piątek, 5 grudnia 2014



                   Solange

Fajnie było myśleć, że jest się zwykłą i przeciętną nastolatką, ale prawda okazuje się, trochę mniej i bardziej fajna zarazem.
W jaki sposób ?
No właśnie taki:

-Jak się czujesz?- zapytała mama wchodząc do szpitalnego pokoju.
Wspomnę, że nie cierpię szpitali.
-Dobrze, rozmawiałaś już z lekarzem, kiedy w końcu wyjdę z tej umieralni ?- zapytałam z uśmiechem.
- Solange...wiesz, że ten wypadek był poważny, lekarze powiedzieli że powinnaś nie żyć, nie wiedzą jakim cudem nie zginęłaś- stwierdziła moja mama siadając na brzegu szpitalnego wyrka, które zaskrzypiało pod jej, dosyć małym ciężarem.
-Sama nie wiem, wylatując w powietrze myślałam o tym samym- wyrzuciłam ręce w górę z ironią.
-Czy ciebie wszystko bawi ?- uniosła brew do góry.
-Nie wiem mamo, wszystko?- zapytałam udając brytyjski akcent.
 Śmiejąc się wstała i podeszła do drzwi.
-Pójdę dowiedzieć się czegoś więcej, a ty najlepiej idź spać wybuchowa dziewczyno.
Otworzyła drzwi i zatrzymała się w pół kroku.
Ja za jej plecami zatykając usta rękami próbowałam powstrzymać się od śmiechu.
-Sol, nie to miałam na myśli, źle dobrałam słowa..- zaczęła się tłumaczyć.
-Ale wyszedł ci świetny żart mamo, naprawdę, gratuluję !- krzyknęłam przez śmiech.
Przewróciła oczami i wyszła z pokoju.
Nikt nie może zrozumieć tego, dlaczego wszystko mnie bawi.
Nawet to, że kilka dni temu był wyciek jakiegoś gazu w środku naszego garażu i jako że byłam w środku, to kiedy nastało spięcie i przepalił się któryś z kabli, budynek wyleciał w powietrze a ja razem z nim wypadając przez okno.
W sumie wychodzi na to, że to że żyje musi mieć cos wspólnego z moim fartem, inaczej nie można tego wyjaśnić.

Dwie godziny później moja mama weszła do pokoju jakaś dziwnie przestraszona.
Od razu usiadłam.
-Mamo..?- zaczęłam.
-Nie - powiedziała tylko i usiadła obok mnie nadal patrząc w przestrzeń- nie, to po prostu niemożliwe, musieli pomylić wyniki- powiedziała sama do siebie.
-Ej, Ziemia do Ann Sherdin, też chce wiedzieć czemu tak bardzo zaprzeczasz!- krzyknęłam machając mamie rękami przed twarzą.
Spojrzała na mnie.
Pierwszy raz od śmierci taty zobaczyłam iskierki w jej oczach.
-W garażu rozprzestrzenił sie jakiś bardzo trujący, rzadki gaz, kiedy do niego weszłaś i wybuchł, gaz dostał się do twojego organizmu... bardziej niż mógłby się dostać gdybyś po prostu stamtąd wyszła, jest on tak trujący, że usunie wszystkie twoje krwinki do końca tygodnia- powiedziała nie patrząc mi w oczy.
Kiedy wreszcie to zrobiła wypowiedziała tylko 5 słów, które miało odmienić moje życie na zawsze.
I tutaj kończył się mój fart.
-Solange, zostało ci tydzień życia- powiedziała próbując się całkiem nie rozkleić.
Spojrzałam na nią wielkimi oczami.
-Wow, nareszcie coś ciekawego się dzieje- wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
-To już nie jest zabawne- stwierdziła.
-Wiem, przepraszam, po prostu...wow.
-Dobra wiadomość jest taka, że możesz wyjść dzisiaj- powiedziała mama wycierając oczy.
-Tak - krzyknęłam- tego się trzymajmy, idź wypełnić te różne papierki, a ja się spakuje- powiedziałam wstając z łóżka.
Moja lewa ręka nadal była od łokcia do nadgarstka owinięta bandażem.
Na lewym policzku przy skroni miałam ledwie widoczne rozcięcie, a na prawym obojczyku naklejony plaster wielkości ręki, który został tam umieszczony po tym, jak wyjęli mi odłamek szkła, zapewne z okna przez które wyleciałam.
Na prawej łydce miałam tylko kilka zadrapań, które po 3 dniach już znikały.
Innymi słowy nie byłam bardziej pokiereszowana niż zazwyczaj po moich wyprawach w góry.
Moja mama spojrzała na mnie z wyrazem totalnej irytacji i zaskoczenia.
-Sol, jesteś nienormalna, właśnie powiedziałam, że zostało ci tylko tydzień życia- usłyszałam jej łamiący się głos.
-Właśnie, więc nie mam zamiaru marnować go na siedzenie w szpitalu, z resztą...chyba muszę wymyślić dobry plan na powiedzenie o tym przyjaciołom- stwierdziłam trochę bardziej zirytowana- Jeremy wie ?
Mój starszy 17- letni braciszek, do którego  byłam niesamowicie przywiązana, szczególnie od śmierci taty.
Niestety, bardzo się o mnie troszczył, co jest aż dziwne jak na zwyczajne rodzeństwo, które powinno bić się i gryźć na każdym kroku.
Był moim najlepszym przyjacielem od urodzenia, jeszcze zanim poznałam całą resztę.
Jeżeli się dowie, że straci swoją siostrzyczkę za tydzień..
-Nie, nie mówiłam mu, ty to zrobisz- postanowiła moja mama- więc idę załatwić papierkowe sprawy- powiedziała opuszczając salę po raz kolejny.

Po godzinie zajechałyśmy pod dom.
Czekali tam na mnie..chyba dosłownie wszyscy.
Mój brat, Chrissy, Jade, Casey i Jude- moi najlepsi przyjaciele, plus mój chłopak Carter.
W siódemkę byliśmy paczką od pierwszej klasy podstawówki, a z Carterem jestem już 3 lata, co jak na nasz wiek jest dosyć dziwne.
Wysiadłam z samochodu i od razu pobiegłam w ich stronę.
-Solange!- usłyszałam od wszystkich naraz.
-Grupowy miś!- krzyknęłam wbiegając w nich.
Ze śmiechem objęliśmy się niczym Teletubisie.
-Sol, nareszcie wróciłaś, twoja mama nie pozwalała nam ci przeszkadzać kiedy spałaś a pierwsze dwa dni nie miałaś kontaktu ze światem więc...- zaśmiała się Casey.
Przykro mi że będę musiała zepsuć im świetne nastroje.
Ale to później.
Następne co zrobiłam to przytuliłam się do każdego oddzielenie kolejny raz, kończąc na Carterze.
-Tęskniłem- zaśmiał się unosząc mnie w powietrze i kręcąc dookoła.
Nie zdawałam sobie sprawy jak trudno będzie im to powiedzieć.
 Już wiem co czują lekarze....
-Ja też- odpowiedziałam z uśmiechem unosząc się na palce żeby go pocałować.
-Za tym też tęskniłem- podsumował.
Roześmiałam się i odwróciłam do reszty.
-Muszę wam cos powiedzieć- oznajmiłam- ale najpierw chodźmy do "Duck", mam ochotę na wielkiego shake- stwierdziłam z wielkim uśmiechem.
-Genialny pomysł- Jade wzięła mnie za rękę i zaśmiała się potwierdzając moje słowa.

Po zamówieniu shake'ów, stwierdziliśmy że pójdziemy z powrotem do domu, bo tam jest cicho i będzie można w spokoju pogadać.
Jestem zdziwiona, że mama pozwoliła mi wyjść z domu, po tym jak dopiero wróciłam ze szpitala, i to z wiadomością, że pożyję jeszcze tydzień.
-Więc, co tam nowego na świecie?- spytałam próbując nie myśleć o tym, co za chwilę będę musiała im wszystkim powiedzieć.
-W sumie nudy, zerwaliśmy się w piątek z dwóch ostatnich lekcji, kiedy dowiedzieliśmy się, że miałaś wypadek, niestety kiedy dojechaliśmy do szpitala akurat cię operowali, więc posiedzieliśmy jeszcze kilka godzin, a później my poszliśmy do domu, a Jer i Carter zostali żeby dowiedzieć się co z tobą i później zdać nam relacje- opowiedziała mi Chrissy.
-O, słodkie, chłopaki- stwierdziłam posyłając im sarkastyczny uśmiech i jednocześnie z wdzięcznością w oczach.
-Nie przesadzaj, jesteś moją siostrą, to wręcz obowiązek było tam siedzieć- powiedział ze zirytowana miną Jer.
-Jasne, wszyscy dobrze wiemy, że Sol jest dla ciebie bardzo ważna, więc daj już sobie spokój- zaśmiała się Chrissy i walnęła go w ramię.
Chrissy była dziewczyną Jeremy'ego od zeszłego roku, byli razem wzorową parą, tak samo jak Jude i Jade.
-A Carter tam siedział głównie dlatego że jesteś jego dziewczyną- oznajmił Jude ze śmiechem.
-Tak, głównie dlatego, cieszę się, że już jesteś z nami- uśmiechnął się Carter obejmując mnie ramieniem.
-A co tam u ciebie Sol, już wszystko w porządku?- zapytała Jade.
Ona zawsze o wszystko martwi się najbardziej.
-Tak poza tym, że zostało mi tydzień życia to wszystko jest spoko, a tak poza tym, wie ktoś może co dzisiaj na kolację?- wypaliłam.
Kiedy doszłam do słów " zostało mi tylko tydzień życia" Carter i Jer wypluli swoje koktajle na stół, Casey się zachłysnęła, a reszta popatrzyła na mnie z przerażeniem.
-Co ty właśnie powiedziałaś ?!- wykrzyknął Carter.
-Co dzisiaj na kolację ?- spróbowałam ich jakoś odciągnąć od tego tematu.
-Wcześniej !- tym razem wrzasnął Jer.
Kurde.
Odetchnęłam i odstawiłam shake na stół.
-Przykro mi, ale dobrze słyszeliście, do końca tygodnia..mam czas tylko do końca tygodnia.
Kiedy wypowiedziałam ostatnie słowa zapadła cisza.
-Jak..?- zaczął Jer załamanym głosem.
Opowiedziałam im historię z gazem.
-Ale słuchajcie, skoro mam tylko tydzień, błagam nie chce go spędzić na użalaniu się nade mną- powiedziałam opierając się z impetem o sofę.
Carter wstał i wyszedł z pokoju wbiegając po schodach na górę.
-Carter !- krzyknęłam i biegnąc za nim przeskakiwałam po dwa stopnie.
Wpadłam do mojego pokoju.
Carter stał plecami do mnie patrząc przez okno z rękami założonymi z tyłu głowy.
Zamknęłam drzwi i podeszłam stając za nim.
-Carter...- zaczęłam.
-Znajdziemy sposób- przerwał mi.
-Carter ja umrę, nie ma...
-Właśnie że jest- przerwał ponownie- nie stracę cię Solange!- krzyknął odwracając się do mnie.
Zobaczyłam że ma mokre policzki.
Przysunęłam się i wzięłam jego twarz w dłonie.
-Carter uspokój się, nic nie zrobimy, tak już musi być, po prostu...postaram się przeżyć ten tydzień najlepiej jak potrafię- stwierdziłam gładząc go po policzku.
Carter przytulił mnie wtulając głowę w moje włosy.
Był o głowę wyższy.
Usłyszałam jak gwałtownie wciąga powietrze jakby znowu miał się rozpłakać.
-Kocham cię, wiesz?- zapytał cicho przytulając mnie mocniej.
-Wiem, ja ciebie też- powiedziałam.
Jeszcze nigdy mu tego nie powiedziałam, nigdy nie pierwsza, ja zawsze tylko odpowiadam.
Po prostu nie jestem zbyt dobra w okazywaniu uczuć.
-Wiesz za co najbardziej cię kocham?- zapytał po chwili odsuwając mnie lekko od siebie.
-Hmm?- odparłam.
-Za to, że zawsze znajdziesz jakieś plusy, nawet w najgorszej sytuacji- odpowiedział zabierając mi kosmyk włosów z twarzy- za to że w najgorszej sytuacji uśmiech nie schodzi z twoich ust, jesteś po prostu niezwykła- dokończył przyciągając mnie do siebie i całując ponownie tego dnia.
Po prostu umrzeć będzie trudniej niż myślałam.
Cóż, przynajmniej zrobię to z godnością, wiedzą że są przy mnie najbliższe mi osoby i z uśmiechem na ustach.
-Carter mogę cię o coś prosić?- spytałam po kilku minutach kiedy już się odsunęłam.
-O co zechcesz- odpowiedział bawiąc się pasmem moich długich, kasztanowych włosów.
-Muszę jeszcze zejść na dół, do nich wszystkich, ja...nie wiem czy dam radę.
-Poradzisz sobie- odparł biorąc mnie za rękę, ale uśmiech zszedł już z jego twarzy.
Kiedy zeszliśmy ze schodów wszyscy nadal siedzieli przy stole z głowami ukrytymi w rękach.
Jedynie Jer siedział patrząc tępo w przestrzeń, jednocześnie przytulając płaczącą w jego koszulę Chrissy.
-Hej...-zaczęłam.
Wszyscy nagle unieśli głowy w górę, a mój brat tylko się uśmiechnął unosząc kąciki ust do góry.
Ciekawe co wtedy myślał...
-Wiem, że to trudne dla nas wszystkich, ale naprawdę nie chce żebyście się tym smucili, bo został mi tylko tydzień, a po spędzeniu dziewięciu lat razem już dosyć dobrzenie znamię żeby wiedzieć iż nie przyjmuje do wiadomości waszych łez.
Wszyscy lekko się uśmiechnęli.
-Więc, ogarnijcie się i chodźmy gdzieś się rozerwać- zaśmiałam się na to słowo, a oni tylko smutno się uśmiechnęli- przepraszam ale to chyba już nie przestanie mnie bawić.
Kiedy tylko wszyscy wyszliśmy z pokoju zauważyłam, że Jeremy z uśmiechem mówi coś na ucho do Chrissy, a ona na tą wiadomość, cokolwiek jej przekazał momentalnie się rozpromieniła i odwróciła głowę w moją stronę z ogromnym uśmiechem, po czym zwróciła się w stronę Jeremy'ego i pocałowała go w same usta.
Chrissy od zawsze była moją najlepszą ze wszystkich przyjaciółek.
Z nią jako jedyną znam się dłużej niż z Carterem i resztą.
Przyjaźniłyśmy się już w przedszkolu, a Cartera poznałam jakoś w zerówce, resztę dopiero w pierwszej klasie podstawówki.
Chrissy była prawie jak siostra.
Biorąc pod uwagę jak się odprawy mają, w sumie można powiedzieć że nią jest.
Przechodząc obok mrugnęła do mnie.
Jeremy złapał mnie za ramię.
-Musimy później pogadać- szepnął tak, że tylko ja to słyszałam.
Skinęłam mu głową i wyszłam z domu za nimi wszystkimi.
-Więc jakie macie plany ?- spytałam zatrzaskując drzwiczki do przyczepy terenowego samochodu Jude.
Jako że on i Jade mieli po siedemnaście lat, tak samo jak Chrissy, Jeremy i Carter, miał już prawko, a na urodziny dostał ten samochód od rodziców, którzy stwierdzili, że skoro ma tylu przyjaciół to musimy jakoś poruszać się po mieście.
Więc Jude miał samochód z przyczepą jak w furgonetce, więc on i Jade zawsze siedzieli w środku, a my wszyscy na pace.
-Mamy dla ciebie małą niespodziankę, którą wymyśliliśmy kiedy jeszcze byłaś w szpitalu, więc mimo tego, że jeszcze nie wiedzieliśmy o tym że....-powiedział Carter, po czym nagle urwał-mimo tego mamy dla ciebie coś specjalnego- dokończył po chwili.
Usiadłam i oparłam się plecami o jego klatkę piersiową.
-Mam się bać?- spytałam unosząc głowę do góry.
-Oczywiście- odpowiedział Carter z uśmiechem i cmoknął mnie w policzek.

Po około 4 godzinach jazdy zaczęło się lekko ściemniać, było już około 18, więc biorąc pod uwagę, że jest lato, zostało jeszcze około 2 godzin zanim zrobi się ciemno.
Gdziekolwiek jechaliśmy, nie było szans że wrócimy przed zmrokiem.
-Ludzie serio, daleko jeszcze?- zapytałam po raz 5 naszej jazdy.
-Jeszcze około 20 kilometrów- odpowiedział Carter.
Jedyne co widziałam od godziny to niebo, ponieważ Carter stwierdził, że jeżeli to ma być niespodzianka, to nie mogę widzieć gdzie jedziemy.
Po kolejnych dziesięciu minutach jazdy Jude zaparkował samochód w miejscu gdzie było tak głośno, że ledwo słyszałam własne myśli.
-Gdzie my do cholery...?- zaczęłam i chciałam wstać, ale Carter przycisnął mi ręce do ziemi i nie pozwolił się podnieść.
-Do końca niespodzianka- oznajmił.
Wtedy przysunęła się do mnie Casey i zawiązała mi oczy niebieską bandaną.
Usłyszałam jak wszyscy zeskakują z przyczepy, po czym poczułam ciepłe dłonie Cartera oplatające mnie w pasie.
Kiedy dotknęłam stopami ziemi, Carter objął mnie w pasie i zaczął prowadzić w stronę tych przerażająco głośnych dźwięków muzyki.
Po kilkuset metrach zatrzymaliśmy się.
-Wszystkiego najlepszego, Sol!- krzyknęli wszyscy w momencie kiedy Carter zdjął mi opaskę.
Moim oczom ukazał się..
-Zwariowaliście!- krzyknęłam z uśmiechem za ustach- kompletnie zapomniałam, że dzisiaj są moje 17 urodziny, ale Disneyland...nie przesadziliście?- zaśmiałam się.
-Utwierdziłaś nas w tym pomyśle swoim ostatnim oznajmieniem nam, że umrzesz, więc już byliśmy w stu procentach pewni że musimy tu przyjechać- stwierdziła Chrissy.
Inni obrzucili ją tylko zdziwionym spojrzeniem, że w ogóle o tym wspomniała.
Ale Chrissy tylko się uśmiechnęła i mnie przytuliła.
-Podziękujesz mi jeszcze- szepnęła ze śmiechem.
-Gdzie najpierw?- zapytał Jer.
-Chodźmy na największą kolejkę jaka tu jest- odpowiedziałam z iskierkami w oczach.
-To chyba to- powiedziała Jade wskazując na ogromny diabelski młyn wielkości London Eye.
-Idziemy!- krzyknęłam obejmując jednym ramieniem Cartera a drugim Jera.
Musiało to śmiesznie wyglądać bo obaj byli wyżsi o głowę.
Do kolejki wsiedliśmy parami, a Casey poszła po popcorn, ponieważ boi się wysokości.

Po obejściu jeszcze 6 atrakcji uznaliśmy że lepiej już wyjść.
Było już tak jakby po północy.
Przy wejściu stała budka do robienia zdjęć.
Oczywiście weszliśmy narobić kilkanaście pamiątkowych, powalonych zdjęć.
Chłopaki powiedzieli, że nie opłaca się wracać do domu skoro i tak dojechalibyśmy rano.
Oświecili mnie, że wszyscy spakowali sobie torby, a Chrissy spakowała mi moją, dzień wcześniej.
Właściwie oni wszystko przewidzieli.
Pojechaliśmy do najbliższego hotelu i wzięliśmy dwa pokoje- jeden dla dziewczyn, drugi dla chłopaków.
Pół godziny po zameldowaniu do drzwi pokoju mojego i dziewczyn zapukał Jeremy i powiedział że musimy pogadać na osobności.
Kiedy zamykałam za sobą drzwi zauważyłam że Chrissy się uśmiecha.
Coś tu było nie tak.
Jeremy zaprowadził mnie do drzwi z napisem "wyjście ewakuacyjne".
Wyszliśmy na klatkę schodową.
-Lepiej usiądź Sol- oznajmił Jer schodząc na pół-piętro.
Usiadłam na 4 stopniu i spojrzałam na brata.
-O co chodzi Jer?
- To jest dosyć skom...-urwał, wiedząc że nienawidzę tego stwierdzenia- dobra- powiedział i westchnął.
-Mów tak jak zawsze- powiedziałam.
-Czyli mam walić prosto z mostu?- zapytał uniknąć brwi do góry.
-Jasne- odpowiedziałam prostując nogi na schodach.
-Ok...nie umrzesz- powiedział tak po prostu.
Westchnęłam.
-Słuchaj Jeremy, przerabiałam to już z Carterem, nie możesz nic z tym zrobić ja po prostu...
-Nie, nie rozumiesz- przerwał mi- po prostu daj mi wszystko wyjaśnić.
Westchnęłam ponownie i oparłam głowę na rękach.
-Dobra, mów.
-Jestem rok starszy więc u mnie nastąpiło to rok temu.
Tata powiedział mi o wszystkim przed śmiercią.
Normalnie dowiedziałbym się w siedemnaste urodziny, ale tata wiedział, że umrze, więc powiedział mi wcześniej i kazał przekazać to tobie kiedy skończysz 17 lat.
Ale tym wypadkiem wszystko skomplikowałaś i teraz musimy coś wymyślić...
-Jer, o czym ty do cholery mówisz?- przerwałam mu.
Jeremy spojrzał na mnie i kucnął przede mną na schodach kładąc dłonie na moich kolanach.
-Nasza rodzina wywodzi się od wilków, w 1/3 jesteśmy wilkami, Sol.
Kiedy to powiedział zatkało mnie.
-Jer, spóźniłeś się z Prima Aprilis jakieś 2 miesiące- oznajmiłam.
Wstał i westchnął.
-Nie żartuje Solange, ja też nie wierzyłem, ale kiedy zobaczyłem....- urwał.
Odwrócił się do mnie, a jego oczy świeciły na złoto.
Wstrzymałam krzyk i tylko zasłoniłam usta ręką.
Po 10 sekundach zamiast Jeremy'ego stał przede mną rdzawo-brązowy wilk.
Był wielkości połowy samochodu, czyli o połowę większy od normalnego wilka.
Zamarłam.
-Dobra Jer, wierzę ci, wierzę, wracaj!- krzyknęłam.
Wilk zszedł na dół klatki schodowej i zniknął mi z pola widzenia.
Czekałam.
W kilka minut mój brat wrócił.
-Zostawiłem sobie tam ubrania na wszelki wypadek, gdybym musiał ci to udowodnić- powiedział przeczesując włosy ręką.
-To jakieś szaleństwo- stwierdziłam, wstając- ja nie umiem być wilkiem jakbyś nie zauważył.
-Ale za kilka dni będziesz, to się dzieje kilka dni po 17 urodzinach.
-Czemu nic o tym nie wiem skoro od roku jesteś wilkiem ?
-Nie jestem wilkiem, po prostu umiem zmieniać formę, to nie jest takie skomplikowane jak się zdaje.
-Czy ktoś jeszcze...- urwałam, kiedy połączyłam wątki-Chrissy wie, prawda?
-Tak- powiedział bez wahania- jako jedyna wiedziała o tym, nie powiedziałem jej, sama to odkryła- powiedział.
-Jak ?- spytałam.
-Pamiętasz kiedy kilka dni po moich urodzinach zniknąłem na dwa dni i Chrissy też, wszyscy myśleliście że gdzieś po prostu razem pojechaliśmy żeby świętować moje urodziny, chociaż nie byliśmy jeszcze parą?- spytał.
-Jasne, że pamiętam, to właśnie po tym zostaliście parą.
-Więc, prawda jest taka, że nigdzie nie pojechaliśmy, zrobiłem to co kazał mi tata, poszedłem na skraj lasu, kiedy zacząłem źle się czuć i Chrissy wtedy poszła za mną, bo widziała że coś jest nie tak.
Ona widziała jak umieram, nie znała prawdy, ale prosiłem żeby nie dzwoniła po was, że wszystko jej wyjaśnię i żeby zabrała mnie do domku w lesie który należał do taty.
Kiedy mnie znalazła byłem od niego tylko kilka kroków.
Kiedy upadłem na ziemię ona przybiegła i położyła moją głowę na swoich kolanach.
Płakała, prosiła żebym jej nie zostawiał, mówiła że mnie kocha, że zawsze tak było.
Ja też ją kochałem, tylko miałem zamiar zrobić coś z tym już po tej całej akcji z wilkowaniem.
Kiedy widziała, że umieram i nie doniosła wszystkim tylko zrobiła to o co prosiłem i pomogła mi dostać się do domku, a później widziała jak umierałem na łóżku, to kiedy kolejnego dnia cudownie ozdrowiałem, nie tylko chciałem, ale musiałem jej powiedzieć.
Więc Chrissy od początku wie wszystko i od tego momentu umiem przemieniać się w wilka, a ja i ona jesteśmy razem.
Powiedziałem jej o tym, że ty też taka jesteś, dlatego nie zwracała uwagi na to, że masz umrzeć, ona wie że to nieprawda.
Niestety ty wszystko skomplikowałaś.
Kiedy miałaś wypadek i nic ci się nie stało, regeneracja spowodowała likwidowanie krwinek, i kiedy lekarze zrobili badania, stwierdzili, że możesz do końca tygodnia.
Gdyby nie ten wypadek nikt by siwe o niczym nie dowiedział, a teraz pół miasta wie, że masz umrzeć.
Dlatego po tym, jak powiemy mamie prawdę i urządzimy ci udawany pogrzeb, będziemy musieli wyjechać z miasta.
Teraz tylko od ciebie zależy czy powiesz im prawdę i ich zostawisz, czy lepiej żeby myśleli że nie żyjesz i w końcu pogodzili się z faktem że i tak nigdy cię nie zobaczą- skończył Jeremy siadając na schodku niżej niż ja.
Przez kilka minut trwała kompletna cisza.
Myślałam o tym co chce zrobić.
-Chce żeby Carter wiedział, a już od niego zależy co zrobi, może mnie rzuci, może zrozumie, w każdym razie chce żeby wiedział, że nie umrę tak naprawdę- nie wiem czemu ale wiadomość że nie umrę wcale nie była pocieszająca wiedząc, że i tak zostawię stare życie.
To było prawie to samo co śmierć.
-Więc powiedz mu, najlepiej teraz, nie wiem kiedy zaczniesz "umierać"- mówiąc to wstał i podał mi rękę- ucieszy sie wiedząc, że nic ci nie będzie.
Uśmiechnęłam się do brata i wyszłam z klatki ewakuacyjnej.
Pobiegłam schodami na górę w stronę pokoju chłopców, ale spotkałam Cartera na korytarzu.
-Carter!- krzyknęłam, żeby się odwrócił.
Pobiegłam w jego stronę z uśmiechem na twarzy.
-Hej- uśmiechnął się lekko i wziął mnie w ramiona kiedy na niego wpadłam.
-Mam dobre wiadomości- powiedziałam odsuwając się od niego.
-Poczekają jeszcze 5 minut?- zapytał i uniósł mój podbródek do góry- kocham cię, bardzo- szepnął opierając moje czoło o swoje.
Przełknęłam ślinę i się uśmiechnęłam.
-Dlaczego tego po prostu nie powiesz?- spytał.
-Czego?
-Dobrze wiesz czego- odparł i odsunął się- rozumiem, że nie umiesz mówić o uczuciach, ale jeżeli czujesz do mnie to samo co ja do ciebie, to czemu tego nie powiesz Sol?- zapytał z kamiennym wyrazem twarzy.
-Carter ja...-zaczęłam i urwałam.
-Właśnie Solange, nie potrafisz powiedzieć mi tego co chciałbym usłyszeć od 11 lat, od dnia kiedy cię poznałem, kiedy byliśmy dziećmi, znasz mnie tak długo i po prostu nie potrafisz- stwierdził i odwrócił się idąc w stronę pokoju.
Stałam i patrzyłam jak odchodzi, chociaż chciałam go zatrzymać, nie wiedziałam jak.
Chciałam powiedzieć mu o wszystkim, ale drzwi już zamknęły się za nim.
Stwierdziłam, ze powiem mu jutro, jest już dosyć nieogarnięty dzisiaj.

Następnego dnia wstałam jako pierwsza, ponieważ śnił mi się koszmar spowodowany myślą o Carterze, któremu nie umiem wyznać co czuje.
Kiedy weszłam do łazienki poczułam się dosyć dziwnie.
Zakręciło mi się w głowie i musiałam przytrzymać się umywalki żeby nie upaść.
Chyba jednak powinnam spać dłużej.
Zeszłam na dół na śniadanie, które biorąc pod uwagę godzinę było raczej obiadem.
Kiedy wróciłam do pokoju czułam się jeszcze gorzej.
W głowie waliło mi tak, że słyszałam pulsowanie w uszach.
Ogółem mówiąc zaczynałam widzieć coraz gorzej, a chodziłam jak na haju.
Doczołgałam się jakimś cudem do pokoju i po otworzeniu drzwi i stwierdzeniu że nikogo w nim nie ma ruszyłam w stronę łóżka.
Nie doszłam zbyt daleko, bo potknęłam się o swoje nogi i runęłam na podłogę.
Nie miałam siły wstać i nie miałam pojęcia dlaczego.
Po kilku minutach zamknęłam oczy, do momentu w którym usłyszałam że drzwi się otwierają.
-Nigdzie nie mogę jej znaleźć, szukałam już...-usłyszałam głos Casey, która nagle urwała w połowie zdania- Solange !- krzyknęła.
Uchyliłam lekko oczy.
Casey podbiegła do mnie i zmierzyła mi puls.
-To miał być tydzień- zaczęła panikować- biegnij po chłopaków!- krzyknęła ze łzami w oczach w stronę Jade, która stała w drzwiach z ustami zakrytymi ręką.
Natychmiast wybiegła z pokoju.
-Solange- powiedziała załamanym głosem Casey- słyszysz mnie, nie możesz nam tego zrobić, zostań z nami, proszę, słyszysz mnie?!- zapytała głośniej.
Spojrzałam na nią i jęknęłam czując ból w klatce piersiowej.
-Sol..- zaczęła płakać Casey- błagam!
W tej chwili do pokoju wbiegł Carter.
-Solange!- krzyknął i doskoczył do mnie.
Od razu wziął mnie na ręce i położył na łóżku.
Usiadł obok na krześle i trzymał mnie mocno za rękę.
-Proszę, proszę nie rób mi tego, nie zostawiaj mnie- powiedział i zobaczyłam że ma mokre policzki.
Przypomniałam sobie, że zapomniałam mu powiedzieć.
On myśli że ja umieram, teraz jest za późno.
Zobaczyłam kątem oka Jeremy'ego, stał przytulając Chrissy i patrząc mi prosto w oczy.
Skinął do mnie głową.
-Powinniśmy stąd wyjść, już nic nie zrobimy, dajmy im ostatnią chwilę dla siebie- usłyszałam Jeremy'ego.
Wszyscy podeszli do mnie, wszyscy byli mokrzy na twarzy, z wyjątkiem Chrissy I Jeremy'ego, którzy znali prawdę, chociaż Chrissy błyszczały oczy.
Każdy przytulił mnie mówiąc, że nigdy mnie nie zapomni, że ma nadzieję, że dadzą sobie radę, chociaż ciężko będzie pogodzić im się, ze straceniem mnie.
Wszyscy wyszli zostawiając mnie z Carterem.
Poczułam ukłucie w klatce piersiowej i zassałam powietrze.
Carter usiadł na łóżku obok mnie i wziął mnie w ramiona trzymając moją głowę tak żeby ją widzieć.
-Przepraszam, za wczoraj, nie powinienem- powiedział próbując przestać płakać- ale tak bardzo cię kocham Solange, nie zapomnę o tobie, nigdy.
Uniosłam dłoń do góry i dotknęłam jego policzka z trudem oddychając.
-Powiedz coś Solange, chcę usłyszeć cię jeszcze ten jeden raz- powiedział głaszcząc mnie po włosach.
Przełknęłam ślinę.
-Kocham Cię, Carter- powiedziałam wreszcie, wiedząc, że już nigdy go nie zobaczę, musiałam mu to wreszcie wyznać- zawsze, zawsze cię kochałam, zawsze będę, obiecuję- powiedziałam z uśmiechem i zamknęłam oczy- Kocham Cię.
To były moje ostatnie słowa.
Później była tylko ciemność.

Obudziłam się w innym miejscu.
Wszystko przestało mnie boleć.
-Dzień dobry słońce- usłyszałam głos Chrissy.
Usiadłam na łóżku i spojrzałam na nią.
-Gdybyś powiedziała to po hiszpańsku, zabrzmiałoby śmiesznie- stwierdziłam.
-Buenos Dias, Sol- zaśmiała się Chrissy- nie tracisz poczucia humoru.
-Gdzie my jesteśmy?- spytałam.
-W domku w lesie, należał do twojego taty.
-Tak, słyszałam jego historię- powiedziałam- mama już wszystko wie, kiedy pogrzeb, co z innymi?- zasypałam ją gradem pytań.
-Spokojnie, wszystkiego się dowiesz, Jeremy pojechał po coś do jedzenia do miasta, twoja mama wie już o wszystkim i jest mega uszczęśliwiona, uznała że najlepiej będzie powiedzieć wszystkim, że chce cię pochować w rodzinnym mieście, czyli Nowym Orleanie, a nikomu raczej nie będzie pasowało żeby lecieć tak daleko, przyjaciele pożegnali się z tobą nieoficjalnie, stwierdziliśmy, że to im wystarczy, teraz wybór należy do ciebie i Jeremy'ego gdzie będziemy mieszkać- powiedziała zwięźle.
-Czekaj...jedziesz z nami ?- spytałam trochę zaskoczona i ucieszona zarazem.
-Jasne, za kilka miesięcy skończę osiemnastkę więc rodzice pozwolą mi jechać, z resztą, jestem przywiązana do Jeremy'ego więc...
-Co jesteś?- przerwałam jej.
-To tak działa, nie słyszałaś, że wilki łączą się w pary raz na całe życie, twój brat wybrał mnie mówiąc, że mnie kocha, więc teraz musi mnie znosić do końca swojego życia- oznajmiła.
-Ale to, że on jest przywiązany do ciebie, przecież nie znaczy, że ty musisz być do niego, przecież jesteś człowiekiem.
-Kiedy powiedziałam, że go kocham, przypieczętowałam to, że jestem jego partnerką na zawsze, więc ja też się tak czuje, nie mogłabym kochać kogoś innego.
I wtedy to do mnie dotarło.
O kurde.
-Czekaj..czyli to znaczy, że ja i Carter....- w tym momencie ktoś zapukał do drzwi wejściowych.
Chrissy uśmiechnęła się i skinęła, że mam iść otworzyć
Pobiegłam do drzwi wejściowych.
Otworzyłam je nie sprawdzając kto za nimi stoi.
Nie musiałam, ja to czułam.
-Solange- usłyszałam głos ulgi.
-Carter- odpowiedziałam z uśmiechem i rzuciłam się w jego ramiona.
-Boże, miałem nadzieję, że wszystko co powiedział twój brat to prawda, nie mógłbym żyć bez ciebie.
Odsunęłam się po chwili i wciągnęłam go do domu zamykając drzwi.
-Nie przestraszyłeś się tego co ci powiedział, ja na początku mu nie wierzyłam- stwierdziłam.
-Byłem gotów dla ciebie zaryzykować- uśmiechnął się i usiadł na krześle sadzając mnie sobie na kolanach- z resztą słyszałem, że i tak jesteś na mnie skazana na zawsze- zaśmiał się.
-Też tak słyszałam- stwierdziłam i położyłam mu dłoń na policzku.
-Powiedziałaś że mnie kochasz, słyszałem to w końcu pierwszy i pewnie ostatni raz- zaśmiał się.
-Taki jesteś pewny- zaśmiałam się i go pocałowałam- to uważaj-wzięłam jego twarz w dłonie i spojrzałam mu prosto w oczy - Kocham Cię- powiedziałam i zobaczyłam jak jego oczy błyszczą- bardzo, bardzo, bardzo.
-Ja ciebie też- odpowiedział.
Roześmiałam się.
-To moja kwestia.
-Więc, gdzie teraz będziemy mieszkać?- spytał.
-My?- zapytałam zaskoczona.
-Słyszałaś o tym przywiązaniu, to działa w dwie strony, zostałaś na mnie skazana do końca życia kochana- stwierdził z uśmiechem.
-Jakoś mi to nie przeszkadza- powiedziałam i wstałam- rusz się, skoro mamy razem mieszkać musisz mi pokazać, że umiesz gotować- zaśmiałam się.
-Wiesz, akurat masz problem- powiedział i wstał- w tym jestem najlepszy.
-Nie prawda- powiedziałam.
-Co?
-Nie w tym jesteś najlepszy- powiedziałam obchodząc stół i dźgając do w pierś.
-Tak, to w czym ?-spytał kładąc ręce na mojej talii.
-Ale jesteś mądry, mam ci pokazać w czym?- spytałam zarzucając mu ręce na szyję.
-Ładnie proszę- odparł i oparł moje czoło na swoim.
-Skoro nalegasz- odpowiedziałam i złączyłam nasze usta.
-Powinnaś jeszcze poćwiczyć żeby dorównać mistrzowi- zaśmiał się po chwili.
-Mam na to dużo czasu- zaśmiałam się i złapałam za nóż.
- A teraz popisz się co jeszcze potrafisz- powiedziałam i mu go podałam.
-Szykuj się na najlepszą kolację w życiu.
-Ja też się pisze!- krzyknął Jeremy zamykając właśnie drzwi za sobą- przyniosłem coś w zamian- powiedział i postawił siatki z jedzeniem na stole- bez tego ani rusz.
-To ja też!- krzyknęła Chrissy wbiegając do pokoju i wskakując Jeremy'emu na plecy.
-Masz spore pole do popisu- powiedziałam włączając radio stojące na parapecie.
W radiu zaczynała się właśnie piosenka "The other side".
Kiedy chłopaki kroili produkty na zrobienie czegoś co miał zamiar gotować Carter, ja i Chrissy skakałyśmy ze śmiechem drąc się na całe gardło:
"Tonight, take me to the other side
Sparks fly like the Fourth of July
Just take me to the other side.. "
W którymś momencie ja podeszłam do Cartera a ona do Jeremy'ego i zaśpiewałyśmy im prosto w twarz:
"Kiss me like it's do or die..".
Chłopaki nie mogli opanować się ze śmiechu.
-Chrissy stworzymy zespół!- krzyknęłam.
-Tak, chłopaki będą grać a my śpiewać, "Wolfband", czujesz to?- zaśmiała się.
Do końca tego wieczoru prześpiewałyśmy chyba wszystkie piosenki z radia.
Zdawało mi się, że od tamtego momentu, moje życie całkowicie się zmieniło, czy na gorsze?
Nie sądzę.
Na lepsze?
Hmm, raczej tak.
Od tamtej pory wydawało się, że wszystko będzie w końcu tak, jak być powinno, jedynym minusem było to, że zostawiam wszystko za sobą, ale to znaczyło, że zaczynam całkiem nowe życie, wśród ludzi z którymi chciałam być najbardziej.

4 komentarze:

  1. Jesteś stanowczo uzależniona od wilków! :D
    Tak jak już ci mówiłam, opowiadanie jest świetne <3

    OdpowiedzUsuń
  2. tak stanowczo jestem ^_^ XD
    Dzięki ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. WILKI *.*
    Przeczytałam wszystko! Masz świetny styl i super pomysły!
    Susanne597 aka Zuza B z #ATWff

    OdpowiedzUsuń
  4. hahah dziękuję, kocham wilki, i zazwyczaj część pomysłów mi się śni XD
    jedna czy dwie sceny, później wymyślam resztę XD

    OdpowiedzUsuń