wtorek, 8 września 2015

Rozdział 3

*Max*
-Skąd wiedziałeś co najbardziej lubię?- zapytała Envy, kiedy jej nowa ruda kumpela odeszła od stolika.
-Nie wiedziałem- odparłem- zamówiłem ci to co ja najbardziej lubię.
-Tak samo jak zamówiłeś karmelowy shake?- zapytała unosząc brwi.
-Tak, to mój ulubiony- roześmiałem się widząc jej minę- nie mów że twój też.
-Właściwie to tak...Max twoje ulubione...drzewo?- zapytała.
Chciałem wyczytać w jej myślach odpowiedź ale nic nie usłyszałem.
-Lipa- powiedziałem.
Envy otworzyła usta ze zdziwieniem.
-Musi być coś czym się różnimy, dalej, owoc, ulubiony owoc, proszę nie mów że...
-Truskawki- przerwałem jej.
Opadła z frustracją na oparcie siedzenia.
-Dobra, kolorem na pewno się różnimy, mój ulubiony to czarny- powiedziała unosząc wyczekująco brwi.
Westchnąłem.
-Chyba mamy większy problem niż myśleliśmy- oznajmiłem z uśmiechem.
Przez kolejne pół godziny, próbowaliśmy znaleźć coś co lubimy innego.
Ale jakoś nam nie wyszło.
Zwierzę, marka samochodu, słowo- serio nawet słowo mieliśmy takie samo.
-O już wiem- powiedziała coraz bardziej znudzona- ulubiona część twarzy- zaśmiała się.
-Masz swoją ulubioną?- zapytałem.
-A ty?- zaśmiała się i spojrzała na moje usta.
-Ty pierwsza- powiedziałem opierając się na krześle.
-Oczy- stwierdziła szybko- myślę, że to oczy.
-Nareszcie, ja wolę usta- zaśmiałem się.
-Jak bardzo byś się wkurzył gdybym powiedziała że kłamałam ?- zapytała przygryzając wargi.
-Serio, Envy ?- zapytałem z załamaniem- to zaczyna się robić przerażające.
-Instrument ?
-Gitara
-Kolor oczu?
-Brązowy
-Kolor włosów?- zapytała z irytacją.
-Takie jak twoje- odpowiedziałem łapiąc kosmyk jej włosów.
-O miło, bo moje takie jak twoje.
Roześmiałem się.
-Envy, mamy taki sam kolor włosów.
-Dobra Max, spadamy stąd, trzeba dowiedzieć się o co z tym chodzi- rzuciła wstając i odsuwając się ode mnie.
"To jest bardzo dziwne"- usłyszałem.
-Hej znowu słyszę twoje myśli- powiedziałem wstając.
-A przedtem nie słyszałeś?
-Nie
Zastanowiła się.
-Ja w sumie twoich też nie.
Spojrzałem na jej rękę i wyciągnąłem swoją.
-Pomyśl o czymś- powiedziałem łapiąc jej rękę.
-Słyszałeś?- zapytała po kilku sekundach.
-Nie...zdaje mi się, że kiedy się dotykamy to nie działa- stwierdziłem.
-W takim razie, już cię nie puszcze- zaśmiała się i splotła swoje palce z moimi.
Ruszyliśmy do drzwi, kiedy nagle Envy zadrżała.
-Wszystko w porządku ?- zapytałem.
Envy się zatrzymała i spojrzała na mnie ze zdziwieniem a potem na resztę restauracji.
-Max- powiedziała drżącym głosem.
Rozejrzałem się.
Wszystko zamarzło.
Tak jak kilka godzin temu.
Była tylko ona i ja...i tamten gość który właśnie szedł w naszą stronę z wielkim, srebrnym, świecącym na niebiesko sztyletem.
Momentalnie popchnąłem Envy za siebie i stanąłem przodem do człowieka...nie w sumie to nie wyglądało jak człowiek.
Nie mam pojęcia co to było.
Wyglądało jak postać z cienia z kryształami zamiast oczu.
Envy jęknęła i złapała mnie za rękę nadal stojąc z tylu.
Kiedy mnie dotknęła poczułem nagłą energię.
Wyciągnąłem rękę w stronę tego stworzenia i po chwili wystrzeliło z niej czerwone światło które uderzyło w stwora.
A potem po prostu zamienił się w niebieski proszek i opadł na ziemię kilka metrów przed nami.
*Envy*
Nie wiem jak to się stało, ale po dotknięciu Maxa, miałam wrażenie jakbym przekazała mu część z siebie.
To dosyć dziwne uczucie, ale jak widać coś znaczyło, bo to czerwone światło, które wystrzeliło z jego dłoni z pewnością nie było normalne.
-Wszystko w porządku?- zapytał z troską w głosie Max odwracając się do mnie i biorąc moją twarz w dłonie.
Kiwnęłam głową patrząc w stronę niebieskiego proszku.
Leżał na nim naszyjnik.
Był to właściwie łańcuszek z niebieskim kryształem na końcu.
Odsunęłam się od Maxa i wokół nas świat znowu wrócił do życia.
Ludzie zdawali się nie zauważać że cokolwiek się zdarzyło.
Podeszłam do dziwnego proszku i sięgnęłam po naszyjnik w momencie kiedy poczułam ciepłą dłoń na ramieniu.
-Uważaj- powiedział Max.
Uśmiechnęłam się do niego.
To dosyć słodkie, że tak się o mnie troszczy.
Sięgnęłam po naszyjnik i w momencie kiedy go dotknęłam poczułam zimny prąd w całym ciele i zamknęłam oczy wciągając powietrze.
Zobaczyłam drogę jak w mapach Google.
Biegłam jak ten ludzik którego można przesuwać do różnych miejsc.
Po kilku sekundach znalazłam się pod wielkim budynkiem i weszłam do środka.
Dobra, tego ten ludzik nie potrafi.
Jakimś cudem przeniknęłam ściany i znalazłam się przed drzwiami z numerem "207".
Nagle znowu wróciłam do "Subway'a".
-Envy?
-Light street 7, mieszkanie 207, mówi ci to coś?- zapytałam.
Max spojrzał na mnie wielkimi oczami.
-Mieszkam tam.
Spojrzałam na łańcuszek i znowu na Maxa, po czym włożyłam medalik przez głowę.
-Wydaje mi się, że idziemy dzisiaj już na drugą randkę, i możliwe, że znajdziemy tam odpowiedzi- powiedziałam biorąc Maxa za rękę.
Weszło mi to chyba w nawyk.
-Czekaj..idziemy do mnie, tak?- zapytał.
-Chyba, że...
-Nie- przerwał mi- jasne, że możemy, z resztą ojca i tak nie ma w domu- wzruszył ramionami.
-To tylko kilka przecznic stąd, powinniśmy być tam za jakieś 20 minut.
-Tak- powiedział Max kiedy wyszliśmy z restauracji- chyba, że ma się samochód i prawo jazdy- powiedział z rozbawieniem i pociągnął mnie na parking przed szpitalem.
-Zaraz, zaraz....jesteś ode mnie starszy o...
-Rok- powiedział i się uśmiechnął- tak mi się zdaje, że masz teraz 16 lat.
-Prawie 17- powiedziałam mrużąc oczy.
-A ja prawie 18, no widzisz, zgadłem.
Poszliśmy na parking i mogłam założyć się o tysiaka, że wsiądziemy do czarnego forda expedition.
Nie myliłam się.
-Za dwie minuty jesteśmy na miejscu- powiedział Max otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.
Wsiadłam i zaczekałam aż zajmie miejsce po stronie kierowcy.
Po około 2 minutach jazdy, jak zapowiadał znaleźliśmy się pod mieszkaniem w którym byłam w swojej...wizji?
-Dziękujemy za wspólną podróż- zaśmiał się i wysiadł z samochodu.
Sięgnęłam po klamkę i chciałam popchnąć drzwi, kiedy nagle otworzyły się z impetem ciągnąc mnie prosto w ramiona roześmianego Maxa.
-Poważnie na mnie lecisz- zaśmiał się obejmując mnie i stawiając na ziemi.
Uderzyłam go w ramię z uśmiechem.
Max zamknął samochód i ruszyliśmy do ogromnych dębowych drzwi.
Po wjechaniu windą na 20 piętro, skręciliśmy w lewo.
-Całe piętro jest nasze, tata kupił je kilka lat temu i rozbudował tak, że ja i America mamy jakby swoje własne mieszkania, połączone ze sobą drzwiami w kuchni- poinformował mnie.
-A America to?- zapytałam zmieszana.
-Moja narzeczona- powiedział.
Zatrzymałam się i wbiłam w niego zdziwione spojrzenie.
Max spojrzał na mnie całkiem poważnie.
-Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi- powiedział patrząc mi w oczy.
Chciałam coś powiedzieć ale zabrakło mi słów więc tylko otwierałam i zamykałam usta.
Po chwili Max nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem na cały korytarz.
Zdałam sobie sprawę, że żartował i napięcie opadło.
-Palant!- krzyknęłam uderzając go w klatkę piersiową- ale z ciebie dupek!- krzyknęłam wymijając go.
Nadal ze śmiechem złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
Mimowolnie i tak sama nie mogłam opanować szerokiego uśmiechu.
Jak dziecko które właśnie dostało worek słodyczy.
Max spojrzał na mnie z rozbawieniem i zmierzwił mi włosy.
-A co, jesteś zazdrosna ?- zapytał nadal z bananem na pół twarzy.
-Przed chwilą byliśmy na randce więc o twoją narzeczoną, tak, byłabym- stwierdziłam.
Max spoważniał.
-Naprawdę ?-zapytał.
Przewróciłam oczami i się odwróciłam.
-Więc America to..?
Drzwi przede mną otworzyły się uderzając o ścianę wewnątrz mieszkania i wyskoczyła z niego blondynka mniej więcej mojego wzrostu.
-America, czytaj ja- powiedziała wskazując na siebie- jest siostrą tego oto dupka zwanego Max, który jak zwykle zeżarł mi moje ulubione płatki!- krzyknęła rzucając w niego ścierką.
Roześmiałam się i odwróciłam do Maxa który posłał siostrze mordercze spojrzenie.
-Lubię ją- stwierdziłam z uśmiechem.
-Ta, myślę że się dogadacie- rzucił przewracając oczami i wchodząc do mieszkania- psychopatki- mruknął pod nosem.
-Słyszałam !- krzyknęłam równo z Americą.
Zaśmiałyśmy się i weszłyśmy do mieszkania.
-Więc, jestem America jak już słyszałaś, ale wszyscy mówią mi Ami, ewentualnie Mer, jak kto woli, a ty pewnie jesteś Envy- powiedziała.
Spojrzałam na nią ze zdumieniem.
-Tak, skąd wiesz?- zapytałam siadając na stołku przy stole.
-Max zadzwonił do mnie kiedy był z tobą w szpitalu, ale jak widzę już wszystko w porządku- stwierdziła i zlustrowała mnie spojrzeniem- faktycznie jesteś tak ładna jak mówił- oznajmiła wyciągając butelkę "Pepsi" z lodówki.
-Max mówił że jestem ładna?- serio poczułam jak się czerwienie.
-Ami, jakieś 5 minut temu powiedziałem jej, że jesteś moją narzeczoną, a teraz mówisz jej takie rzeczy, błagam nie pogrążaj mnie jeszcze bardziej- rzucił Max wracając z pokoju obok.
Wspomniałam, że był bez koszulki ?
Nie ?
O kurde.
Wpatrywałam się w jego tors jak w obrazek.
Jak na siedemnastoletniego chłopaka był cholernie umięśniony.
Chociaż nie za bardzo.
Tak, idealnie.
Po chwili się otrząsnęłam i spojrzałam na jego twarz.
Wpatrywał się we mnie z rozbawieniem.
-Dzięki- rzucił do mnie i ruszył w stronę lodówki.
Głupie czytanie w myślach.
-A mi się podoba- zaśmiał się.
Dupek.
-Słyszałem to już.
-O co właściwie chodzi?- zapytała Ami.
Spojrzeliśmy z Maxem na siebie.
"Ona nikomu nie powie, ufam jej, to moja siostra"- usłyszałam w głowie.
Skinęłam.
-Umiemy rozmawiać przez myśli, nie pytaj jak, bo nie mamy pojęcia, po prostu tak jest- powiedział Max najzwyczajniej w świecie- jesteśmy tu, żeby się tego dowiedzieć.
-Nieźle- powiedziała z uśmiechem.
Uwierzyła mu.
Tak po prostu.
-Nigdy jej nie okłamałem, nie ma powodów, żeby mi nie wierzyć- powiedział.
-Ta, Max zawsze był fajnym starszym bratem, ale był też dupkiem- powiedziała i wzruszyła ramionami.
Max rzucił w nią ręcznikiem.
-Starszym?- zapytałam.
Mogłabym się założyć, że są bliźniakami.
-Ami jest w twoim wieku- wyjaśnił Max- nie przesadzaj, nie jesteśmy aż tak podobni, spójrz na to- powiedział wskazując na Ami i udając odrazę- a teraz na to- wskazał na siebie z uśmiechem- widzisz łatwo stwierdzić, że nie jesteśmy bliźniakami.
-No racja- stwierdziłam- Ami jest ładniejsza.
Zaśmiała się.
-Widzisz Max, nawet twoja dziewczyna woli mnie od ciebie- powiedziała i szturchnęła go łokciem w żebro, po czym przeszła przez drzwi w kuchni, zapewne do swojego pokoju.
-Tak, Envy ranisz- powiedział Max i do mnie mrugnął.
Nie zaprzeczył, że jestem jego dziewczyną.
Czemu czuję się jakoś nieszczególnie zmieszana czy zawstydzona?
-To dziwne- powiedziałam wiedząc doskonale, że Max podsłuchał moje wcześniejsze myśli.
-Dziwne jest to, że ona uważa cię za moją dziewczynę, czy że cię to nie rusza?- zapytał.
-Oba- westchnęłam- bo to trochę dziwne, spójrz na mnie- powiedziałam z odrazą- a spójrz na siebie- stwierdziłam z uśmiechem wskazując na niego.
Max się uśmiechnął.
-Racja- oznajmił i mnie wyminął- ty jesteś ładniejsza- rzucił przez ramię.
Uśmiechnęłam się do siebie.
I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę.
Właściwie to z trzech rzeczy.
Jest już po 20.
Nie zadzwoniłam do Liv, żeby powiedzieć jej gdzie jadę.
Byłam zakochana w Maxie.
Jeszcze czwarta rzecz.
Mam nadzieję, że tego nie usłyszał.
-Max !-krzyknęłam.
Przyszedł po kilku sekundach.
-Tak ?
-Słuchaj, może umówimy się na jutro, bo jest już dosyć późno i jeszcze zapomniałam zadzwonić do Liv i powiedzieć jej, że nie ma nas już na mieście i....
-Odwiozę cię- przerwał mi uśmiechając się-pójdę po kluczyki- powiedział i przeszedł przez drzwi do mieszkania siostry.
Ja w tym czasie przeszłam do salonu.
Cała jedna ściana to były okna.
Miasto wyglądało niesamowicie.
Mnóstwo świateł, samochodów.
Wyglądało świetnie do czasu kiedy obok budynku kilka metrów od tego, w którym byliśmy uderzył piorun.
Krzyknęłam i odwróciłam się nawet za bardzo nie wiem w jakim celu.
Chciałam tylko odbiec jak najdalej od okna.
Nie przeszłam dwóch kroków, zanim wpadłam na Maxa.
Od razu go objęłam i trzęsąc się wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową.
-Hej- powiedział cicho również mnie przytulając- co się stało?- zapytał.
Usłyszałam kolejny grzmot i wzdrygnęłam się przytulając Maxa mocniej.
-Boisz się burzy?- zapytał.
Skinęłam głową.
Max zaprowadził nas na kanapę w salonie.
Usiadłam na jego kolanach opierając się o jego klatkę piersiową.
Już mniej się trzęsłam.
-Wiem, że to dziecinne i dziwne- powiedziałam próbując opanować głos- ale burza to jedyna rzecz której się panicznie boję- przełknęłam ślinę- to dlatego, że..w dniu w którym zginęli moi rodzice była burza, ogromna, moi rodzice wracali do domu z pracy, nie widziałam ich od kilku tygodnia, bo mieli wyjazd służbowy, a kiedy wracali, kilka kilometrów od domu uderzył w nich piorun, zginęli na miejscu, pamiętam, że później przez kilka dni była burza, a ja siedziałam za łóżkiem ze strachem, że piorun uderzy też w dom, lub we mnie, od tamtej pory gdy tylko jest burza....przypominają mi się rodzice i ciągły strach, za każdym razem gdy uderzy piorun, ja...-wciągnęłam powietrze- boję się, że stracę kogoś jeszcze- zakończyłam nadal uczepiona koszuli Maxa.
-Envy...- zaczął Max z troską w głosie gładząc mnie po głowie- chcesz zostać?- zapytał.
Skinęłam głową.
-Dobrze, śpij u mnie, a ja zajmę kanapę- powiedział.
Udało mi się nie wzdrygnąć, chociaż bardzo chciałam.
Nie chciałam zostać sama.
Ale mu tego powiem.
Max zaniósł mnie do jego łóżka i przykrył kocem.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
*Max*
Byłem w niej zakochany.
Z pewnością.
Z jednej strony zabawna, silna i przemądrzała, a z drugiej drobna i bezbronna.
Nie wiedziałem jak zginęli jej rodzice.
Nie chciałem dowiedzieć się w ten sposób, ale mimo tego, było mi jej żal.
Co prawda moja mama nie żyje, ale mam jeszcze Americę i tatę.
Ona jest sama.
Musimy dowiedzieć się o co chodzi z tym wszystkim.
Może jeszcze wszystko się jakoś ułoży.
Poszedłem do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kolacji.
Przy stole siedziała Ami.
-Nie pojechała prawda?- zapytała z nad miski płatków.
-Nie, została- odpowiedziałem podchodząc do lodówki.
-Lubię ją, jest najfajniejsza ze wszystkich twoich dziewczyn, one widziały w tobie tylko gwiazdę, ona widzi ciebie.
-Ona nie jest moją dziewczyną- powiedziałem.
Była to prawda.
Bolesna, ale jednak.
-Zapomniałeś dodać "jeszcze"- zaśmiała się- przecież widzę jak na ciebie patrzy, jak ty patrzysz na nią, stary, zakochałeś się- powiedziała z wytrzeszczonymi oczami- dopiero teraz to do mnie dotarło, do cholery!- krzyknęła i wstała z krzesła- zakochałeś się w niej- powiedziała nadal z otwartymi szeroko oczami i z coraz większym uśmiechem na ustach.
Przełknąłem ślinę.
-Nawet nie zaprzeczasz, co się z tobą stało?- zapytała zszokowana.
-Nie mam po co zaprzeczać, sam wiem co do niej czuje.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim bratem, nie dało się go tak zmienić.
-Zdaje mi się, że twój brat poznał kogoś, dla kogo warto było się zmienić- powiedziałem z lekkim uśmiechem.
-Słuchaj kochasiu, lepiej jej to powiedz, nie mam zamiaru później słuchać cię jeśli ją stracisz- powiedziała.
-Mam zamiar, ale chce jej powiedzieć kiedy będę gotowy, żeby to zrobić, znam ją jeden dzień, nie chce wyjść na idiotę.
-Po pierwsze nie musisz wychodzić i tak nim jesteś, a po drugie, myślę, że Envy nie będzie miała nic przeciwko.
Zaśmiałem się.
Wiedziałem to, aż za dobrze.
*Envy*
Za każdym razem kiedy usłyszałam grzmot zawijałam się w kołdrę coraz bardziej.
Od piętnastu minut tylko rzucałam się po łóżku cała się trzęsąc.
Nie ma opcji, żebym dzisiaj usnęła.
No może jedna.
Max.
Nie mogę go zawołać i powiedzieć, że bez niego nie usnę.
Kolejny grzmot.
Kolejny jęk i zawiniecie się w kołdrę.
Nienawidzę burzy.
Nie potrzebuje Maxa.
Kolejny grzmot.
Nie zasnę bez Maxa.
Nie zawołam go.
Kolejny grzmot.
Nie mogę.
Kolejny grzmot.
Wzdrygnęłam się i czułam, że za chwilę zacznę płakać.
Kolejny grzmot.
Max, potrzebuje cię.
Poczułam jak łza spływa mi po policzku.
Usłyszałam ciche skrzypniecie drzwi.
Czy..?
Nie, niemożliwe.
A może jednak ?
Po chwili usłyszałam skrzypnięcie podłogi i poczułam jak łóżko za mną się zapada.
Kolejny grzmot.
Jęknęłam i się skuliłam.
Poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramionami i przyciąga do siebie.
-Max?- zapytałam drżącym głosem.
-Jestem, już jestem- usłyszałam jego głos tuż przy moim uchu.
Odsunęłam się od niego.
Mógł pomyśleć, że go tu nie chcę.
Wręcz przeciwnie.
Przekręciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.
Uśmiechnęłam się i objęłam go ramionami wtulając się w jego klatkę piersiową.
-Potrzebuje cię- szepnęłam.
Max pocałował mnie w czubek głowy obejmując ciaśniej ramionami.
-Nie zostawię cię-powiedział.
Kolejny grzmot.
Nie zareagowałam.
Byłam bezpieczna.
Byłam z Maxem.
Mogłam bezpiecznie usnąć.
Obudziłam się w miejscu q którym usnęłam.
Obok Maxa.
Właściwie na Maxie.
Leżałam na jego klatce piersiowej obejmując go ramieniem.
On miał głowę wtuloną w moje włosy i ręką obejmował moje plecy.
Podniosłam głowę i zobaczyłam, że się uśmiecha.
-Wiesz, taka pobudka, to już idealny prezent na urodziny- powiedział z uśmiechem otwierając jedno oko.
Poderwałam się w sekundę.
Max zrobił to samo.
-Co się stało?- zapytał zdezorientowany.
-Masz dzisiaj urodziny?- zapytałam zszokowana.
-Osiemnaste, mówiłem że są niedługo.
-Tak, ale nie wiedziałam, że wtedy kiedy ja kończę siedemnaście- powiedziałam ze zirytowana miną.
-Masz dzisiaj urodziny ?
-Brawo mistrzu dedukcji- powiedziałam sarkastycznie i opadłam na poduszkę o którą Max był oparty.
Wtedy zdałam sobie sprawę....
-O nie- powiedziałam zakrywając głowę poduszką- Liv mnie zabije.
-Jeżeli o to chodzi to zadzwoniłem do niej wczoraj wieczorem zanim przyszedłem- powiedział z lekkim uśmiechem- to było dosyć dziwne, bo kiedy powiedziałem że zostałaś u mnie i wytłumaczyłem czemu, ona powiedziała: "Wiedziałam, wiedziałam, nie szkodzi, cieszcie sie i powiedz jej najlepszego", po czym się rozłączyła i nie zdążyłem spytać o co chodziło z tym żeby powiedzieć ci najlepszego..no aż do teraz.
Spojrzałam na jego lekki uśmiech i sama nie uśmiechnęłam.
-Poza tym nie pozwoliłbym jej cię zabić - zaśmiał się Max zabierając mi poduszkę.
-To jest Liv, ona jest bezwzględna.
-Poznałaś już Ami, codziennie mam do czynienia z rozpuszczoną młodszą siostrą.
-Tak a propos, mam nadzieję, że twoja siostra będzie tak miła i pożyczy mi coś w co mogę się przebrać, jestem w tym drugi dzień i czuję się brudna.
Max się zaśmiał.
-Jasne, pójdę zapytać- powiedział i pocałował mnie w policzek.
Hej, my nie jesteśmy razem.
Mrugnął do mnie, kiedy wychodził z pokoju.
Po kilku minutach Max przyniósł mi kilka rzeczy.
-Więc, Ami pożyczyła ci dżinsy i skarpetki, ale...jesteś od niej wyższa, więc żadna jej bluzka by na ciebie nie pasowała- mówiąc to podał mi stosik ubrań z t-shirtem na wierzchu.
Uśmiechnęłam się kładąc stos na łóżku i podnosząc czarną koszulkę do góry.
Był na niej napis "Don't like music ? GFY' *
Zaśmiałam się czytając napis.
-Pomyślałem, że może i będzie za duża, ale przynajmniej będzie ci wygodnie- powiedział lekko zmieszany.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję Max- powiedziałam nadal z szerokim uśmiechem- chociaż raz pomyślałeś- musiałam dodać złośliwie na końcu.
Uśmiechnął się i rzucił we mnie poduszką.
-Wredna- zaśmiał się.
Posłałam mu buziaka w powietrzu i poszłam do łazienki.


* Go fuck yourself ^_^


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz