Solange
Fajnie było myśleć,
że jest się zwykłą i przeciętną nastolatką, ale prawda okazuje się, trochę
mniej i bardziej fajna zarazem.
W jaki sposób ?
No właśnie taki:
-Jak się czujesz?-
zapytała mama wchodząc do szpitalnego pokoju.
Wspomnę, że nie
cierpię szpitali.
-Dobrze,
rozmawiałaś już z lekarzem, kiedy w końcu wyjdę z tej umieralni ?- zapytałam z
uśmiechem.
- Solange...wiesz,
że ten wypadek był poważny, lekarze powiedzieli że powinnaś nie żyć, nie wiedzą
jakim cudem nie zginęłaś- stwierdziła moja mama siadając na brzegu szpitalnego
wyrka, które zaskrzypiało pod jej, dosyć małym ciężarem.
-Sama nie wiem,
wylatując w powietrze myślałam o tym samym- wyrzuciłam ręce w górę z ironią.
-Czy ciebie
wszystko bawi ?- uniosła brew do góry.
-Nie wiem mamo,
wszystko?- zapytałam udając brytyjski akcent.
Śmiejąc się wstała i podeszła do drzwi.
-Pójdę dowiedzieć
się czegoś więcej, a ty najlepiej idź spać wybuchowa dziewczyno.
Otworzyła drzwi i
zatrzymała się w pół kroku.
Ja za jej plecami
zatykając usta rękami próbowałam powstrzymać się od śmiechu.
-Sol, nie to miałam
na myśli, źle dobrałam słowa..- zaczęła się tłumaczyć.
-Ale wyszedł ci
świetny żart mamo, naprawdę, gratuluję !- krzyknęłam przez śmiech.
Przewróciła oczami
i wyszła z pokoju.
Nikt nie może
zrozumieć tego, dlaczego wszystko mnie bawi.
Nawet to, że kilka
dni temu był wyciek jakiegoś gazu w środku naszego garażu i jako że byłam w
środku, to kiedy nastało spięcie i przepalił się któryś z kabli, budynek
wyleciał w powietrze a ja razem z nim wypadając przez okno.
W sumie wychodzi na
to, że to że żyje musi mieć cos wspólnego z moim fartem, inaczej nie można tego
wyjaśnić.
Dwie godziny
później moja mama weszła do pokoju jakaś dziwnie przestraszona.
Od razu usiadłam.
-Mamo..?- zaczęłam.
-Nie - powiedziała
tylko i usiadła obok mnie nadal patrząc w przestrzeń- nie, to po prostu
niemożliwe, musieli pomylić wyniki- powiedziała sama do siebie.
-Ej, Ziemia do Ann
Sherdin, też chce wiedzieć czemu tak bardzo zaprzeczasz!- krzyknęłam machając
mamie rękami przed twarzą.
Spojrzała na mnie.
Pierwszy raz od
śmierci taty zobaczyłam iskierki w jej oczach.
-W garażu
rozprzestrzenił sie jakiś bardzo trujący, rzadki gaz, kiedy do niego weszłaś i
wybuchł, gaz dostał się do twojego organizmu... bardziej niż mógłby się dostać
gdybyś po prostu stamtąd wyszła, jest on tak trujący, że usunie wszystkie twoje
krwinki do końca tygodnia- powiedziała nie patrząc mi w oczy.
Kiedy wreszcie to
zrobiła wypowiedziała tylko 5 słów, które miało odmienić moje życie na zawsze.
I tutaj kończył się
mój fart.
-Solange, zostało
ci tydzień życia- powiedziała próbując się całkiem nie rozkleić.
Spojrzałam na nią
wielkimi oczami.
-Wow, nareszcie coś
ciekawego się dzieje- wypaliłam, zanim zdążyłam ugryźć się w język.
-To już nie jest
zabawne- stwierdziła.
-Wiem, przepraszam,
po prostu...wow.
-Dobra wiadomość
jest taka, że możesz wyjść dzisiaj- powiedziała mama wycierając oczy.
-Tak - krzyknęłam-
tego się trzymajmy, idź wypełnić te różne papierki, a ja się spakuje-
powiedziałam wstając z łóżka.
Moja lewa ręka
nadal była od łokcia do nadgarstka owinięta bandażem.
Na lewym policzku
przy skroni miałam ledwie widoczne rozcięcie, a na prawym obojczyku naklejony
plaster wielkości ręki, który został tam umieszczony po tym, jak wyjęli mi
odłamek szkła, zapewne z okna przez które wyleciałam.
Na prawej łydce
miałam tylko kilka zadrapań, które po 3 dniach już znikały.
Innymi słowy nie
byłam bardziej pokiereszowana niż zazwyczaj po moich wyprawach w góry.
Moja mama spojrzała
na mnie z wyrazem totalnej irytacji i zaskoczenia.
-Sol, jesteś
nienormalna, właśnie powiedziałam, że zostało ci tylko tydzień życia- usłyszałam
jej łamiący się głos.
-Właśnie, więc nie
mam zamiaru marnować go na siedzenie w szpitalu, z resztą...chyba muszę
wymyślić dobry plan na powiedzenie o tym przyjaciołom- stwierdziłam trochę
bardziej zirytowana- Jeremy wie ?
Mój starszy 17-
letni braciszek, do którego byłam
niesamowicie przywiązana, szczególnie od śmierci taty.
Niestety, bardzo
się o mnie troszczył, co jest aż dziwne jak na zwyczajne rodzeństwo, które
powinno bić się i gryźć na każdym kroku.
Był moim najlepszym
przyjacielem od urodzenia, jeszcze zanim poznałam całą resztę.
Jeżeli się dowie,
że straci swoją siostrzyczkę za tydzień..
-Nie, nie mówiłam
mu, ty to zrobisz- postanowiła moja mama- więc idę załatwić papierkowe sprawy-
powiedziała opuszczając salę po raz kolejny.
Po godzinie
zajechałyśmy pod dom.
Czekali tam na
mnie..chyba dosłownie wszyscy.
Mój brat, Chrissy,
Jade, Casey i Jude- moi najlepsi przyjaciele, plus mój chłopak Carter.
W siódemkę byliśmy
paczką od pierwszej klasy podstawówki, a z Carterem jestem już 3 lata, co jak
na nasz wiek jest dosyć dziwne.
Wysiadłam z samochodu
i od razu pobiegłam w ich stronę.
-Solange!-
usłyszałam od wszystkich naraz.
-Grupowy miś!-
krzyknęłam wbiegając w nich.
Ze śmiechem
objęliśmy się niczym Teletubisie.
-Sol, nareszcie
wróciłaś, twoja mama nie pozwalała nam ci przeszkadzać kiedy spałaś a pierwsze
dwa dni nie miałaś kontaktu ze światem więc...- zaśmiała się Casey.
Przykro mi że będę
musiała zepsuć im świetne nastroje.
Ale to później.
Następne co
zrobiłam to przytuliłam się do każdego oddzielenie kolejny raz, kończąc na
Carterze.
-Tęskniłem- zaśmiał
się unosząc mnie w powietrze i kręcąc dookoła.
Nie zdawałam sobie
sprawy jak trudno będzie im to powiedzieć.
Już wiem co czują lekarze....
-Ja też-
odpowiedziałam z uśmiechem unosząc się na palce żeby go pocałować.
-Za tym też
tęskniłem- podsumował.
Roześmiałam się i
odwróciłam do reszty.
-Muszę wam cos
powiedzieć- oznajmiłam- ale najpierw chodźmy do "Duck", mam ochotę na
wielkiego shake- stwierdziłam z wielkim uśmiechem.
-Genialny pomysł- Jade
wzięła mnie za rękę i zaśmiała się potwierdzając moje słowa.
Po zamówieniu
shake'ów, stwierdziliśmy że pójdziemy z powrotem do domu, bo tam jest cicho i
będzie można w spokoju pogadać.
Jestem zdziwiona,
że mama pozwoliła mi wyjść z domu, po tym jak dopiero wróciłam ze szpitala, i
to z wiadomością, że pożyję jeszcze tydzień.
-Więc, co tam
nowego na świecie?- spytałam próbując nie myśleć o tym, co za chwilę będę
musiała im wszystkim powiedzieć.
-W sumie nudy,
zerwaliśmy się w piątek z dwóch ostatnich lekcji, kiedy dowiedzieliśmy się, że
miałaś wypadek, niestety kiedy dojechaliśmy do szpitala akurat cię operowali,
więc posiedzieliśmy jeszcze kilka godzin, a później my poszliśmy do domu, a Jer
i Carter zostali żeby dowiedzieć się co z tobą i później zdać nam relacje-
opowiedziała mi Chrissy.
-O, słodkie, chłopaki-
stwierdziłam posyłając im sarkastyczny uśmiech i jednocześnie z wdzięcznością w
oczach.
-Nie przesadzaj,
jesteś moją siostrą, to wręcz obowiązek było tam siedzieć- powiedział ze
zirytowana miną Jer.
-Jasne, wszyscy
dobrze wiemy, że Sol jest dla ciebie bardzo ważna, więc daj już sobie spokój-
zaśmiała się Chrissy i walnęła go w ramię.
Chrissy była
dziewczyną Jeremy'ego od zeszłego roku, byli razem wzorową parą, tak samo jak
Jude i Jade.
-A Carter tam
siedział głównie dlatego że jesteś jego dziewczyną- oznajmił Jude ze śmiechem.
-Tak, głównie
dlatego, cieszę się, że już jesteś z nami- uśmiechnął się Carter obejmując mnie
ramieniem.
-A co tam u ciebie
Sol, już wszystko w porządku?- zapytała Jade.
Ona zawsze o
wszystko martwi się najbardziej.
-Tak poza tym, że
zostało mi tydzień życia to wszystko jest spoko, a tak poza tym, wie ktoś może
co dzisiaj na kolację?- wypaliłam.
Kiedy doszłam do
słów " zostało mi tylko tydzień życia" Carter i Jer wypluli swoje
koktajle na stół, Casey się zachłysnęła, a reszta popatrzyła na mnie z
przerażeniem.
-Co ty właśnie
powiedziałaś ?!- wykrzyknął Carter.
-Co dzisiaj na
kolację ?- spróbowałam ich jakoś odciągnąć od tego tematu.
-Wcześniej !- tym
razem wrzasnął Jer.
Kurde.
Odetchnęłam i
odstawiłam shake na stół.
-Przykro mi, ale
dobrze słyszeliście, do końca tygodnia..mam czas tylko do końca tygodnia.
Kiedy
wypowiedziałam ostatnie słowa zapadła cisza.
-Jak..?- zaczął Jer
załamanym głosem.
Opowiedziałam im
historię z gazem.
-Ale słuchajcie,
skoro mam tylko tydzień, błagam nie chce go spędzić na użalaniu się nade mną-
powiedziałam opierając się z impetem o sofę.
Carter wstał i
wyszedł z pokoju wbiegając po schodach na górę.
-Carter !-
krzyknęłam i biegnąc za nim przeskakiwałam po dwa stopnie.
Wpadłam do mojego
pokoju.
Carter stał plecami
do mnie patrząc przez okno z rękami założonymi z tyłu głowy.
Zamknęłam drzwi i
podeszłam stając za nim.
-Carter...-
zaczęłam.
-Znajdziemy sposób-
przerwał mi.
-Carter ja umrę,
nie ma...
-Właśnie że jest-
przerwał ponownie- nie stracę cię Solange!- krzyknął odwracając się do mnie.
Zobaczyłam że ma
mokre policzki.
Przysunęłam się i
wzięłam jego twarz w dłonie.
-Carter uspokój
się, nic nie zrobimy, tak już musi być, po prostu...postaram się przeżyć ten
tydzień najlepiej jak potrafię- stwierdziłam gładząc go po policzku.
Carter przytulił
mnie wtulając głowę w moje włosy.
Był o głowę wyższy.
Usłyszałam jak
gwałtownie wciąga powietrze jakby znowu miał się rozpłakać.
-Kocham cię,
wiesz?- zapytał cicho przytulając mnie mocniej.
-Wiem, ja ciebie
też- powiedziałam.
Jeszcze nigdy mu
tego nie powiedziałam, nigdy nie pierwsza, ja zawsze tylko odpowiadam.
Po prostu nie
jestem zbyt dobra w okazywaniu uczuć.
-Wiesz za co
najbardziej cię kocham?- zapytał po chwili odsuwając mnie lekko od siebie.
-Hmm?- odparłam.
-Za to, że zawsze
znajdziesz jakieś plusy, nawet w najgorszej sytuacji- odpowiedział zabierając
mi kosmyk włosów z twarzy- za to że w najgorszej sytuacji uśmiech nie schodzi z
twoich ust, jesteś po prostu niezwykła- dokończył przyciągając mnie do siebie i
całując ponownie tego dnia.
Po prostu umrzeć
będzie trudniej niż myślałam.
Cóż, przynajmniej
zrobię to z godnością, wiedzą że są przy mnie najbliższe mi osoby i z uśmiechem
na ustach.
-Carter mogę cię o
coś prosić?- spytałam po kilku minutach kiedy już się odsunęłam.
-O co zechcesz-
odpowiedział bawiąc się pasmem moich długich, kasztanowych włosów.
-Muszę jeszcze
zejść na dół, do nich wszystkich, ja...nie wiem czy dam radę.
-Poradzisz sobie-
odparł biorąc mnie za rękę, ale uśmiech zszedł już z jego twarzy.
Kiedy zeszliśmy ze
schodów wszyscy nadal siedzieli przy stole z głowami ukrytymi w rękach.
Jedynie Jer
siedział patrząc tępo w przestrzeń, jednocześnie przytulając płaczącą w jego
koszulę Chrissy.
-Hej...-zaczęłam.
Wszyscy nagle
unieśli głowy w górę, a mój brat tylko się uśmiechnął unosząc kąciki ust do
góry.
Ciekawe co wtedy
myślał...
-Wiem, że to trudne
dla nas wszystkich, ale naprawdę nie chce żebyście się tym smucili, bo został
mi tylko tydzień, a po spędzeniu dziewięciu lat razem już dosyć dobrzenie
znamię żeby wiedzieć iż nie przyjmuje do wiadomości waszych łez.
Wszyscy lekko się
uśmiechnęli.
-Więc, ogarnijcie
się i chodźmy gdzieś się rozerwać- zaśmiałam się na to słowo, a oni tylko
smutno się uśmiechnęli- przepraszam ale to chyba już nie przestanie mnie bawić.
Kiedy tylko wszyscy
wyszliśmy z pokoju zauważyłam, że Jeremy z uśmiechem mówi coś na ucho do
Chrissy, a ona na tą wiadomość, cokolwiek jej przekazał momentalnie się
rozpromieniła i odwróciła głowę w moją stronę z ogromnym uśmiechem, po czym zwróciła
się w stronę Jeremy'ego i pocałowała go w same usta.
Chrissy od zawsze
była moją najlepszą ze wszystkich przyjaciółek.
Z nią jako jedyną
znam się dłużej niż z Carterem i resztą.
Przyjaźniłyśmy się
już w przedszkolu, a Cartera poznałam jakoś w zerówce, resztę dopiero w
pierwszej klasie podstawówki.
Chrissy była prawie
jak siostra.
Biorąc pod uwagę
jak się odprawy mają, w sumie można powiedzieć że nią jest.
Przechodząc obok
mrugnęła do mnie.
Jeremy złapał mnie
za ramię.
-Musimy później
pogadać- szepnął tak, że tylko ja to słyszałam.
Skinęłam mu głową i
wyszłam z domu za nimi wszystkimi.
-Więc jakie macie
plany ?- spytałam zatrzaskując drzwiczki do przyczepy terenowego samochodu
Jude.
Jako że on i Jade
mieli po siedemnaście lat, tak samo jak Chrissy, Jeremy i Carter, miał już
prawko, a na urodziny dostał ten samochód od rodziców, którzy stwierdzili, że
skoro ma tylu przyjaciół to musimy jakoś poruszać się po mieście.
Więc Jude miał
samochód z przyczepą jak w furgonetce, więc on i Jade zawsze siedzieli w środku,
a my wszyscy na pace.
-Mamy dla ciebie
małą niespodziankę, którą wymyśliliśmy kiedy jeszcze byłaś w szpitalu, więc
mimo tego, że jeszcze nie wiedzieliśmy o tym że....-powiedział Carter, po czym
nagle urwał-mimo tego mamy dla ciebie coś specjalnego- dokończył po chwili.
Usiadłam i oparłam
się plecami o jego klatkę piersiową.
-Mam się bać?-
spytałam unosząc głowę do góry.
-Oczywiście-
odpowiedział Carter z uśmiechem i cmoknął mnie w policzek.
Po około 4
godzinach jazdy zaczęło się lekko ściemniać, było już około 18, więc biorąc pod
uwagę, że jest lato, zostało jeszcze około 2 godzin zanim zrobi się ciemno.
Gdziekolwiek
jechaliśmy, nie było szans że wrócimy przed zmrokiem.
-Ludzie serio,
daleko jeszcze?- zapytałam po raz 5 naszej jazdy.
-Jeszcze około 20
kilometrów- odpowiedział Carter.
Jedyne co widziałam
od godziny to niebo, ponieważ Carter stwierdził, że jeżeli to ma być
niespodzianka, to nie mogę widzieć gdzie jedziemy.
Po kolejnych
dziesięciu minutach jazdy Jude zaparkował samochód w miejscu gdzie było tak
głośno, że ledwo słyszałam własne myśli.
-Gdzie my do
cholery...?- zaczęłam i chciałam wstać, ale Carter przycisnął mi ręce do ziemi
i nie pozwolił się podnieść.
-Do końca
niespodzianka- oznajmił.
Wtedy przysunęła
się do mnie Casey i zawiązała mi oczy niebieską bandaną.
Usłyszałam jak
wszyscy zeskakują z przyczepy, po czym poczułam ciepłe dłonie Cartera
oplatające mnie w pasie.
Kiedy dotknęłam
stopami ziemi, Carter objął mnie w pasie i zaczął prowadzić w stronę tych
przerażająco głośnych dźwięków muzyki.
Po kilkuset metrach
zatrzymaliśmy się.
-Wszystkiego
najlepszego, Sol!- krzyknęli wszyscy w momencie kiedy Carter zdjął mi opaskę.
Moim oczom ukazał
się..
-Zwariowaliście!-
krzyknęłam z uśmiechem za ustach- kompletnie zapomniałam, że dzisiaj są moje 17
urodziny, ale Disneyland...nie przesadziliście?- zaśmiałam się.
-Utwierdziłaś nas w
tym pomyśle swoim ostatnim oznajmieniem nam, że umrzesz, więc już byliśmy w stu
procentach pewni że musimy tu przyjechać- stwierdziła Chrissy.
Inni obrzucili ją
tylko zdziwionym spojrzeniem, że w ogóle o tym wspomniała.
Ale Chrissy tylko
się uśmiechnęła i mnie przytuliła.
-Podziękujesz mi
jeszcze- szepnęła ze śmiechem.
-Gdzie najpierw?-
zapytał Jer.
-Chodźmy na
największą kolejkę jaka tu jest- odpowiedziałam z iskierkami w oczach.
-To chyba to-
powiedziała Jade wskazując na ogromny diabelski młyn wielkości London Eye.
-Idziemy!-
krzyknęłam obejmując jednym ramieniem Cartera a drugim Jera.
Musiało to
śmiesznie wyglądać bo obaj byli wyżsi o głowę.
Do kolejki
wsiedliśmy parami, a Casey poszła po popcorn, ponieważ boi się wysokości.
Po obejściu jeszcze
6 atrakcji uznaliśmy że lepiej już wyjść.
Było już tak jakby
po północy.
Przy wejściu stała
budka do robienia zdjęć.
Oczywiście
weszliśmy narobić kilkanaście pamiątkowych, powalonych zdjęć.
Chłopaki
powiedzieli, że nie opłaca się wracać do domu skoro i tak dojechalibyśmy rano.
Oświecili mnie, że
wszyscy spakowali sobie torby, a Chrissy spakowała mi moją, dzień wcześniej.
Właściwie oni
wszystko przewidzieli.
Pojechaliśmy do
najbliższego hotelu i wzięliśmy dwa pokoje- jeden dla dziewczyn, drugi dla
chłopaków.
Pół godziny po
zameldowaniu do drzwi pokoju mojego i dziewczyn zapukał Jeremy i powiedział że
musimy pogadać na osobności.
Kiedy zamykałam za
sobą drzwi zauważyłam że Chrissy się uśmiecha.
Coś tu było nie
tak.
Jeremy zaprowadził
mnie do drzwi z napisem "wyjście ewakuacyjne".
Wyszliśmy na klatkę
schodową.
-Lepiej usiądź Sol-
oznajmił Jer schodząc na pół-piętro.
Usiadłam na 4
stopniu i spojrzałam na brata.
-O co chodzi Jer?
- To jest dosyć
skom...-urwał, wiedząc że nienawidzę tego stwierdzenia- dobra- powiedział i
westchnął.
-Mów tak jak
zawsze- powiedziałam.
-Czyli mam walić
prosto z mostu?- zapytał uniknąć brwi do góry.
-Jasne-
odpowiedziałam prostując nogi na schodach.
-Ok...nie umrzesz-
powiedział tak po prostu.
Westchnęłam.
-Słuchaj Jeremy,
przerabiałam to już z Carterem, nie możesz nic z tym zrobić ja po prostu...
-Nie, nie
rozumiesz- przerwał mi- po prostu daj mi wszystko wyjaśnić.
Westchnęłam
ponownie i oparłam głowę na rękach.
-Dobra, mów.
-Jestem rok starszy
więc u mnie nastąpiło to rok temu.
Tata powiedział mi
o wszystkim przed śmiercią.
Normalnie
dowiedziałbym się w siedemnaste urodziny, ale tata wiedział, że umrze, więc
powiedział mi wcześniej i kazał przekazać to tobie kiedy skończysz 17 lat.
Ale tym wypadkiem
wszystko skomplikowałaś i teraz musimy coś wymyślić...
-Jer, o czym ty do
cholery mówisz?- przerwałam mu.
Jeremy spojrzał na
mnie i kucnął przede mną na schodach kładąc dłonie na moich kolanach.
-Nasza rodzina
wywodzi się od wilków, w 1/3 jesteśmy wilkami, Sol.
Kiedy to powiedział
zatkało mnie.
-Jer, spóźniłeś się
z Prima Aprilis jakieś 2 miesiące- oznajmiłam.
Wstał i westchnął.
-Nie żartuje
Solange, ja też nie wierzyłem, ale kiedy zobaczyłem....- urwał.
Odwrócił się do
mnie, a jego oczy świeciły na złoto.
Wstrzymałam krzyk i
tylko zasłoniłam usta ręką.
Po 10 sekundach
zamiast Jeremy'ego stał przede mną rdzawo-brązowy wilk.
Był wielkości
połowy samochodu, czyli o połowę większy od normalnego wilka.
Zamarłam.
-Dobra Jer, wierzę
ci, wierzę, wracaj!- krzyknęłam.
Wilk zszedł na dół
klatki schodowej i zniknął mi z pola widzenia.
Czekałam.
W kilka minut mój
brat wrócił.
-Zostawiłem sobie
tam ubrania na wszelki wypadek, gdybym musiał ci to udowodnić- powiedział
przeczesując włosy ręką.
-To jakieś
szaleństwo- stwierdziłam, wstając- ja nie umiem być wilkiem jakbyś nie
zauważył.
-Ale za kilka dni
będziesz, to się dzieje kilka dni po 17 urodzinach.
-Czemu nic o tym
nie wiem skoro od roku jesteś wilkiem ?
-Nie jestem
wilkiem, po prostu umiem zmieniać formę, to nie jest takie skomplikowane jak
się zdaje.
-Czy ktoś
jeszcze...- urwałam, kiedy połączyłam wątki-Chrissy wie, prawda?
-Tak- powiedział
bez wahania- jako jedyna wiedziała o tym, nie powiedziałem jej, sama to
odkryła- powiedział.
-Jak ?- spytałam.
-Pamiętasz kiedy
kilka dni po moich urodzinach zniknąłem na dwa dni i Chrissy też, wszyscy
myśleliście że gdzieś po prostu razem pojechaliśmy żeby świętować moje
urodziny, chociaż nie byliśmy jeszcze parą?- spytał.
-Jasne, że
pamiętam, to właśnie po tym zostaliście parą.
-Więc, prawda jest
taka, że nigdzie nie pojechaliśmy, zrobiłem to co kazał mi tata, poszedłem na
skraj lasu, kiedy zacząłem źle się czuć i Chrissy wtedy poszła za mną, bo
widziała że coś jest nie tak.
Ona widziała jak
umieram, nie znała prawdy, ale prosiłem żeby nie dzwoniła po was, że wszystko
jej wyjaśnię i żeby zabrała mnie do domku w lesie który należał do taty.
Kiedy mnie znalazła
byłem od niego tylko kilka kroków.
Kiedy upadłem na
ziemię ona przybiegła i położyła moją głowę na swoich kolanach.
Płakała, prosiła
żebym jej nie zostawiał, mówiła że mnie kocha, że zawsze tak było.
Ja też ją kochałem,
tylko miałem zamiar zrobić coś z tym już po tej całej akcji z wilkowaniem.
Kiedy widziała, że
umieram i nie doniosła wszystkim tylko zrobiła to o co prosiłem i pomogła mi
dostać się do domku, a później widziała jak umierałem na łóżku, to kiedy
kolejnego dnia cudownie ozdrowiałem, nie tylko chciałem, ale musiałem jej
powiedzieć.
Więc Chrissy od
początku wie wszystko i od tego momentu umiem przemieniać się w wilka, a ja i
ona jesteśmy razem.
Powiedziałem jej o
tym, że ty też taka jesteś, dlatego nie zwracała uwagi na to, że masz umrzeć,
ona wie że to nieprawda.
Niestety ty
wszystko skomplikowałaś.
Kiedy miałaś
wypadek i nic ci się nie stało, regeneracja spowodowała likwidowanie krwinek, i
kiedy lekarze zrobili badania, stwierdzili, że możesz do końca tygodnia.
Gdyby nie ten
wypadek nikt by siwe o niczym nie dowiedział, a teraz pół miasta wie, że masz
umrzeć.
Dlatego po tym, jak
powiemy mamie prawdę i urządzimy ci udawany pogrzeb, będziemy musieli wyjechać
z miasta.
Teraz tylko od
ciebie zależy czy powiesz im prawdę i ich zostawisz, czy lepiej żeby myśleli że
nie żyjesz i w końcu pogodzili się z faktem że i tak nigdy cię nie zobaczą-
skończył Jeremy siadając na schodku niżej niż ja.
Przez kilka minut
trwała kompletna cisza.
Myślałam o tym co
chce zrobić.
-Chce żeby Carter
wiedział, a już od niego zależy co zrobi, może mnie rzuci, może zrozumie, w
każdym razie chce żeby wiedział, że nie umrę tak naprawdę- nie wiem czemu ale
wiadomość że nie umrę wcale nie była pocieszająca wiedząc, że i tak zostawię
stare życie.
To było prawie to
samo co śmierć.
-Więc powiedz mu,
najlepiej teraz, nie wiem kiedy zaczniesz "umierać"- mówiąc to wstał
i podał mi rękę- ucieszy sie wiedząc, że nic ci nie będzie.
Uśmiechnęłam się do
brata i wyszłam z klatki ewakuacyjnej.
Pobiegłam schodami
na górę w stronę pokoju chłopców, ale spotkałam Cartera na korytarzu.
-Carter!- krzyknęłam,
żeby się odwrócił.
Pobiegłam w jego
stronę z uśmiechem na twarzy.
-Hej- uśmiechnął
się lekko i wziął mnie w ramiona kiedy na niego wpadłam.
-Mam dobre
wiadomości- powiedziałam odsuwając się od niego.
-Poczekają jeszcze
5 minut?- zapytał i uniósł mój podbródek do góry- kocham cię, bardzo- szepnął
opierając moje czoło o swoje.
Przełknęłam ślinę i
się uśmiechnęłam.
-Dlaczego tego po
prostu nie powiesz?- spytał.
-Czego?
-Dobrze wiesz
czego- odparł i odsunął się- rozumiem, że nie umiesz mówić o uczuciach, ale
jeżeli czujesz do mnie to samo co ja do ciebie, to czemu tego nie powiesz Sol?-
zapytał z kamiennym wyrazem twarzy.
-Carter
ja...-zaczęłam i urwałam.
-Właśnie Solange,
nie potrafisz powiedzieć mi tego co chciałbym usłyszeć od 11 lat, od dnia kiedy
cię poznałem, kiedy byliśmy dziećmi, znasz mnie tak długo i po prostu nie
potrafisz- stwierdził i odwrócił się idąc w stronę pokoju.
Stałam i patrzyłam
jak odchodzi, chociaż chciałam go zatrzymać, nie wiedziałam jak.
Chciałam powiedzieć
mu o wszystkim, ale drzwi już zamknęły się za nim.
Stwierdziłam, ze
powiem mu jutro, jest już dosyć nieogarnięty dzisiaj.
Następnego dnia
wstałam jako pierwsza, ponieważ śnił mi się koszmar spowodowany myślą o
Carterze, któremu nie umiem wyznać co czuje.
Kiedy weszłam do łazienki
poczułam się dosyć dziwnie.
Zakręciło mi się w
głowie i musiałam przytrzymać się umywalki żeby nie upaść.
Chyba jednak
powinnam spać dłużej.
Zeszłam na dół na
śniadanie, które biorąc pod uwagę godzinę było raczej obiadem.
Kiedy wróciłam do
pokoju czułam się jeszcze gorzej.
W głowie waliło mi
tak, że słyszałam pulsowanie w uszach.
Ogółem mówiąc
zaczynałam widzieć coraz gorzej, a chodziłam jak na haju.
Doczołgałam się
jakimś cudem do pokoju i po otworzeniu drzwi i stwierdzeniu że nikogo w nim nie
ma ruszyłam w stronę łóżka.
Nie doszłam zbyt
daleko, bo potknęłam się o swoje nogi i runęłam na podłogę.
Nie miałam siły
wstać i nie miałam pojęcia dlaczego.
Po kilku minutach
zamknęłam oczy, do momentu w którym usłyszałam że drzwi się otwierają.
-Nigdzie nie mogę
jej znaleźć, szukałam już...-usłyszałam głos Casey, która nagle urwała w
połowie zdania- Solange !- krzyknęła.
Uchyliłam lekko
oczy.
Casey podbiegła do
mnie i zmierzyła mi puls.
-To miał być
tydzień- zaczęła panikować- biegnij po chłopaków!- krzyknęła ze łzami w oczach
w stronę Jade, która stała w drzwiach z ustami zakrytymi ręką.
Natychmiast
wybiegła z pokoju.
-Solange-
powiedziała załamanym głosem Casey- słyszysz mnie, nie możesz nam tego zrobić,
zostań z nami, proszę, słyszysz mnie?!- zapytała głośniej.
Spojrzałam na nią i
jęknęłam czując ból w klatce piersiowej.
-Sol..- zaczęła
płakać Casey- błagam!
W tej chwili do
pokoju wbiegł Carter.
-Solange!- krzyknął
i doskoczył do mnie.
Od razu wziął mnie
na ręce i położył na łóżku.
Usiadł obok na
krześle i trzymał mnie mocno za rękę.
-Proszę, proszę nie
rób mi tego, nie zostawiaj mnie- powiedział i zobaczyłam że ma mokre policzki.
Przypomniałam
sobie, że zapomniałam mu powiedzieć.
On myśli że ja
umieram, teraz jest za późno.
Zobaczyłam kątem
oka Jeremy'ego, stał przytulając Chrissy i patrząc mi prosto w oczy.
Skinął do mnie
głową.
-Powinniśmy stąd
wyjść, już nic nie zrobimy, dajmy im ostatnią chwilę dla siebie- usłyszałam
Jeremy'ego.
Wszyscy podeszli do
mnie, wszyscy byli mokrzy na twarzy, z wyjątkiem Chrissy I Jeremy'ego, którzy
znali prawdę, chociaż Chrissy błyszczały oczy.
Każdy przytulił
mnie mówiąc, że nigdy mnie nie zapomni, że ma nadzieję, że dadzą sobie radę,
chociaż ciężko będzie pogodzić im się, ze straceniem mnie.
Wszyscy wyszli
zostawiając mnie z Carterem.
Poczułam ukłucie w
klatce piersiowej i zassałam powietrze.
Carter usiadł na
łóżku obok mnie i wziął mnie w ramiona trzymając moją głowę tak żeby ją
widzieć.
-Przepraszam, za
wczoraj, nie powinienem- powiedział próbując przestać płakać- ale tak bardzo
cię kocham Solange, nie zapomnę o tobie, nigdy.
Uniosłam dłoń do
góry i dotknęłam jego policzka z trudem oddychając.
-Powiedz coś
Solange, chcę usłyszeć cię jeszcze ten jeden raz- powiedział głaszcząc mnie po
włosach.
Przełknęłam ślinę.
-Kocham Cię,
Carter- powiedziałam wreszcie, wiedząc, że już nigdy go nie zobaczę, musiałam
mu to wreszcie wyznać- zawsze, zawsze cię kochałam, zawsze będę, obiecuję-
powiedziałam z uśmiechem i zamknęłam oczy- Kocham Cię.
To były moje
ostatnie słowa.
Później była tylko
ciemność.
Obudziłam się w
innym miejscu.
Wszystko przestało
mnie boleć.
-Dzień dobry
słońce- usłyszałam głos Chrissy.
Usiadłam na łóżku i
spojrzałam na nią.
-Gdybyś powiedziała
to po hiszpańsku, zabrzmiałoby śmiesznie- stwierdziłam.
-Buenos Dias, Sol-
zaśmiała się Chrissy- nie tracisz poczucia humoru.
-Gdzie my
jesteśmy?- spytałam.
-W domku w lesie,
należał do twojego taty.
-Tak, słyszałam
jego historię- powiedziałam- mama już wszystko wie, kiedy pogrzeb, co z innymi?-
zasypałam ją gradem pytań.
-Spokojnie,
wszystkiego się dowiesz, Jeremy pojechał po coś do jedzenia do miasta, twoja
mama wie już o wszystkim i jest mega uszczęśliwiona, uznała że najlepiej będzie
powiedzieć wszystkim, że chce cię pochować w rodzinnym mieście, czyli Nowym
Orleanie, a nikomu raczej nie będzie pasowało żeby lecieć tak daleko,
przyjaciele pożegnali się z tobą nieoficjalnie, stwierdziliśmy, że to im
wystarczy, teraz wybór należy do ciebie i Jeremy'ego gdzie będziemy mieszkać-
powiedziała zwięźle.
-Czekaj...jedziesz
z nami ?- spytałam trochę zaskoczona i ucieszona zarazem.
-Jasne, za kilka
miesięcy skończę osiemnastkę więc rodzice pozwolą mi jechać, z resztą, jestem
przywiązana do Jeremy'ego więc...
-Co jesteś?-
przerwałam jej.
-To tak działa, nie
słyszałaś, że wilki łączą się w pary raz na całe życie, twój brat wybrał mnie
mówiąc, że mnie kocha, więc teraz musi mnie znosić do końca swojego życia-
oznajmiła.
-Ale to, że on jest
przywiązany do ciebie, przecież nie znaczy, że ty musisz być do niego, przecież
jesteś człowiekiem.
-Kiedy
powiedziałam, że go kocham, przypieczętowałam to, że jestem jego partnerką na
zawsze, więc ja też się tak czuje, nie mogłabym kochać kogoś innego.
I wtedy to do mnie
dotarło.
O kurde.
-Czekaj..czyli to
znaczy, że ja i Carter....- w tym momencie ktoś zapukał do drzwi wejściowych.
Chrissy uśmiechnęła
się i skinęła, że mam iść otworzyć
Pobiegłam do drzwi
wejściowych.
Otworzyłam je nie
sprawdzając kto za nimi stoi.
Nie musiałam, ja to
czułam.
-Solange-
usłyszałam głos ulgi.
-Carter-
odpowiedziałam z uśmiechem i rzuciłam się w jego ramiona.
-Boże, miałem
nadzieję, że wszystko co powiedział twój brat to prawda, nie mógłbym żyć bez
ciebie.
Odsunęłam się po
chwili i wciągnęłam go do domu zamykając drzwi.
-Nie przestraszyłeś
się tego co ci powiedział, ja na początku mu nie wierzyłam- stwierdziłam.
-Byłem gotów dla
ciebie zaryzykować- uśmiechnął się i usiadł na krześle sadzając mnie sobie na
kolanach- z resztą słyszałem, że i tak jesteś na mnie skazana na zawsze-
zaśmiał się.
-Też tak słyszałam-
stwierdziłam i położyłam mu dłoń na policzku.
-Powiedziałaś że
mnie kochasz, słyszałem to w końcu pierwszy i pewnie ostatni raz- zaśmiał się.
-Taki jesteś pewny-
zaśmiałam się i go pocałowałam- to uważaj-wzięłam jego twarz w dłonie i
spojrzałam mu prosto w oczy - Kocham Cię- powiedziałam i zobaczyłam jak jego
oczy błyszczą- bardzo, bardzo, bardzo.
-Ja ciebie też-
odpowiedział.
Roześmiałam się.
-To moja kwestia.
-Więc, gdzie teraz
będziemy mieszkać?- spytał.
-My?- zapytałam
zaskoczona.
-Słyszałaś o tym
przywiązaniu, to działa w dwie strony, zostałaś na mnie skazana do końca życia
kochana- stwierdził z uśmiechem.
-Jakoś mi to nie
przeszkadza- powiedziałam i wstałam- rusz się, skoro mamy razem mieszkać musisz
mi pokazać, że umiesz gotować- zaśmiałam się.
-Wiesz, akurat masz
problem- powiedział i wstał- w tym jestem najlepszy.
-Nie prawda-
powiedziałam.
-Co?
-Nie w tym jesteś
najlepszy- powiedziałam obchodząc stół i dźgając do w pierś.
-Tak, to w czym
?-spytał kładąc ręce na mojej talii.
-Ale jesteś mądry,
mam ci pokazać w czym?- spytałam zarzucając mu ręce na szyję.
-Ładnie proszę-
odparł i oparł moje czoło na swoim.
-Skoro nalegasz-
odpowiedziałam i złączyłam nasze usta.
-Powinnaś jeszcze
poćwiczyć żeby dorównać mistrzowi- zaśmiał się po chwili.
-Mam na to dużo
czasu- zaśmiałam się i złapałam za nóż.
- A teraz popisz
się co jeszcze potrafisz- powiedziałam i mu go podałam.
-Szykuj się na
najlepszą kolację w życiu.
-Ja też się pisze!-
krzyknął Jeremy zamykając właśnie drzwi za sobą- przyniosłem coś w zamian-
powiedział i postawił siatki z jedzeniem na stole- bez tego ani rusz.
-To ja też!-
krzyknęła Chrissy wbiegając do pokoju i wskakując Jeremy'emu na plecy.
-Masz spore pole do
popisu- powiedziałam włączając radio stojące na parapecie.
W radiu zaczynała
się właśnie piosenka "The other side".
Kiedy chłopaki
kroili produkty na zrobienie czegoś co miał zamiar gotować Carter, ja i Chrissy
skakałyśmy ze śmiechem drąc się na całe gardło:
"Tonight, take me to the other side
Sparks fly like the Fourth of July
Just take me to the other side.. "
W którymś momencie
ja podeszłam do Cartera a ona do Jeremy'ego i zaśpiewałyśmy im prosto w twarz:
"Kiss me like it's do or die..".
Chłopaki nie mogli
opanować się ze śmiechu.
-Chrissy stworzymy
zespół!- krzyknęłam.
-Tak, chłopaki będą
grać a my śpiewać, "Wolfband", czujesz to?- zaśmiała się.
Do końca tego
wieczoru prześpiewałyśmy chyba wszystkie piosenki z radia.
Zdawało mi się, że
od tamtego momentu, moje życie całkowicie się zmieniło, czy na gorsze?
Nie sądzę.
Na lepsze?
Hmm, raczej tak.
Od tamtej
pory wydawało się, że wszystko będzie w końcu tak, jak być powinno, jedynym
minusem było to, że zostawiam wszystko za sobą, ale to znaczyło, że zaczynam
całkiem nowe życie, wśród ludzi z którymi chciałam być najbardziej.
Jesteś stanowczo uzależniona od wilków! :D
OdpowiedzUsuńTak jak już ci mówiłam, opowiadanie jest świetne <3
tak stanowczo jestem ^_^ XD
OdpowiedzUsuńDzięki ;**
WILKI *.*
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam wszystko! Masz świetny styl i super pomysły!
Susanne597 aka Zuza B z #ATWff
hahah dziękuję, kocham wilki, i zazwyczaj część pomysłów mi się śni XD
OdpowiedzUsuńjedna czy dwie sceny, później wymyślam resztę XD