wtorek, 8 września 2015

Rozdział 3

*Max*
-Skąd wiedziałeś co najbardziej lubię?- zapytała Envy, kiedy jej nowa ruda kumpela odeszła od stolika.
-Nie wiedziałem- odparłem- zamówiłem ci to co ja najbardziej lubię.
-Tak samo jak zamówiłeś karmelowy shake?- zapytała unosząc brwi.
-Tak, to mój ulubiony- roześmiałem się widząc jej minę- nie mów że twój też.
-Właściwie to tak...Max twoje ulubione...drzewo?- zapytała.
Chciałem wyczytać w jej myślach odpowiedź ale nic nie usłyszałem.
-Lipa- powiedziałem.
Envy otworzyła usta ze zdziwieniem.
-Musi być coś czym się różnimy, dalej, owoc, ulubiony owoc, proszę nie mów że...
-Truskawki- przerwałem jej.
Opadła z frustracją na oparcie siedzenia.
-Dobra, kolorem na pewno się różnimy, mój ulubiony to czarny- powiedziała unosząc wyczekująco brwi.
Westchnąłem.
-Chyba mamy większy problem niż myśleliśmy- oznajmiłem z uśmiechem.
Przez kolejne pół godziny, próbowaliśmy znaleźć coś co lubimy innego.
Ale jakoś nam nie wyszło.
Zwierzę, marka samochodu, słowo- serio nawet słowo mieliśmy takie samo.
-O już wiem- powiedziała coraz bardziej znudzona- ulubiona część twarzy- zaśmiała się.
-Masz swoją ulubioną?- zapytałem.
-A ty?- zaśmiała się i spojrzała na moje usta.
-Ty pierwsza- powiedziałem opierając się na krześle.
-Oczy- stwierdziła szybko- myślę, że to oczy.
-Nareszcie, ja wolę usta- zaśmiałem się.
-Jak bardzo byś się wkurzył gdybym powiedziała że kłamałam ?- zapytała przygryzając wargi.
-Serio, Envy ?- zapytałem z załamaniem- to zaczyna się robić przerażające.
-Instrument ?
-Gitara
-Kolor oczu?
-Brązowy
-Kolor włosów?- zapytała z irytacją.
-Takie jak twoje- odpowiedziałem łapiąc kosmyk jej włosów.
-O miło, bo moje takie jak twoje.
Roześmiałem się.
-Envy, mamy taki sam kolor włosów.
-Dobra Max, spadamy stąd, trzeba dowiedzieć się o co z tym chodzi- rzuciła wstając i odsuwając się ode mnie.
"To jest bardzo dziwne"- usłyszałem.
-Hej znowu słyszę twoje myśli- powiedziałem wstając.
-A przedtem nie słyszałeś?
-Nie
Zastanowiła się.
-Ja w sumie twoich też nie.
Spojrzałem na jej rękę i wyciągnąłem swoją.
-Pomyśl o czymś- powiedziałem łapiąc jej rękę.
-Słyszałeś?- zapytała po kilku sekundach.
-Nie...zdaje mi się, że kiedy się dotykamy to nie działa- stwierdziłem.
-W takim razie, już cię nie puszcze- zaśmiała się i splotła swoje palce z moimi.
Ruszyliśmy do drzwi, kiedy nagle Envy zadrżała.
-Wszystko w porządku ?- zapytałem.
Envy się zatrzymała i spojrzała na mnie ze zdziwieniem a potem na resztę restauracji.
-Max- powiedziała drżącym głosem.
Rozejrzałem się.
Wszystko zamarzło.
Tak jak kilka godzin temu.
Była tylko ona i ja...i tamten gość który właśnie szedł w naszą stronę z wielkim, srebrnym, świecącym na niebiesko sztyletem.
Momentalnie popchnąłem Envy za siebie i stanąłem przodem do człowieka...nie w sumie to nie wyglądało jak człowiek.
Nie mam pojęcia co to było.
Wyglądało jak postać z cienia z kryształami zamiast oczu.
Envy jęknęła i złapała mnie za rękę nadal stojąc z tylu.
Kiedy mnie dotknęła poczułem nagłą energię.
Wyciągnąłem rękę w stronę tego stworzenia i po chwili wystrzeliło z niej czerwone światło które uderzyło w stwora.
A potem po prostu zamienił się w niebieski proszek i opadł na ziemię kilka metrów przed nami.
*Envy*
Nie wiem jak to się stało, ale po dotknięciu Maxa, miałam wrażenie jakbym przekazała mu część z siebie.
To dosyć dziwne uczucie, ale jak widać coś znaczyło, bo to czerwone światło, które wystrzeliło z jego dłoni z pewnością nie było normalne.
-Wszystko w porządku?- zapytał z troską w głosie Max odwracając się do mnie i biorąc moją twarz w dłonie.
Kiwnęłam głową patrząc w stronę niebieskiego proszku.
Leżał na nim naszyjnik.
Był to właściwie łańcuszek z niebieskim kryształem na końcu.
Odsunęłam się od Maxa i wokół nas świat znowu wrócił do życia.
Ludzie zdawali się nie zauważać że cokolwiek się zdarzyło.
Podeszłam do dziwnego proszku i sięgnęłam po naszyjnik w momencie kiedy poczułam ciepłą dłoń na ramieniu.
-Uważaj- powiedział Max.
Uśmiechnęłam się do niego.
To dosyć słodkie, że tak się o mnie troszczy.
Sięgnęłam po naszyjnik i w momencie kiedy go dotknęłam poczułam zimny prąd w całym ciele i zamknęłam oczy wciągając powietrze.
Zobaczyłam drogę jak w mapach Google.
Biegłam jak ten ludzik którego można przesuwać do różnych miejsc.
Po kilku sekundach znalazłam się pod wielkim budynkiem i weszłam do środka.
Dobra, tego ten ludzik nie potrafi.
Jakimś cudem przeniknęłam ściany i znalazłam się przed drzwiami z numerem "207".
Nagle znowu wróciłam do "Subway'a".
-Envy?
-Light street 7, mieszkanie 207, mówi ci to coś?- zapytałam.
Max spojrzał na mnie wielkimi oczami.
-Mieszkam tam.
Spojrzałam na łańcuszek i znowu na Maxa, po czym włożyłam medalik przez głowę.
-Wydaje mi się, że idziemy dzisiaj już na drugą randkę, i możliwe, że znajdziemy tam odpowiedzi- powiedziałam biorąc Maxa za rękę.
Weszło mi to chyba w nawyk.
-Czekaj..idziemy do mnie, tak?- zapytał.
-Chyba, że...
-Nie- przerwał mi- jasne, że możemy, z resztą ojca i tak nie ma w domu- wzruszył ramionami.
-To tylko kilka przecznic stąd, powinniśmy być tam za jakieś 20 minut.
-Tak- powiedział Max kiedy wyszliśmy z restauracji- chyba, że ma się samochód i prawo jazdy- powiedział z rozbawieniem i pociągnął mnie na parking przed szpitalem.
-Zaraz, zaraz....jesteś ode mnie starszy o...
-Rok- powiedział i się uśmiechnął- tak mi się zdaje, że masz teraz 16 lat.
-Prawie 17- powiedziałam mrużąc oczy.
-A ja prawie 18, no widzisz, zgadłem.
Poszliśmy na parking i mogłam założyć się o tysiaka, że wsiądziemy do czarnego forda expedition.
Nie myliłam się.
-Za dwie minuty jesteśmy na miejscu- powiedział Max otwierając przede mną drzwi od strony pasażera.
Wsiadłam i zaczekałam aż zajmie miejsce po stronie kierowcy.
Po około 2 minutach jazdy, jak zapowiadał znaleźliśmy się pod mieszkaniem w którym byłam w swojej...wizji?
-Dziękujemy za wspólną podróż- zaśmiał się i wysiadł z samochodu.
Sięgnęłam po klamkę i chciałam popchnąć drzwi, kiedy nagle otworzyły się z impetem ciągnąc mnie prosto w ramiona roześmianego Maxa.
-Poważnie na mnie lecisz- zaśmiał się obejmując mnie i stawiając na ziemi.
Uderzyłam go w ramię z uśmiechem.
Max zamknął samochód i ruszyliśmy do ogromnych dębowych drzwi.
Po wjechaniu windą na 20 piętro, skręciliśmy w lewo.
-Całe piętro jest nasze, tata kupił je kilka lat temu i rozbudował tak, że ja i America mamy jakby swoje własne mieszkania, połączone ze sobą drzwiami w kuchni- poinformował mnie.
-A America to?- zapytałam zmieszana.
-Moja narzeczona- powiedział.
Zatrzymałam się i wbiłam w niego zdziwione spojrzenie.
Max spojrzał na mnie całkiem poważnie.
-Przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi- powiedział patrząc mi w oczy.
Chciałam coś powiedzieć ale zabrakło mi słów więc tylko otwierałam i zamykałam usta.
Po chwili Max nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem na cały korytarz.
Zdałam sobie sprawę, że żartował i napięcie opadło.
-Palant!- krzyknęłam uderzając go w klatkę piersiową- ale z ciebie dupek!- krzyknęłam wymijając go.
Nadal ze śmiechem złapał mnie za nadgarstek i odwrócił w swoją stronę.
Mimowolnie i tak sama nie mogłam opanować szerokiego uśmiechu.
Jak dziecko które właśnie dostało worek słodyczy.
Max spojrzał na mnie z rozbawieniem i zmierzwił mi włosy.
-A co, jesteś zazdrosna ?- zapytał nadal z bananem na pół twarzy.
-Przed chwilą byliśmy na randce więc o twoją narzeczoną, tak, byłabym- stwierdziłam.
Max spoważniał.
-Naprawdę ?-zapytał.
Przewróciłam oczami i się odwróciłam.
-Więc America to..?
Drzwi przede mną otworzyły się uderzając o ścianę wewnątrz mieszkania i wyskoczyła z niego blondynka mniej więcej mojego wzrostu.
-America, czytaj ja- powiedziała wskazując na siebie- jest siostrą tego oto dupka zwanego Max, który jak zwykle zeżarł mi moje ulubione płatki!- krzyknęła rzucając w niego ścierką.
Roześmiałam się i odwróciłam do Maxa który posłał siostrze mordercze spojrzenie.
-Lubię ją- stwierdziłam z uśmiechem.
-Ta, myślę że się dogadacie- rzucił przewracając oczami i wchodząc do mieszkania- psychopatki- mruknął pod nosem.
-Słyszałam !- krzyknęłam równo z Americą.
Zaśmiałyśmy się i weszłyśmy do mieszkania.
-Więc, jestem America jak już słyszałaś, ale wszyscy mówią mi Ami, ewentualnie Mer, jak kto woli, a ty pewnie jesteś Envy- powiedziała.
Spojrzałam na nią ze zdumieniem.
-Tak, skąd wiesz?- zapytałam siadając na stołku przy stole.
-Max zadzwonił do mnie kiedy był z tobą w szpitalu, ale jak widzę już wszystko w porządku- stwierdziła i zlustrowała mnie spojrzeniem- faktycznie jesteś tak ładna jak mówił- oznajmiła wyciągając butelkę "Pepsi" z lodówki.
-Max mówił że jestem ładna?- serio poczułam jak się czerwienie.
-Ami, jakieś 5 minut temu powiedziałem jej, że jesteś moją narzeczoną, a teraz mówisz jej takie rzeczy, błagam nie pogrążaj mnie jeszcze bardziej- rzucił Max wracając z pokoju obok.
Wspomniałam, że był bez koszulki ?
Nie ?
O kurde.
Wpatrywałam się w jego tors jak w obrazek.
Jak na siedemnastoletniego chłopaka był cholernie umięśniony.
Chociaż nie za bardzo.
Tak, idealnie.
Po chwili się otrząsnęłam i spojrzałam na jego twarz.
Wpatrywał się we mnie z rozbawieniem.
-Dzięki- rzucił do mnie i ruszył w stronę lodówki.
Głupie czytanie w myślach.
-A mi się podoba- zaśmiał się.
Dupek.
-Słyszałem to już.
-O co właściwie chodzi?- zapytała Ami.
Spojrzeliśmy z Maxem na siebie.
"Ona nikomu nie powie, ufam jej, to moja siostra"- usłyszałam w głowie.
Skinęłam.
-Umiemy rozmawiać przez myśli, nie pytaj jak, bo nie mamy pojęcia, po prostu tak jest- powiedział Max najzwyczajniej w świecie- jesteśmy tu, żeby się tego dowiedzieć.
-Nieźle- powiedziała z uśmiechem.
Uwierzyła mu.
Tak po prostu.
-Nigdy jej nie okłamałem, nie ma powodów, żeby mi nie wierzyć- powiedział.
-Ta, Max zawsze był fajnym starszym bratem, ale był też dupkiem- powiedziała i wzruszyła ramionami.
Max rzucił w nią ręcznikiem.
-Starszym?- zapytałam.
Mogłabym się założyć, że są bliźniakami.
-Ami jest w twoim wieku- wyjaśnił Max- nie przesadzaj, nie jesteśmy aż tak podobni, spójrz na to- powiedział wskazując na Ami i udając odrazę- a teraz na to- wskazał na siebie z uśmiechem- widzisz łatwo stwierdzić, że nie jesteśmy bliźniakami.
-No racja- stwierdziłam- Ami jest ładniejsza.
Zaśmiała się.
-Widzisz Max, nawet twoja dziewczyna woli mnie od ciebie- powiedziała i szturchnęła go łokciem w żebro, po czym przeszła przez drzwi w kuchni, zapewne do swojego pokoju.
-Tak, Envy ranisz- powiedział Max i do mnie mrugnął.
Nie zaprzeczył, że jestem jego dziewczyną.
Czemu czuję się jakoś nieszczególnie zmieszana czy zawstydzona?
-To dziwne- powiedziałam wiedząc doskonale, że Max podsłuchał moje wcześniejsze myśli.
-Dziwne jest to, że ona uważa cię za moją dziewczynę, czy że cię to nie rusza?- zapytał.
-Oba- westchnęłam- bo to trochę dziwne, spójrz na mnie- powiedziałam z odrazą- a spójrz na siebie- stwierdziłam z uśmiechem wskazując na niego.
Max się uśmiechnął.
-Racja- oznajmił i mnie wyminął- ty jesteś ładniejsza- rzucił przez ramię.
Uśmiechnęłam się do siebie.
I wtedy zdałam sobie z czegoś sprawę.
Właściwie to z trzech rzeczy.
Jest już po 20.
Nie zadzwoniłam do Liv, żeby powiedzieć jej gdzie jadę.
Byłam zakochana w Maxie.
Jeszcze czwarta rzecz.
Mam nadzieję, że tego nie usłyszał.
-Max !-krzyknęłam.
Przyszedł po kilku sekundach.
-Tak ?
-Słuchaj, może umówimy się na jutro, bo jest już dosyć późno i jeszcze zapomniałam zadzwonić do Liv i powiedzieć jej, że nie ma nas już na mieście i....
-Odwiozę cię- przerwał mi uśmiechając się-pójdę po kluczyki- powiedział i przeszedł przez drzwi do mieszkania siostry.
Ja w tym czasie przeszłam do salonu.
Cała jedna ściana to były okna.
Miasto wyglądało niesamowicie.
Mnóstwo świateł, samochodów.
Wyglądało świetnie do czasu kiedy obok budynku kilka metrów od tego, w którym byliśmy uderzył piorun.
Krzyknęłam i odwróciłam się nawet za bardzo nie wiem w jakim celu.
Chciałam tylko odbiec jak najdalej od okna.
Nie przeszłam dwóch kroków, zanim wpadłam na Maxa.
Od razu go objęłam i trzęsąc się wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową.
-Hej- powiedział cicho również mnie przytulając- co się stało?- zapytał.
Usłyszałam kolejny grzmot i wzdrygnęłam się przytulając Maxa mocniej.
-Boisz się burzy?- zapytał.
Skinęłam głową.
Max zaprowadził nas na kanapę w salonie.
Usiadłam na jego kolanach opierając się o jego klatkę piersiową.
Już mniej się trzęsłam.
-Wiem, że to dziecinne i dziwne- powiedziałam próbując opanować głos- ale burza to jedyna rzecz której się panicznie boję- przełknęłam ślinę- to dlatego, że..w dniu w którym zginęli moi rodzice była burza, ogromna, moi rodzice wracali do domu z pracy, nie widziałam ich od kilku tygodnia, bo mieli wyjazd służbowy, a kiedy wracali, kilka kilometrów od domu uderzył w nich piorun, zginęli na miejscu, pamiętam, że później przez kilka dni była burza, a ja siedziałam za łóżkiem ze strachem, że piorun uderzy też w dom, lub we mnie, od tamtej pory gdy tylko jest burza....przypominają mi się rodzice i ciągły strach, za każdym razem gdy uderzy piorun, ja...-wciągnęłam powietrze- boję się, że stracę kogoś jeszcze- zakończyłam nadal uczepiona koszuli Maxa.
-Envy...- zaczął Max z troską w głosie gładząc mnie po głowie- chcesz zostać?- zapytał.
Skinęłam głową.
-Dobrze, śpij u mnie, a ja zajmę kanapę- powiedział.
Udało mi się nie wzdrygnąć, chociaż bardzo chciałam.
Nie chciałam zostać sama.
Ale mu tego powiem.
Max zaniósł mnie do jego łóżka i przykrył kocem.
Pocałował mnie w czoło i wyszedł z pokoju zamykając drzwi.
*Max*
Byłem w niej zakochany.
Z pewnością.
Z jednej strony zabawna, silna i przemądrzała, a z drugiej drobna i bezbronna.
Nie wiedziałem jak zginęli jej rodzice.
Nie chciałem dowiedzieć się w ten sposób, ale mimo tego, było mi jej żal.
Co prawda moja mama nie żyje, ale mam jeszcze Americę i tatę.
Ona jest sama.
Musimy dowiedzieć się o co chodzi z tym wszystkim.
Może jeszcze wszystko się jakoś ułoży.
Poszedłem do kuchni z zamiarem zrobienia sobie kolacji.
Przy stole siedziała Ami.
-Nie pojechała prawda?- zapytała z nad miski płatków.
-Nie, została- odpowiedziałem podchodząc do lodówki.
-Lubię ją, jest najfajniejsza ze wszystkich twoich dziewczyn, one widziały w tobie tylko gwiazdę, ona widzi ciebie.
-Ona nie jest moją dziewczyną- powiedziałem.
Była to prawda.
Bolesna, ale jednak.
-Zapomniałeś dodać "jeszcze"- zaśmiała się- przecież widzę jak na ciebie patrzy, jak ty patrzysz na nią, stary, zakochałeś się- powiedziała z wytrzeszczonymi oczami- dopiero teraz to do mnie dotarło, do cholery!- krzyknęła i wstała z krzesła- zakochałeś się w niej- powiedziała nadal z otwartymi szeroko oczami i z coraz większym uśmiechem na ustach.
Przełknąłem ślinę.
-Nawet nie zaprzeczasz, co się z tobą stało?- zapytała zszokowana.
-Nie mam po co zaprzeczać, sam wiem co do niej czuje.
-Kim jesteś i co zrobiłeś z moim bratem, nie dało się go tak zmienić.
-Zdaje mi się, że twój brat poznał kogoś, dla kogo warto było się zmienić- powiedziałem z lekkim uśmiechem.
-Słuchaj kochasiu, lepiej jej to powiedz, nie mam zamiaru później słuchać cię jeśli ją stracisz- powiedziała.
-Mam zamiar, ale chce jej powiedzieć kiedy będę gotowy, żeby to zrobić, znam ją jeden dzień, nie chce wyjść na idiotę.
-Po pierwsze nie musisz wychodzić i tak nim jesteś, a po drugie, myślę, że Envy nie będzie miała nic przeciwko.
Zaśmiałem się.
Wiedziałem to, aż za dobrze.
*Envy*
Za każdym razem kiedy usłyszałam grzmot zawijałam się w kołdrę coraz bardziej.
Od piętnastu minut tylko rzucałam się po łóżku cała się trzęsąc.
Nie ma opcji, żebym dzisiaj usnęła.
No może jedna.
Max.
Nie mogę go zawołać i powiedzieć, że bez niego nie usnę.
Kolejny grzmot.
Kolejny jęk i zawiniecie się w kołdrę.
Nienawidzę burzy.
Nie potrzebuje Maxa.
Kolejny grzmot.
Nie zasnę bez Maxa.
Nie zawołam go.
Kolejny grzmot.
Nie mogę.
Kolejny grzmot.
Wzdrygnęłam się i czułam, że za chwilę zacznę płakać.
Kolejny grzmot.
Max, potrzebuje cię.
Poczułam jak łza spływa mi po policzku.
Usłyszałam ciche skrzypniecie drzwi.
Czy..?
Nie, niemożliwe.
A może jednak ?
Po chwili usłyszałam skrzypnięcie podłogi i poczułam jak łóżko za mną się zapada.
Kolejny grzmot.
Jęknęłam i się skuliłam.
Poczułam jak ktoś obejmuje mnie ramionami i przyciąga do siebie.
-Max?- zapytałam drżącym głosem.
-Jestem, już jestem- usłyszałam jego głos tuż przy moim uchu.
Odsunęłam się od niego.
Mógł pomyśleć, że go tu nie chcę.
Wręcz przeciwnie.
Przekręciłam się w jego stronę i spojrzałam mu w oczy.
Uśmiechnęłam się i objęłam go ramionami wtulając się w jego klatkę piersiową.
-Potrzebuje cię- szepnęłam.
Max pocałował mnie w czubek głowy obejmując ciaśniej ramionami.
-Nie zostawię cię-powiedział.
Kolejny grzmot.
Nie zareagowałam.
Byłam bezpieczna.
Byłam z Maxem.
Mogłam bezpiecznie usnąć.
Obudziłam się w miejscu q którym usnęłam.
Obok Maxa.
Właściwie na Maxie.
Leżałam na jego klatce piersiowej obejmując go ramieniem.
On miał głowę wtuloną w moje włosy i ręką obejmował moje plecy.
Podniosłam głowę i zobaczyłam, że się uśmiecha.
-Wiesz, taka pobudka, to już idealny prezent na urodziny- powiedział z uśmiechem otwierając jedno oko.
Poderwałam się w sekundę.
Max zrobił to samo.
-Co się stało?- zapytał zdezorientowany.
-Masz dzisiaj urodziny?- zapytałam zszokowana.
-Osiemnaste, mówiłem że są niedługo.
-Tak, ale nie wiedziałam, że wtedy kiedy ja kończę siedemnaście- powiedziałam ze zirytowana miną.
-Masz dzisiaj urodziny ?
-Brawo mistrzu dedukcji- powiedziałam sarkastycznie i opadłam na poduszkę o którą Max był oparty.
Wtedy zdałam sobie sprawę....
-O nie- powiedziałam zakrywając głowę poduszką- Liv mnie zabije.
-Jeżeli o to chodzi to zadzwoniłem do niej wczoraj wieczorem zanim przyszedłem- powiedział z lekkim uśmiechem- to było dosyć dziwne, bo kiedy powiedziałem że zostałaś u mnie i wytłumaczyłem czemu, ona powiedziała: "Wiedziałam, wiedziałam, nie szkodzi, cieszcie sie i powiedz jej najlepszego", po czym się rozłączyła i nie zdążyłem spytać o co chodziło z tym żeby powiedzieć ci najlepszego..no aż do teraz.
Spojrzałam na jego lekki uśmiech i sama nie uśmiechnęłam.
-Poza tym nie pozwoliłbym jej cię zabić - zaśmiał się Max zabierając mi poduszkę.
-To jest Liv, ona jest bezwzględna.
-Poznałaś już Ami, codziennie mam do czynienia z rozpuszczoną młodszą siostrą.
-Tak a propos, mam nadzieję, że twoja siostra będzie tak miła i pożyczy mi coś w co mogę się przebrać, jestem w tym drugi dzień i czuję się brudna.
Max się zaśmiał.
-Jasne, pójdę zapytać- powiedział i pocałował mnie w policzek.
Hej, my nie jesteśmy razem.
Mrugnął do mnie, kiedy wychodził z pokoju.
Po kilku minutach Max przyniósł mi kilka rzeczy.
-Więc, Ami pożyczyła ci dżinsy i skarpetki, ale...jesteś od niej wyższa, więc żadna jej bluzka by na ciebie nie pasowała- mówiąc to podał mi stosik ubrań z t-shirtem na wierzchu.
Uśmiechnęłam się kładąc stos na łóżku i podnosząc czarną koszulkę do góry.
Był na niej napis "Don't like music ? GFY' *
Zaśmiałam się czytając napis.
-Pomyślałem, że może i będzie za duża, ale przynajmniej będzie ci wygodnie- powiedział lekko zmieszany.
Uśmiechnęłam się.
-Dziękuję Max- powiedziałam nadal z szerokim uśmiechem- chociaż raz pomyślałeś- musiałam dodać złośliwie na końcu.
Uśmiechnął się i rzucił we mnie poduszką.
-Wredna- zaśmiał się.
Posłałam mu buziaka w powietrzu i poszłam do łazienki.


* Go fuck yourself ^_^


piątek, 19 czerwca 2015

Rozdział 2

 2 kom= kolejna część :)))

*Max*
Dwie godziny później, siedziałem przy łóżku szpitalnym czekając aż Envy się obudzi.
Wszystkiego dowiedziałem się od jej najlepszej przyjaciółki siedzącej teraz po drugiej stronie jej łóżka.
Liv, jak się okazało, była bardzo miła i zabawna, ale także strasznie troszczyła się o przyjaciółkę.
-To w sumie moja wina- stwierdziła kiedy opowiedziała mi wszystko inne- to ja ją zmusiłam żeby weszła na tą scenę, chociaż dobrze wiedziałam, że to może nie skończyć się dobrze.
Okazało się, że Envy miała okropny lęk przed sceną, a dodatkowo przez cały dzień nic nie zjadła.
Po podłączeniu jej 2 kroplówek, lekarze powiedzieli, że za kilka minut się obudzi.
Mój tata, po tym jak zobaczył co się stało, usunął mnie z programu.
Na całe szczęście.
Teraz moim jedynym zadaniem było dowiedzieć się, kim do cholery jest ta dziewczyna z głosem, którego mógłbym słuchać do końca życia.
Oraz to dlaczego kiedy na nią spojrzałem cały świat wokół zamarł.
Właściwie, po godzinie spędzonej z Liv już wiedziałem kim ona jest.
Okazało się, że Envy mieszka w Virginii z Liv i jej rodzicami, ponieważ jej rodzice zginęli jakieś 3 lata temu, a rodzice Liv przejęli nad nią opiekę, jako, że byli najbliższymi jej znanymi osobami, które mogłyby się nią zająć.
Miała prawie 17 lat co oznaczało, że za rok już sama będzie mogła zadecydować co ze sobą zrobić.
Wiedziałem o tym, że ma kanał na YouTubie, że oprócz zwykłych filmów, zamieszcza tam nagrania coverów piosenek i postanowiłem że koniecznie muszę to sprawdzić.
-Max- usłyszałem po chwili.
To było raczej niemożliwe, ale ten dźwięk wydobył się z ust Envy, praktycznie wyszeptała moje imię, ale jakim cudem, skoro nawet mnie nie znała.
Spojrzałem na Liv a ona tylko ze zdziwieniem wzruszyła ramionami.
Kiedy spojrzałem znowu na Envy, patrzyła na mnie para sarnich oczu.
Mimowolnie się uśmiechnąłem.
-Obudziłaś się- rzuciła Liv- więc teraz z czystym sumieniem mogę iść po gorącą czekoladę, kiedy ten oto gość będzie z tobą gadał- powiedziała i cmoknęła Envy w policzek wychodząc z sali.
-Co to było?- zapytałem lekko zmieszany wskazując Liv.
-To Liv- Envy wzruszyła ramionami i usiadła- co ty tu robisz?
-Ja..więc..no- więc no właściwie co?
Co ja zamierzałem jej powiedzieć?
"Chciałem dowiedzieć się kim jesteś, dlatego że jakimś cudem zatrzymaliśmy czas i powaliłaś mnie na kolana w sensie dosłownym kiedy łapałem cię na scenie, i nie mogę przestać o tym myśleć, a nie dlatego że jestem jakimś pedofilem odwiedzającym swoje ofiary w szpitalu"?
Tak, to byłoby mądre.
-Chciałem dowiedzieć się, czy wszystko w porządku, nie wiedziałem co się stało w trakcie "The Voice" i przestraszyłem się kiedy upadłaś, prosto w moje ramiona- to ostatnie dodałem w myślach.
-Nie, w porządku, nic mi nie jest, to wszystko przez to, że zawsze bałam się występów na scenie, no i- wzruszyła ramionami- tak wyszło.
Envy powiedziała to do mnie w taki sposób jakbyśmy byli starymi znajomymi.
Też się tak czułem.
-Ale...widziałaś co się stało kiedy- odkrząknąłem.
-Kiedy na mnie spojrzałeś?- dokończyła pytaniem.
-Widziałaś- oznajmiłem.
-Tak, i...
-I ?
-I nie wiem co to było, więc oczekuje, że mi to wyjaśnisz.
-Zrobiłbym to...gdybym sam wiedział o co chodzi.
Envy przyjrzała mi się uważnie.
-Kim ty jesteś?- zapytała obniżając głos do szeptu.
Pochyliłem się ku niej.
-Niezręcznie- szepnąłem- właśnie miałem zapytać o to samo- stwierdziłem z uśmiechem.
Envy też się uśmiechnęła, po czym zrzuciła nogi z łóżka postanawiając wstać.
Kiedy tylko zeskoczyła z łóżka zachwiała się.
Odruchowo skoczyłem w jej stronę i objąłem ramionami.
Ponownie poczułem ten prąd między nami, który pojawił się kiedy złapałem ją na scenie.
Myślę, że też to zauważyła, bo się wzdrygnęła, ale nie próbowała się odsunąć.
-Też to czujesz?- zapytała cicho.
-Tak.
Odwróciła się podpierając na moich przedramionach.
-Max o co chodzi?- zapytała.
Sposób w jaki wymówiła moje imię sprawił, że poczułem ciepło w całym ciele.
-Nie wiem, Envy- odparłem patrząc jak na jej rękach pojawia się gęsia skórka.
Nie znałem jej.
Nie rozmawiałem z nią nigdy wcześniej.
Nie widziałem jej nigdy w życiu.
Ale ona...i jej głos...sprawiał, że miałem wrażenie jakbym czekał na nią całe życie.
*Envy*
Czy jest możliwe żeby zakochać się w swoim imieniu, wypowiadanym przez kogoś innego?
Jeśli nie to macie problem.
Bo właśnie zakochałam się w sposobie w jakim on je wymówił.
-Kiedy stąd wyjdę?- spytałam Maxa siadając z powrotem na łóżku.
-Pielęgniarka powiedziała, że kiedy poczujesz się lepiej...ale jak widać narazie lepiej się nie czujesz więc kto wie..-urwał i spojrzał na mnie z chytrym uśmieszkiem- może za rok.
-A jak długo zamierzasz tu zostać?- spytałam obrzucając go takim samym uśmiechem.
Wzruszył ramionami i ponownie usiadł na krześle obok mojego łóżka.
-Nie wiem, może z pół, drugie pół mam zajęte, wiesz jak jest, trudno być synem tak sławnego producenta muzycznego, mam sporo na głowie- powiedział poważnym głosem patrząc mi prosto w oczy.
Rzuciłam mu spojrzenie typu "Bardzo zabawne" i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
W tym momencie do pokoju weszła Liv z trzema kubkami gorącej czekolady.
-Co was tak bawi, coś mnie ominęło?- zapytała podając mi i Maxowi kubki.
-Nie, właśnie opowiadałem Envy..- mimowolnie uśmiechnęłam się na dźwięk mojego imienia, co nie uszło jego uwadze- jak trudno jest być synem producenta muzycznego.
-Powiedział Max- zaśmiała się Liv unosząc kubek do ust.
Kiedy ta dwójka zdążyła się poznać?- spojrzałam podejrzliwie na Maxa.
-Kiedy ty postanowiłaś opuścić nas na dwie godziny- Max odpowiedział na pytanie którego nie zadałam.
-Co?- zapytałam nie rozumiejąc na co odpowiedział.
-Zapytałaś kiedy zdążyliśmy się poznać- stwierdził pijąc łyk czekolady- odpowiedziałem.
-Wcale nie zapytała- powiedziała Liv z wyraźnym zdziwieniem w oczach.
-Zapytałam tylko w myślach- stwierdziłam otwierając oczy szerzej.
Czy ty...?
-Czy ja co?- odparł zdziwiony coraz bardziej- słyszę ?
-Ale jak..?
-O co wam chodzi?- przerwała mi Liv.
-O nic- odpowiedzieliśmy w tym samym momencie najwyraźniej oboje myśląc o tym, że narazie nie powinna wiedzieć.
'A ty?'- usłyszałam w głowie.
Skinęłam lekko głową podnosząc kubek do ust.
'Chyba musimy pogadać'- usłyszałam znowu.
'Myślisz?'- odpowiedziałam również w myślach.
-Wow- powiedzieliśmy znowu w tym samym momencie.
-Dobra- powiedziała zrezygnowanym tonem Liv- nie mam pojęcia o co tu chodzi więc...coś słodkiego?- zapytała i wstała.
Ta to nie potrafi pięć minut usiedzieć w jednym miejscu, a podobno nie lubi chodzić..no chyba, że po sklepach.
Max prawie zakrztusił się ze śmiechu pijąc czekoladę.
'Wypad z mojej głowy!'- posłałam myśl w jego stronę.
'Wybacz to silniejsze ode mnie'- usłyszałam odpowiedź i też się uśmiechnęłam.
Kiedy Liv wychodziła, rzuciła nam tylko rozbawione spojrzenie i zamknęła drzwi za sobą.
-To niesamowite !- krzyknęłam kiedy tylko drzwi się zatrzasnęły.
-Tak, to swojego rodzaju....dziwne- zaśmiał się Max.
-I ten prąd kiedy...-zaczęłam i dotknęłam jego przedramienia.
Tak jak wcześniej, poczułam prąd w palcach i zamknęłam oczy.
-To zdecydowanie dziwne.....ale może poczekajmy aż wyjdziesz ze szpitala, może wtedy ogarniemy czemu to- wskazał na mnie i na siebie- się dzieje.
-Jasne, a kiedy będę mogła stąd wyjść?- rzuciłam i oparłam się o oparcie łóżka.
-Wiesz co, może ty odpocznij, żeby znowu coś ci się nie stało, a ja w tym czasie pójdę porozmawiać z pielęgniarką- stwierdził i wstał.
Zamiast po prostu uśmiechnąć się i wyjść, Max pochylił się i pocałował mnie w czoło.
Poczułam mówienie w całej głowie.
Dlaczego Max to zrobił ?
-Ja...nie wiem Envy, przepraszam, nie chciałem...- zaczął się tłumaczyć przeczesując ręką włosy.
-Nie szkodzi, dziękuję Max- powiedziałam z uśmiechem- więc idź i zobacz kiedy stąd wyjdę, umieram z głodu- powiedziałam i opadłam na poduszki.
Zanim Max zdążył wyjść- kilka razy się odwracając i uśmiechając- moje oczy się zamknęły.
*Max*
Czy to dziwne, że poznałem Envy przed kilkoma godzinami, a już czuje że nas coś łączy?
Jeśli tak, to znaczy że powinniście zarezerwować mi miejsce w szpitalu psychiatrycznym, bo nie mogę przestać myśleć o tej dziewczynie.
Jestem na skraju załamania.
Muszę dowiedzieć się o niej wszystkiego, kim jest, dlaczego kiedy ją dotykam dzieje się coś dziwnego, dlaczego kiedy widzę jak się uśmiecha i ja się śmieje i dlaczego ją pocałowałem ?
Owszem, tylko w czoło ale jednak, chciałem tego, a nie znam jej praktycznie wcale.
Jak to możliwe że można czuć coś do osoby której prawie się nie zna?
Tak wiele pytań, żadnej odpowiedzi.
Myślałem o tym przez całą drogę do bufetu.
Stwierdziłem że zamówię sobie i Envy shake, bo z tego co wiem, Liv poszła robić oddzielne zakupy.
Było do wyboru ponad 10 smaków.
Nie mam pojęcia czemu, ale stwierdziłem że Envy najbardziej lubi karmelowy.
Nie dlatego, że to mój ulubiony, tylko tak po prostu.
Zamówiłem dwa i poszedłem do dyżurki pielęgniarek.
Dowiedziałem się, że robili Envy badania i okazało się, że się czymś otruła, ale to nic poważnego więc za kilka minut będzie mogła wyjść.
Rodzice Liv jako jej prawni opiekunowie zostali wezwani żeby podpisać papiery a ja razem z shake'ami poszedłem do Envy.
Kiedy wszedłem, Envy spała na boku plecami do wejścia.
Postawiłem jej i swój shake na stoliku obok jej łóżka i kucnąłem przed nią.
-Hej- powiedziałem szeptem żeby nie zbudzić jej zbyt nagle.
Odgarnąłem jej kosmyk włosów z twarzy.
Kiedy chciałem zabrać rękę, ona uniosła swoją i przytuliła nią moją rękę do swojego policzka.
To było słodkie i dosyć dziwaczne zarazem.
Uśmiechnąłem się i pogładziłem ją kciukiem po policzku.
-Envy- szepnąłem znowu- wstawaj, wychodzimy- powiedziałem trochę głośniej.
Nagle otworzyła oczy splatając palce z moją ręką, którą nadal miałem na jej policzku.
-Wychodzimy?- zapytała piskliwym głosem i odchrząknęła.
Nadal nie zabrała ręki.
-Czemu nadal nie zabrałaś ręki ?-powiedziałem na głos.
Nagle odsunęła moją rękę od twarzy.
Kurcze.
To musiało zabrzmieć tak jakby mi to przeszkadzało.
"Nie przeszkadzało, naprawdę"- pomyślałem bezpośrednio w jej stronę.
Uśmiechnęła się i podniosła.
Wyciągnąłem rękę żeby pomóc jej wstać i żeby znowu się nie zachwiała.
Szczerze powiedziawszy chciałem po prostu znowu ją poczuć-pomyślałem o tym kiedy ją puściłem.
Envy się zarumieniła.
-Chyba musimy popracować nad kontrolowaniem tego- stwierdziłem.
-Szkoda, nigdy nie powiedziałbyś tego głośno- powiedziała i znowu się zarumieniła.
Wychodzi na to, że chciała żebym ją dotknął.
-Max !- krzyknęła i walnęła mnie ze śmiechem w ramię- nie o to mi chodziło- zaczęła się śmiać.
-Widzę że już ci lepiej.
-Ale tobie może zaraz być gorzej- zaśmiała się i uderzyła mnie znowu.
Mimowolnie ja też się uśmiechnąłem.
Ta dziewczyna tak na mnie działała.
*Envy*
-To gdzie idziemy, "Subway" ?- zapytał Max kiedy już wyszliśmy ze szpitala.
Wcześniej zamówił nam shake.
Dostałam mój ulubiony- karmelowy.
Zastanawiałam się skąd wiedział.
-Mi to w sumie obojętne, teraz zjem chyba wszystko.
-Tak, tak, to wy sobie idźcie randkować a ja się przejdę o tam- powiedziała Liv wskazując na centrum handlowe po drugiej stronie ulicy.
Uniosłam brwi.
-Randkować? -zapytałam.
-No tak, miłej zabawy- zaśmiała się i pobiegła do sklepu.
Spojrzałam na Maxa.
"Liv"- pomyśleliśmy w tym samym czasie i się roześmialiśmy.
-Więc...- zaczął Max i wziął mnie za rękę- idziemy na randkę- uniósł brwi do góry.
-Wiesz, nie zgodziłam się jeszcze- powiedziałam ale mimo tego nie wypuściłam jego dłoni.
-Mam zabrać rękę?- zapytał.
Uśmiechnęłam się i westchnęłam.
-Chodźmy.
Po dotarciu stwierdziłam, że muszę coś sprawdzić.
-Max, zamów za mnie, cokolwiek, a ja zajmę stolik- powiedziałam puszczając jego rękę.
Chciałam zobaczyć czy znowu uda mu się zamówić coś co lubię.
Usiadłam przy stoliku i chciałam odwrócić się w jego stronę ale ktoś usiadł z impetem przy stoliku przede mną.
-O mój Boże !- krzyknęła rudowłosa ślicznotka siedząca przede mną- myślałam że będziesz brzydsza- powiedziała ze zmieszanym uśmiechem.
-Przepraszam?- zapytałam równie zmieszana.
-Nie wiedziałam że Max Sheridan, ten Max, ma dziewczynę- powiedziała prosto z mostu.
-To dobrze myślałaś, nie jestem jego dziewczyną- powiedziałam opierając ręce na stole.
-Po sposobie w jaki na ciebie patrzy powiedziałabym co innego, no ale, jak tam chcesz- stwierdziła Ruda i wzruszyła ramionami- jestem Lydia, i jestem jego fanką, więc wiem o nim wszystko i zdziwiłam się widząc cię z nim, kim ty w ogóle jesteś?- zapytała z ciekawością.
-Jestem Envy, a ja i Max jesteśmy przyjaciółmi, przyszliśmy tu tylko na obiad.
-Jasne- powiedziała przeciągając drugą literkę.
-Serio, między nami nic jeszcze nie ma.
-I zdajesz sobie sprawę, że powiedziałaś "jeszcze"?
-Max to Max okej, żadna gwiazda, zwykły chłopak, chociaż niezwykły zarazem, w każdym razie ja nie widzę w nim gwiazdy.
-Więc kup sobie okulary, dziewczyno to jest Max, najbardziej popularny nastolatek w branży muzycznej!- krzyknęła.
Obok mnie nagle pojawił się Max.
Podskoczyłam z zaskoczenia.
-Max!- krzyknęłam- chcesz żebym dostała zawału, nie mam zamiaru wracać do szpitala- zaśmiałam się.
Max odpowiedział tym samym i usiadł obok mnie.
-Przedstawisz mnie?- zapytał wskazując Lydie.
-Chyba ciebie nie muszę, ale to jest Lydia, jest twoją fanką.
Lydia z uśmiechem pomachała.
Max spojrzał na nią i się uśmiechnął po czym znowu wrócił wzrokiem do mnie.
-Myślałem że mamy randkę- zaśmiał się.
-Tylko przyjaciele co?- parsknęła Lydia.
-Tak, tak właśnie jest, po prostu przyszliśmy coś zjeść- powiedziałam sfrustrowana.
Max przewrócił oczami i objął mnie ramieniem.
-Nie przyznajesz się do mnie co, podła jesteś- powiedział najbardziej poważnie jak umiał.
-Podła to moje drugie imię- powiedziałam patrząc mu w oczy i uśmiechnęłam się najbardziej słodko jak potrafiłam.
Max zaśmiał się, przewrócił oczami i pocałował mnie w nos.
Roześmiałam się strząsając jego ramię.
-Jesteś nieznośny- stwierdziłam.
-Wiem, że to uwielbiasz- powiedział i oparł się o ławkę.
Lydia parsknęła i pochyliła się nad stołem.
-Od dzisiaj jestem też twoją fanką- powiedziała wskazując na mnie- i jeżeli wy nie będziecie razem, to jestem za tym, że żaden człowiek nie powinien być z innym, bo wy- powiedziała wskazując to na mnie to na niego- jesteście dla siebie stworzeni.
Lydia skończyła mówić, przesłała mi buziaka w powietrzu i odeszła.
Uśmiechnęłam się i postanowiłam utwierdzić się w jej teorii.
Spojrzałam na stolik gdzie Max położył nasz obiad.

Przede mną leżało, moje ulubione danie.