jak najdalej od okna.
Nie
przeszłam dwóch kroków, zanim wpadłam na Maxa.
Od razu
go objęłam i trzęsąc się wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową.
-Hej-
powiedział cicho również mnie przytulając- co się stało?- zapytał.
Usłyszałam
kolejny grzmot i wzdrygnęłam się przytulając Maxa mocniej.
-Boisz
się burzy?- zapytał.
Skinęłam
głową.
Max
zaprowadził nas na kanapę w salonie.
Usiadłam
na jego kolanach opierając się o jego klatkę piersiową.
Już
mniej się trzęsłam.
-Wiem,
że to dziecinne i dziwne- powiedziałam próbując opanować głos- ale burza to
jedyna rzecz której się panicznie boję- przełknęłam ślinę- to dlatego, że..w
dniu w którym zginęli moi rodzice była burza, ogromna, moi rodzice wracali do
domu z pracy, nie widziałam ich od kilku tygodnia, bo mieli wyjazd służbowy, a
kiedy wracali, kilka kilometrów od domu uderzył w nich piorun, zginęli na
miejscu, pamiętam, że później przez kilka dni była burza, a ja siedziałam za
łóżkiem ze strachem, że piorun uderzy też w dom, lub we mnie, od tamtej pory
gdy tylko jest burza....przypominają mi się rodzice i ciągły strach, za każdym
razem gdy uderzy piorun, ja...-wciągnęłam powietrze- boję się, że stracę kogoś
jeszcze- zakończyłam nadal uczepiona koszuli Maxa.
-Envy...-
zaczął Max z troską w głosie gładząc mnie po głowie- chcesz zostać?- zapytał.
Skinęłam
głową.
-Dobrze,
śpij u mnie, a ja zajmę kanapę- powiedział.
Udało
mi się nie wzdrygnąć, chociaż bardzo chciałam.
Nie
chciałam zostać sama.
Ale mu
tego powiem.
Max
zaniósł mnie do jego łóżka i przykrył kocem.
Pocałował
mnie w czoło i wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
*Max*
Byłem w
niej zakochany.
Z
pewnością.
Z
jednej strony zabawna, silna i przemądrzała, a z drugiej drobna i bezbronna.
Nie
wiedziałem jak zginęli jej rodzice.
Nie
chciałem dowiedzieć się w ten sposób, ale mimo tego, było mi jej żal.
Co
prawda moja mama nie żyje, ale mam jeszcze Americę i tatę.
Ona
jest sama.
Musimy
dowiedzieć się o co chodzi z tym wszystkim.
Może
jeszcze wszystko się jakoś ułoży.
Poszedłem
do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kolacji.
Przy
stole siedziała Ami.
-Nie
pojechała prawda?- zapytała z nad miski płatków.
-Nie,
została- odpowiedziałem podchodząc do lodówki.
-Lubię
ją, jest najfajniejsza ze wszystkich twoich dziewczyn, one widziały w tobie
tylko gwiazdę, ona widzi ciebie.
-Ona
nie jest moją dziewczyną- powiedziałem.
Była to
prawda.
Bolesna,
ale jednak.
-Zapomniałeś
dodać "jeszcze"- zaśmiała się- przecież widzę jak na ciebie patrzy,
jak ty patrzysz na nią, stary, zakochałeś się- powiedziała z wytrzeszczonymi
oczami- dopiero teraz to do mnie dotarło, do cholery!- krzyknęła i wstała z
krzesła- zakochałeś się w niej- powiedziała nadal z otwartymi szeroko oczami i
z coraz większym uśmiechem na ustach.
Przełknąłem
ślinę.
-Nawet
nie zaprzeczasz, co się z tobą stało?- zapytała zszokowana.
-Nie
mam po co zaprzeczać, sam wiem co do niej czuje.
-Kim
jesteś i co zrobiłeś z moim bratem, nie dało się go tak zmienić.
-Zdaje
mi się, że twój brat poznał kogoś, dla kogo warto było się zmienić-
powiedziałem z lekkim uśmiechem.
-Słuchaj
kochasiu, lepiej jej to powiedz, nie mam zamiaru później słuchać cię jeśli ją
stracisz- powiedziała.
-Mam
zamiar, ale chce jej powiedzieć kiedy będę gotowy, żeby to zrobić, znam ją
jeden dzień, nie chce wyjść na idiotę.
-Po
pierwsze nie musisz wychodzić i tak nim jesteś, a po drugie, myślę, że Envy nie
będzie miała nic przeciwko.
Zaśmiałem
się.
Wiedziałem
to, aż za dobrze.
*Envy*
Za
każdym razem kiedy usłyszałam grzmot zawijałam się w kołdrę coraz bardziej.
Od
piętnastu minut tylko rzucałam się po łóżku cała się trzęsąc.
Nie ma
opcji, żebym dzisiaj usnęła.
No może
jedna.
Max.
Nie
mogę go zawołać i powiedzieć, że bez niego nie usnę.
Kolejny
grzmot.
Kolejny
jęk i zawiniecie się w kołdrę.
Nienawidzę
burzy.
Nie
potrzebuje Maxa.
Kolejny
grzmot.
Nie zasnę
bez Maxa.
Nie
zawołam go.
Kolejny
grzmot.
Nie
mogę.
Kolejny
grzmot.
Wzdrygnęłam
się i czułam, że za chwilę zacznę płakać.
Kolejny
grzmot.
Max,
potrzebuje cię.
Poczułam
jak łza spływa mi po policzku.
Usłyszałam
ciche skrzypniecie drzwi.
Czy..?
Nie,
niemożliwe.
A może
jednak ?
Po
chwili usłyszałam skrzypnięcie podłogi i poczułam jak łóżko za mną się zapada.
Kolejny
grzmot.
Jęknęłam
i się skuliłam.
Poczułam
jak ktoś obejmuje mnie ramionami i przyciąga do siebie.
-Max?-
zapytałam drżącym głosem.
-Jestem,
już jestem- usłyszałam jego głos tuż przy moim uchu.
Odsunęłam
się od niego.
Mógł pomyśleć,
że go tu nie chcę.
Wręcz
przeciwnie.
Przekręciłam
się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.
Uśmiechnęłam
się i objęłam go ramionami wtulając się w jego klatkę piersiową.
-Potrzebuje
cię- szepnęłam.
Max
pocałował mnie w czubek głowy obejmując ciaśniej ramionami.
-Nie
zostawię cię-powiedział.
Kolejny
grzmot.
Nie
zareagowałam.
Byłam
bezpieczna.
Byłam z
Maxem.
Mogłam
bezpiecznie usnąć.
Obudziłam
się w miejscu q którym usnęłam.
Obok
Maxa.
Właściwie
na Maxie.
Leżałam
na jego klatce piersiowej obejmując go ramieniem.
On miał
głowę wtuloną w moje włosy i ręką obejmował moje plecy.
Podniosłam
głowę i zobaczyłam, że się uśmiecha.
-Wiesz,
taka pobudka, to już idealny prezent na urodziny- powiedział z uśmiechem
otwierając jedno oko.
Poderwałam
się w sekundę.
Max
zrobił to samo.
-Co się
stało?- zapytał zdezorientowany.
-Masz
dzisiaj urodziny?- zapytałam zszokowana.
-Osiemnaste,
mówiłem że są niedługo.
-Tak,
ale nie wiedziałam, że wtedy kiedy ja kończę siedemnaście- powiedziałam ze
zirytowana miną.
-Masz
dzisiaj urodziny ?
-Brawo
mistrzu dedukcji- powiedziałam sarkastycznie i opadłam na poduszkę o którą Max
był oparty.
Wtedy
zdałam sobie sprawę....
-O nie-
powiedziałam zakrywając głowę poduszką- Liv mnie zabije.
-Jeżeli
o to chodzi to zadzwoniłem do niej wczoraj wieczorem zanim przyszedłem- powiedział
z lekkim uśmiechem- to było dosyć dziwne, bo kiedy powiedziałem że zostałaś u
mnie i wytłumaczyłem czemu, ona powiedziała: "Wiedziałam, wiedziałam, nie
szkodzi, cieszcie sie i powiedz jej najlepszego", po czym się rozłączyła i
nie zdążyłem spytać o co chodziło z tym żeby powiedzieć ci najlepszego..no aż
do teraz.
Spojrzałam
na jego lekki uśmiech i sama nie uśmiechnęłam.
-Poza
tym nie pozwoliłbym jej cię zabić - zaśmiał się Max zabierając mi poduszkę.
-To
jest Liv, ona jest bezwzględna.
-Poznałaś
już Ami, codziennie mam do czynienia z rozpuszczoną młodszą siostrą.
-Tak a
propos, mam nadzieję, że twoja siostra będzie tak miła i pożyczy mi coś w co
mogę się przebrać, jestem w tym drugi dzień i czuję się brudna.
Max się
zaśmiał.
-Jasne,
pójdę zapytać- powiedział i pocałował mnie w policzek.
Hej, my
nie jesteśmy razem.
Mrugnął
do mnie, kiedy wychodził z pokoju.
Po
kilku minutach Max przyniósł mi kilka rzeczy.
-Więc,
Ami pożyczyła ci dżinsy i skarpetki, ale...jesteś od niej wyższa, więc żadna
jej bluzka by na ciebie nie pasowała- mówiąc to podał mi stosik ubrań z
t-shirtem na wierzchu.
Uśmiechnęłam
się kładąc stos na łóżku i podnosząc czarną koszulkę do góry.
Był na
niej napis "Don't like music ? GFY' *
Zaśmiałam
się czytając napis.
-Pomyślałem,
że może i będzie za duża, ale przynajmniej będzie ci wygodnie- powiedział lekko
zmieszany.
Uśmiechnęłam
się.
-Dziękuję
Max- powiedziałam nadal z szerokim uśmiechem- chociaż raz pomyślałeś- musiałam
dodać złośliwie na końcu.
Uśmiechnął
się i rzucił we mnie poduszką.
-Wredna-
zaśmiał się.
Posłałam
mu buziaka w powietrzu i poszłam do łazienki.
* Go fuck yourself ^_^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz