niedziela, 19 października 2014

HOPE

-Nie ma nawet takiej opcji mamo!- powiedziałam stając na progu swojego pokoju- zadzwoń po prostu na policję, mogę się założyć, że to jakiś psychopata.
Była 3 nad ranem, za oknami jeszcze ciemno, a ktoś chodził w kółko za naszymi drzwiami.
 -Chce tylko spojrzeć kto to, może to jakiś znajomy- powiedziała.
-Co, ty chyba kpisz, jaki normalny znajomy przychodzi do człowieka o 3 rano i kręci mu się  w kółko na ganku, nawet jeżeli mógłby po prostu zapukać.
Jak na zawołanie od drzwi dobiegł dźwięk uderzenia.
Ale coś mi się nie zdawało, żeby to był znajomy który pukał, to był dźwięk mocnego uderzenia, jakby ktoś w te drzwi conajmniej kopnął.
-Nadal nie chcesz dzwonić na policję?- zapytałam drżącym głosem.
-Zaczynam myśleć że to dobry pomysł- powiedziała spanikowana mama i sięgnęła po telefon kiedy od drzwi dobiegło kolejne uderzenie.
Zaczęłam się trząść.
Naprawdę się bałam, o mamę i o młodszego brata śpiącego w sąsiednim pokoju, on nie był niczego świadomy, po prostu spał.
 -Przyjadą najszybciej jak mogą- powiedziała mama odkładając słuchawkę.
-Aha, czyli wtedy, kiedy jakiś psychol już rozwali nam drzwi- powiedziałam drżącym głosem.
-Nie bój się- zaczęła mama podchodząc i mnie przytulając- nic nam nie będzie, wszystko będzie dobrze.
 Wcale nie byłam tego taka pewna.
 Od jakiegoś tygodnia czuje się obserwowana, mam wrażenie jakby cały czas ktoś za mną chodził.
Po 5 minutach policji nadal nie było.
 -Policja w LA nie ma co- powiedziała mama.
Drzwi drżały już od uderzeń, zaczynały pękać
 - Mamo...- powiedziałam wskazując na drzwi.
Pojawiła się na nich zygzakowata kreska na samym środku.
Pobiegłam do pokoju i w kilka sekund wróciłam z kijem baseballowym.
 Mama spojrzała na mnie jak na wariatkę.
-Lepsze to niż nic- powiedziałam.
 I wtedy usłyszałam zduszony krzyk na ganku, przestraszyłam się i to nieźle.
W następnej chwili usłyszałam dźwięk syren w oddali.
No tak, policja.
Otworzyłam drzwi w następnej minucie i to co zobaczyłam przeraziło mnie.
Przede mną stał chłopak.
 Był może w moim wieku, może niewiele starszy.
 Kiedy go zobaczyłam, poczułam coś jak porażenie prądem, ale byłam zbyt zdezorientowana, żeby zwrócić na to zbytnią uwagę.
 Nie miałam czasu żeby się mu przyglądać, zwróciłam raczej uwagę na mężczyznę który leżał u jego stóp i błagał o litość.
 Moją uwagę zwróciła też ogromna dziura na drzwiach i siekiera leżące metr od moich nóg.
 -Wyszłaś z kijem baseballowym na siekierę ?- zapytał chłopak.
-Nie odpowiem ci na żadne pytanie, bo nie mam zielonego pojęcia kim jesteś i skąd się tu wziąłeś, ale z tego co widzę dałeś mu radę gołymi rękami więc....to ja tu powinnam zadawać pytania.
Chłopakowi lekko uniosły się kąciki ust.
Z tego co teraz zauważyłam przyglądając mu się bliżej, miał kasztanowe włosy i oczy w tym samym odcieniu.
Był dobrze zbudowany i o głowę wyższy ode mnie, należał raczej to tych chłopców których nie należy wkurzać, czego potwierdzeniem był mężczyzna leżący u jego stóp.
W następnej sekundzie pod mój dom zajechała policja.
 Zabrali mężczyznę.
Przesłuchali chłopaka, mnie i mamę.
Z tego co się dowiedziałam, akurat tędy przechodził i zobaczył że ktoś próbuje się włamać, postanowił więc że powinien coś z tym zrobić i najzwyczajniej w świecie pokonał tego człowieka z siekierą gołymi rękami.
-Ten młody człowiek uratował wam życie- powiedział jeden z policjantów spisując raport- gdyby nie on pewnie by wam coś zrobił, jedno uderzenie siekierą więcej i drzwi by nie wytrzymały, nie wiemy jakie ten człowiek miał zamiary, ale na pewno nie przyjazne, w każdym razie, należą mu się podziękowania- zwrócił się do chłopaka- dziękujemy za interwencje- powiedział i odszedł.
Mama była przerażona, cały czas zadawała pytania: "czego on chciał ?" albo "kim on był ?" lub też "zatrzymacie go, prawda ?".
Naprawdę się bała.
 -Młody człowieku, chciałabym żebyś wszedł chociaż na chwilę i chciałbym cię serdecznie podziękować, bezpieczeństwo moich dzieci jest dla mnie najważniejsze- powiedziała mama i go wycałowała- jak ci na imię?- zapytała.
 -Deamon proszę pani- odpowiedział chłopak uśmiechając się.
 Deamon.
Hmm, nawet ładnie.
 -Dziękujemy Deamon, naprawdę dziękujemy, wejdź, zapraszam, zrobię nam kawę, i tak już nie będziemy spać- powiedziała i wskazała na dom zachęcająco.
Nadal stałam w progu i patrzyłam na niego.
 Byli już koło 4.00, więc zaczynało robić się jasno.
-Nie wiem czy powinienem- zawahał się i spojrzał na mnie jakby oczekiwał mojego potwierdzenia.
 Mama też na mnie spojrzała.
-Whatever- wzruszyłam ramionami i poszłam do kuchni.
Usłyszałam cichy śmiech za plecami a następnie kroki za sobą.
-Idźcie do salonu, za chwilę przyniosę kawę- powiedziała mama i ruszyła do półek ze wszystkimi rzeczami do gotowania.
 Westchnęłam i poszłam do salonu wiedząc że Deamon pójdzie za mną.
 -Więc, czekam na wyjaśnienia- powiedziałam siadając na podparciu fotela.
-Nie wiem czego oczekujesz- odpowiedział.
 Nie był dla mnie jakiś nadzwyczaj miły.
-Może na początek powiedz mi co robiłeś o tej godzinie przed moim domem.
 - A co cię to obchodzi?- zapytał.
- Jakiś psychopata usiłował nas zabić, a ty mu w tym przeszkodziłeś, i teraz nawet tego nie chcesz mi wyjaśnić.
 I wtedy to do mnie dotarło.
 Jakiś psychopata próbował nas zabić.
 Zaczęłam się trząść i schyliłam głowę czując łzy na moich policzkach.
No świetnie, nawet go nie znam a on od razu weźmie mnie za mięczaka.
-Hej- powiedział trochę łagodniejszym tonem i do mnie podszedł- nie chciałem cię urazić czy coś, ja po prostu taki jestem-powiedział.
 Złapał mnie za rękę żebym podniosła głowę do góry i nie mam pojęcia dlaczego to zrobiłam ale po prostu się do niego przytuliłam.
Kiedy mnie dotknął poczułam taki prąd, takie ciepło, poczułam to czego mi od dawna brakowało.
 On nie protestował, położył ręce na moich plecach i też mnie przytulił.
 - Już w porządku Hope, już jest ok.
 Uśmiechnęłam się na tę myśl, kiedy zorientowałam się co powiedział.
 Odskoczyłam od niego.
-Skąd znasz moje imię?- zapytałam oskarżycielsko.
Uniósł brwi i wskazał na ścianę.
Wisiało tam moje zdjęcie oprawione w ramkę, miało podpis: "Hope znaczy nadzieja".
 -Wiesz, a po tym, że masz bransoletkę ze słowem Hope i na lodówce w kuchni wisi twój rysunek z podpisem Hope i tata...domyśliłem się ze masz tak na imię- powiedział.
-Ou...no tak, przepraszam, wpadam w jakąś paranoje, i jeszcze to- wskazałam na swoją twarz pokrytą łzami- ja taka nie jestem, nie jestem mięczakiem- powiedziałam i otarłam twarz z łez. Usłyszałam ciche "wiem",ale było jak ciche, że mogło mi się zdawać, więc nic nie powiedziałam -chodzisz do Woodline?- zapytałam.
-Nie, ale zamierzam, to mój ostatni rok- powiedział. A więc, jednak nie jest starszy. -Ja też jestem w trzeciej klasie, więc pewnie się jeszcze kiedyś zobaczymy.
-Przeprowadziłem się na twoją ulice jakiś tydzień temu, to raczej oczywiste że się jeszcze zobaczymy- powiedział z lekką ironią w głosie.
Coś mi się zdaje, że raczej nie zostaniemy przyjaciółmi, nawet jeżeli przed chwilą go przytuliłam.
Moja mama przyniosła kawę jakieś 30 sekund niezręcznej ciszy później.
Deamon wypił swoją, po czym podziękował i wyszedł.
Mama jeszcze mu dziękowała, za uratowanie nam życia i takie tam.
Ja natomiast, poszłam spać. Niedziela, ostatni dzień wolny, trzeba by się wyspać.

W poniedziałek poszłam do szkoły jak zwykle.
Pierwsza lekcja: biologia, jak co tydzień.
 Jak zwykle w szkole spotkałam się z Lauren i Lisą, moimi przyjaciółkami bliźniaczkami.
 Z Lisą siedziałam na biologii.
 Kiedy wszyscy usiedli do ławek profesor zaczął ogłaszać wiadomość dnia.
- Proszę abyście dobrze przyjęli naszego nowego ucznia, przeniósł się tutaj z zachodniej części miasta, więc nikogo jeszcze nie zna, mam nadzieję że się polubicie.
 Jeżeli to jest to co myślę że jest to... i boom, wtedy do klasy wszedł Deamon.
 -Ale ciacho- szepnęła Lisa.
Parsknęłam.
 -Taaa, to o nim wam mówiłam- powiedziałam i spojrzałam w stronę Deamona.
 -Oto Deamon Werewood, myślę że ciepło go powitacie.
 Deamon spojrzał na mnie i praktycznie mnie zignorował rzucając tylko jedno spojrzenie.
Zrobiłam to samo.
Po czym nasz pan bohater pomachał do kogoś za moimi plecami.
Odwróciłam się żeby sprawdzić do kogo.
Na samym tyle sali siedziało 3 chłopaków: Tyler, Dylan i Seth.
Byli uwielbiani w szkole.
Szybko znalazł sobie dobre towarzystwo.
Podszedł do nich i z każdym się przywitał piątką i z bara jak to chłopaki.
 Po tym jak zaczęli ze sobą rozmawiać, zdawało mi się że raczej już się znali.

Jak się okazało Deamon chodził na większość tych lekcji co ja, był ze mną na francuskim, angielskim, historii, i tylko na zajęciach artystycznych, mogłam cieszyć się jego nieobecnością.
 Naszym następnym przystankiem była stołówka, na przerwie śniadaniowej trzeba zawsze iść do niej jak najszybciej, bo zawsze są ogromne kolejki.
Lisa i Lauren były koło mnie około 30 sekund po dzwonku.
 Zajęłyśmy ten stolik co zawsze.
Kiedy szlam w stronę kolejki zobaczyłam po prawej jakieś mega zbiorowisko i okrzyki walki.
 -Przywal mu !
-Dawaj !
-Należy mu się!
Zdawało mi się, że słyszałam tam głos jednego z kumpli Deamona, chyba Setha.
Przepchnęłam się przez zbiorowisko i zobaczyłam kto był na środku.
Stał tam Nick z rozciętą warga, a na przeciwko niego nawet nie tknięty Deamon.
 Nick zamierzył się na niego, ale Deamon zrobił unik i przyłożył tamtemu.
-Deamon !- krzyknęłam. 

Nawet się nie odwrócił.
 -Nie wtrącaj się Hope, to nie twoja sprawa!- odkrzyknął.
 Nick znowu się na niego zamierzył i znowu powtórzyło się to samo.
Jeżeli ich nie powstrzymam to Deamon go zabije.
 Podbiegłam do nich i podcięłam Nicka.
Upadł na brzuch, więc wykorzystując to założyłam mu ręce na plecy i przytrzymałam nogą.
 Wcale nie byłam taka bezbronna jak Deamonowi się zdawało.
-Dobra opanuj się Nick, o co wam chodzi!?- krzyknęłam.
Na stołówce zapanowała cisza.
Wszyscy patrzyli się na mnie, jedni ze zdumieniem, inni z podziwem.
Właśnie powaliłam na ziemię dwa razy większego ode mnie, kapitana drużyny lacrosse.
 -To on się na mnie rzucił!- krzyknął z ziemi kiwając na Deamona. -Dobrze wiesz za co- odwarknął Deamon.
-Tak wiem- odpowiedział i zwrócił się do mnie- powiedziałem że jesteś zwykłą kretynką, i że powinien dać cię zabić temu psychopacie- powiedział.
Spojrzałam na Deamona, ale on już odwrócił się i wyszedł ze stołówki.
Pobiegłam za nim, zostawiając zdezorientowany tłum za mną.
Wybiegłam na pusty korytarz, wszyscy byli w stołówce.
Deamon szedł w stronę kolejnych drzwi, nawet się nie zatrzymał.
-Ej!- krzyknęłam- o co ci do jasnej cholery chodzi!?
 -Mam przez ciebie same kłopoty!- krzyknął i nadal się nie zatrzymał.
-Kazałam ci się na niego rzucać z pięściami!?- wrzasnęłam.
-No właśnie o tym mówię, ty nic do tego nie masz- odparł.
 -Więc jaki ty masz problem?- zapytałam.
 Zatrzymał się ale nie odwrócił.
-Nigdy nie chciałem mieć cię w swoim życiu- powiedział.
 Auć.
 To zabolało.
-Wybacz, więcej nie będę już twoim problemem- powiedziałam spokojnym głosem i odwróciłam się do drzwi od stołówki.
Kiedy wychodziłam, mignęła mi jeszcze ręka Deamona lecąca w stronę szafki i usłyszałam zgrzyt metalu.
Później byłam już w stołówce.
Usiadłam koło ściany przy drzwiach i oparłam głowę na rękach.
Może Nick miał rację, może ten psychol powinien mnie wtedy zabić, przynajmniej Deamon nie miałby kłopotów, a mnie nie wyzywali by tacy jak Nick.
 Właśnie, co do niego....
Zauważyłam go jak stał w kolejce po jedzenie, na stołówce już znowu panował taki chaos jak zawsze.
 Wstałam i z rękami w kieszeniach i miną niewiniątka podeszłam do niego.
Postukałam go palcami w plecy.
Odwrócił się z obojętna miną, i kiedy mnie zobaczył kąciki jego ust poszybowały w górę.
 -O, nasza mała wojowniczka, przyszłaś przeprosić, wybaczam ci kotku- powiedział pewny siebie.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym moja pięść zderzyła się z jego szczęką.
Mój najlepszy prawy sierpowy. Uderzyłam go tak mocno, że upadł na ziemię trzymając  się za policzek.
Kucnęłam obok niego.
-To za kretynkę, jak widać umiem się sama bronić- powiedziałam i wstałam- a i jeszcze jedno- powiedziałam i podeszłam do stoiska z ciastkami.
Wzięłam do ręki mój ulubiony placek z kremem bananowym i podeszłam z powrotem do Nicka.
Pochyliłam się i rozgniotłam mu placek na twarzy.
 Cała stołówka wciągnęła szybko powietrze.
Odsunęłam się i otrzepałam swoje dłonie.
-Nigdy nie mów do mnie Kotku- powiedziałam, po czym odwróciłam się i poszłam do drzwi wyjściowych ze stołówki.
Kiedy wychodziłam, w drugich drzwiach mignął mi Deamon z niedowierzaniem na twarzy.
Zapewne wszystko widział.
I dobrze.

Przez kolejne dwa tygodnie ja i Deamon wzajemnie się ignorowaliśmy.
Jeszcze kilka razy dostało mu się w szkole przeze mnie.
Nauczyciele dowiedzieli się o bójkach w stołówce i zostaliśmy wezwani na dywanik do dyrektora.
-No więc, Deamon jesteś naszym nowym uczniem, a już pierwszego dnia mieliśmy z tobą problemy, natomiast ty Hope...nie mogę powiedzieć że po tobie się tego nie spodziewałem, masz bardzo dobre oceny, ale przyłożyć też potrafisz- powiedział dyrektor patrząc to na mnie, to na Deamona- więc co masz na swoje usprawiedliwienie chłopcze?- zapytał.
 -To wszystko moja wina- powiedziałam nie dając mu dojść do słowa.
 Rzucił mi wściekłe spojrzenie.
-Nick mnie obraził a Deamon...
 -Nie lubi, kiedy ktoś obraża jego znajomych- dokończył za mnie.
- W porządku, a co takiego powiedział?- zapytał dyrektor, bardziej w stronę Deamona.
 -Powiedział że tego dnia kiedy ktoś zaatakował nasz dom to powinnam zginąć- odpowiedziałam za niego- czasami myślę że może miał rację- powiedziałam cicho do siebie, tak że tylko ja mogłam to usłyszeć.
Mimo to Deamon wzdrygnął się i spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
Przecież on nie mógł tego usłyszeć.
-W takim razie w porządku, myślę więc, że później sama postanowiłaś wyrównać z nim rachunki ?- zapytał dyrektor.
 Skinęłam głową.
 -A więc dobrze, nie zostaniecie zawieszeni, ale odmalujecie stołówkę za karę- powiedział dyrektor.
-Co?!- wrzasnęliśmy z Deamonem w tym samym czasie.
-Słyszeliście, zaczynacie w przyszłym tygodniu, szczegóły przekaże wam później- powiedział i wskazał na drzwi swojego gabinetu- na dzisiaj to tyle, do widzenia- powiedział.
Wstałam i nie odwracając się wyszłam z gabinetu.
Świetnie, nie dość że Deamon i tak mnie nienawidzi, to jeszcze dodatkowo dostaliśmy karę i to razem.
 No, zapowiada się całkiem miły tydzień.

Pod koniec tygodnia dyrektor powiedział nam, że mamy przyjść w poniedziałek o godzinie 17, kiedy już nikogo nie będzie w szkole, mieliśmy zostać tak długo aż nie skończymy.
Myślę, że raczej nie wyśpię się do szkoły.
O 17 byłam już w szkole, od razu poszłam do stołówki i wzięłam sie za malowanie, w sumie nie za bardzo liczyłam na to że Deamon w ogóle się pojawi.
W przeciwieństwie do niego, ja nie mogłam być zawieszona.
Więc kiedy po 5 minutach trzasnęły drzwi do stołówki to podskoczyłam.
 Deamon wziął swoje wiaderko z farbą i poszedł malować sąsiednią ścianę.
Po kilku minutach odezwał się:
-Więc tak to teraz będzie, będziesz mnie ignorować- powiedział bez cienia jakichkolwiek emocji.
 -To ty powiedziałeś że nigdy nie chciałeś mnie w swoim życiu, więc...czego innego się spodziewasz?- zadałam raczej pytanie retoryczne.
-W sumie to nie wiem- odpowiedział.
Przez kolejną godzinę malowaliśmy w kompletnej ciszy. Już prawie skończyłam swoją cześć, a Deamonowi zostało ostatnich kilka centymetrów.
-A tak właściwie, skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, czemu stanąłeś w mojej  obronie przed Nickiem?- zapytałam.
Usłyszałam dźwięk metalu uderzającego o podłogę.
Odwróciłam się i zobaczyłam, że Deamon przestał malować i upuścił puszkę z farbą.
Odwrócił się do mnie z wyrazem szoku i czystej nienawiści.
 Miał wzrok mówiący: "Powinienem był cię tam zostawić, żebyś zginęła, Nick miał rację".
Odłożyłam pędzel i puszkę przygotowując się na najgorsze.
Odwróciłam się z powrotem i Deamon stał teraz pół metra ode mnie.
-Posłuchaj, wiem, że mnie nienawidzisz, ale...- zaczęłam.
-Nienawidzę cię ?- przerwał mi- nienawidzę cię?- powtórzył.
Przełknęłam ślinę.
-Nienawidzę siebie- powiedział z zaciśniętą szczęką.
Dobra przyznaje, wtedy byłam w szoku.
 -Co?- zapytałam zdezorientowana.
 -Nienawidzę siebie, za to że cię kocham- powiedział.
 O.
Mój.
 Boże.
 Czy on właśnie powiedział, to co myślę że powiedział?
 W sekundę stał koło mnie i złapał mnie za nadgarstki przciskając do ściany, która jeszcze nie była pomalowana.
Znowu poczułam ten dziwny prąd i chciałam żeby Deamon znalazł się bliżej.
-Powiedz, że ty tego nie czujesz- powiedział patrząc mi prosto w oczy- powiedz że nic do mnie nie czujesz, że nie czujesz tej energii, która przepływa przeze mnie kiedy cię dotykam, powiedz, że tego nie czujesz- powiedział nadal patrząc mi w oczy. Przez pierwsze kilka sekund nie mogłam się wysłowić.
-Przepraszam Deamon- powiedziałam- ale nie potrafię kłamać- szepnęłam przenosząc wzrok na jego usta.
Deamon przełknął ślinę, był tak blisko.
-A niech cię Hope- powiedział i przycisnął swoje usta do moich.
 Nie mogłam w to uwierzyć.
Deamon Werewood, ten sam, który jeszcze dzisiaj rano patrzył na mnie jak na największego wroga, ten sam który mnie nienawidził.
Ten sam, który mnie uratował, ten sam, który mnie...kochał.
Teraz mnie całował.
Powiedzieć że to była najlepsza chwila w moim życiu to za mało.
Przeniósł ręce na moje plecy, a ja owinęłam swoje wokół jego szyi.
Całowaliśmy się, chociaż się nienawidziliśmy, prawie się nie znaliśmy, chociaż ja czułam, że znam go od dawna.
 Że go kocham.
Że chce, żeby ta chwila trwała wiecznie.
 Po chwili jednak odsunęliśmy się od siebie.
 -Nie powinienem cię kochać- szepnął Deamon.
 -Ja raczej też nie powinnam- powiedziałam i nasze usta znowu się złączyły.
 Po kilku minutach Deamon odsunął się ode mnie na odległość kilku centymetrów.
-Dobra, wiesz, że musimy to dzisiaj skończyć?- zapytał kiwając głową w stronę ścian. 

Kiwnęłam głową nie mogąc powiedzieć ani słowa.
Wciąż czułam smak jego ust na moich.
Deamon się uśmiechnął.
 -Zepsułaś mi wszystkie plany- powiedział.
Uniosłam brwi go góry.
 -Skończmy to i wszystko ci opowiem- powiedział, po czym puścił moją talie i wrócił do swojej ściany.
Skończyliśmy malowanie 10 minut później.
Tym razem nie było kompletnej ciszy.
Raz na jakiś czas Deamon się uśmiechał, a ja się śmiałam, kiedy "potknął się" i ochlapał mnie liliową farbą.
 Kiedy już wszystko było pomalowane wyszliśmy ze szkoły.
 -Jak tu przyjechałaś?- zapytał Deamon idąc obok mnie.
-Moja mama mnie przywiozła- odpowiedziałam.
-A jak miałaś wrócić?- zapytał.
-Mam do domu jakieś pół kilometra, miałam iść piechotą- zaśmiałam się.
 -Tak, wiem gdzie mieszkasz.
 -A czemu pytasz?- tym razem ja spytałam.
 -Bo miałem nadzieję, że szczęście mi dopisze i będę mógł cię odwieźć- uśmiechnął się i wziął mnie za rękę.
-No, to widzisz, szczęściarz z ciebie.
Zaśmialiśmy się i poszliśmy w stronę samochodów.
Stawiałam na to, że do Deamona należy czarny Land Rover.
Nie myliłam się. Podszedł od strony pasażera i otworzył mi drzwi.
 Dobra, co jak co, ale nie spodziewałam się, że teraz będzie dla mnie taki miły.
Teraz kiedy zostaliśmy....no właśnie, co teraz?
 Deamon wsiadł za kierownicę w momencie kiedy doszłam do tego wniosku.
 "Czy my jesteśmy teraz parą?"-pomyślałam.
-Tak- powiedział Deamon.
Zacisnął oczy i uderzył się ręką w twarz.
 -Nie mogłeś tego zrobić- powiedziałam.
-Stwierdzić że jesteśmy parą?- wypalił i znowu zacisnął oczy.
 -Czyli jednak mogłeś, Deamon ty właśnie czytałeś mi w myślach !- krzyknęłam.
 -Tylko nie uciekaj, nie chciałem żebyś dowiedziała się ten sposób, nie jestem jakimś wampirem, przez którego będziesz miała same kłopoty- powiedział patrząc z przerażeniem w moją stronę.
Usmiechnęłam się do niego, pochyliłam się i go pocałowałam.
 Teraz to on wyglądał na nieźle skołowanego.
Nikt nie znał mojego sekretu, bałam się go, ale teraz mogłam...
 -Deamon, muszę ci coś powiedzieć, zanim to ty ode mnie uciekniesz- powiedziałam.
Złapał mnie za rękę i przycisnął do swoich ust.
-Nigdy- powiedział- nie chce cię martwić, ale właśnie zostałaś na mnie skazana na resztę swoich dni.
 -Dobra więc ci coś pokaże- powiedziałam i zamknęłam oczy- tylko muszę się skupić, nie robiłam tego od podstawówki.
Spojrzałam na schowek Deamona.
Otworzył się i zaczęły wychodzić z niego różne rzeczy.
Zatrzymałam je wszystkie w powietrzu, tuż przed naszymi oczami.
-Nie możliwe- powiedział Deamon- ty nie możesz...nie masz pojęcia kim jesteś prawda?- zapytał ucieszony.
Wrzuciłam rzeczy z powrotem do schowka i go zamknęłam.
-Nie, nie wiem co masz na myśli- powiedziałam patrząc na niego zdezorientowana.
- Jesteś ostatnia, ostatnia z twojego pokolenia, nie ma już drugiej takiej osoby jak ty na świecie- powiedział z coraz większym uśmiechem- to wszystko zmienia- powiedział bardziej do siebie- jesteś ostatnią Epoh z twojej rodziny, czy twoja babcia....też to potrafiła ?
-Nie wiem...- przypomniałam sobie jak babcia zawsze robiła pranie, w 5 sekund całe było zawsze rozwieszone, a kiedy pytałam jak to robi, to zawsze odpowiadała: "To tajemnica, dowiesz się w swoim czasie", a kilka miesięcy po moim ostatnim pytaniu babcia zmarła, nie powiedziała mi co to za tajemnica.
Powiedziałam o tym Deamonowi.
-Więc to całkiem możliwe-powiedziałam.
-Kto wybierał dla ciebie imię?- zapytał z zupełnie innej beczki.
 -Babcia, ale nie wiem co to ma wspólnego z...
-Hope, twoje imię to Hope, oznacza nadzieję, i dodatkowo Epoh to od tylu...
-Hope- skończyłam za niego- dobra a kim ty jesteś?- spytałam.
 -Umiem czytać ci w myślach a ty się nie boisz, zaczynam lubić cię jeszcze bardziej- zaśmiał się- pojedziemy do domu, tam ci wszystko opowiem.
"Masz na myśli mój czy twój dom?"- nie miałam odwagi żeby zapytać na głos.
-U ciebie jest mama i brat, a mój ojciec wyjechał, jak ci się zdaje?- uśmiechnął się.
- Matko ty serio czytasz w myślach- zaśmiałam się - i hmm no nieźle, dopiero od 30 minut jesteśmy razem, a ty już składasz mi jakieś propozycje- zaśmiałam się, znowu.
 -Jeszcze ci żadnych nie składam- uniósł znacząco brwi.
-Zależy co rozumiesz przez "jeszcze"- powiedziałam i też uniosłam brwi.
Roześmiał się i wyjechaliśmy z parkingu.
Pod domem Deamona byliśmy w 5 minut, okazało się że mieszka tylko kilka domów dalej, niż ja.
 Jak na miłego Deamona przystało, wysiadł pierwszy i otworzył mi drzwi od strony pasażera.
Dosłownie wyciągnął mnie z samochodu i postawił na chodniku.
 Usmiechnęłam się do niego kiedy kopniakiem zamknął drzwi.
-Nie zamykasz na kluczyk ?- zapytałam.
-A kto by tego złoma ruszył ?- zaśmiał się.
-Aha, jeżeli dla ciebie to jest złom, to ja się boję jak wygląda samochód- powiedziałam przewracając oczami.
Deamon wziął mnie za rękę, i poprowadził w stronę drzwi do ogromnego domu.
-Mieszkasz tu tylko z tatą...rozumiem- powiedziałam z sarkazmem patrząc na dom.
Deamon wyjął klucze z kieszeni i przekręcił w zamku.
Pchnął drzwi i wskazał żebym weszła pierwsza.
Uśmiechnęłam się, przekroczyłam próg i zamarłam.
Wiecie jak wyobrażaliście sobie dom swoich marzeń w dzieciństwie, taki z ogromnym holem, 15 pokojami, krętymi schodami na górę i obsługą ?
 Bo on właśnie tak wyglądał.
Ściany były kremowe i chropowate, na całej powierzchni podłogi rozciągał się śnieżno-biały dywan, z sufitu zwisał ogromny diamentowy żyrandol.
Po lewej były schody o szerokości takiej, że myślę że ciężarówka spokojnie by po nich wjechała.
Był na nich rozłożony krwisto-czerwony dywan, a poręcze były szczero-złote.
 A to był dopiero hol.
Stałam z otwartymi ustami i przyglądałam się na to wszystko.
To wyglądało jak pieprzony zamek.
Deamon widząc moją minę zaczął się śmiać.
- Zamki zazwyczaj są dużo większe- zaśmiał się.
-Nie pogrążaj się jeszcze bardziej- powiedziałam patrząc na niego z ukosa.
 Rozejrzałam się ponownie.
-Jeżeli to jest tylko hol, to ja już zaczynam się bać, on jest większy niż połowa mojego domu- powiedziałam.
Deamon objął mnie od tylu w pasie i oparł brodę na moim ramieniu.
-Przyzwyczaj się, Kotku- szepnął.
Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam najszerzej jak umiałam.
-No co, mi chyba nie zabronisz co?- zapytał z szelmowskim uśmiechem.
 Przewróciłam oczami.
-Nie masz pojęcia jak bardzo mnie to wkurza, czytałam kiedyś taką książkę, i wiesz tak się składa, że ten chłopak też miał na imię Deamon, i też mówił do swojej dziewczyny...- przerwał mi śmiech Deamona.
-Co?- zapytałam zdezorientowana.
-Właśnie nazwałaś się moją dziewczyną- uśmiechnął się.
 Spojrzałam na niego wilkiem.
-To ty zacząłeś- warknęłam.
-I ja skończę- zaśmiał się.
Pochylił się i mnie pocałował.
 -Ekhm..- usłyszałam za plecami.
Odwróciłam się lekko przestraszona.
 Stał przede mną mężczyzna, pewnie koło 50.
 Miał na sobie garnitur.
 -Panna Hope jak mniemam- powiedział i się ukłonił.
 -Nie no błagam, lokaja też macie- westchnęłam odwracając się w stronę Deamona.
Lokaj zaśmiał się.
-Nazwałbym się raczej kamerdynerem, ale...- powiedział po czym wziął moją rękę, uniósł  w górę i pocałował- miło mi poznać panienko Hope, nazywam się Blakely, jestem do waszej dyspozycji, od dzisiaj co Deamona to i twoje- powiedział.
 -Dziękuję, mnie również jest miło pana poznać- powiedziałam i skinelam mu głową. Również skinął i odszedł.
 -Miły- powiedziałam.
-Ta, chyba że zna cię od urodzenia i wie jaki jesteś nieznośny, ale..musi mnie znosić, za to mu płacą- powiedział Deamon i wskazał na schody- panie przodem.
Przewracając oczami po raz kolejny wbiegłam na górę.
Odwróciłam się do Deamona.
-No wchodzisz!?- krzyknęłam widząc ze stoi jeszcze na dole.
Odwróciłam się, żeby się rozejrzeć, ale przed oczami wyrósł mi Deamon.
Podskoczyłam i prawie przeleciałam przez barierkę ale Deamon złapał mnie w talii i przyciągnął do siebie.
 -Kolejna z twoich supermocy ?-wymamrotałam z ustami przy jego klatce piersiowej.
-Zgadłaś-zasmial się.
-Ile ich jeszcze masz?- zapytałam odchylając się i patrząc w górę.
-Kilka- powiedział i się uśmiechnął.
Stanęłam na palcach i wsuwając rękę w jego włosy, pocałowałam go.
Deamon podniósł mnie w talii i oplótł moje nogi wokół swojego pasa.
Zaczął iść w kierunku przeciwnym do schodów.
Otworzył drzwi kopniakiem.
Jego usta zjechały niżej.
 Pocałował mnie w brodę, później w szyję.
Westchnęłam i otworzyłam oczy.
 I zamarłam.
Deamon chyba to wyczuł.
 -To jest twój pokój?- zapytałam kiedy się ode mnie oderwał.
-Tak, coś nie tak ?- zapytał.
Zeszłam na ziemię i odwróciłam się do niego plecami.
-Ty chyba kpisz- powiedziałam.
Jego pokój był przynajmniej 10 razy większy niż mój.
 Miał ogromniaste łóżko, obok którego stało wielkie akwarium.
Miał swoje konsole, telewizor plazmowy który miał z 80 cali, miał swój własny symulator strzelnicy rozciągający się na lewej ścianie.
Ale najbardziej zachwycił mnie widok jego fototapety nad łóżkiem.
Były tam 3 wilki na tle księżyca, tapeta była w odcieniach granatu, czerni i błękitu.
Podeszłam i jej dotknęłam.
To nie była fototapeta, to było namalowane.
-Też lubisz wilki- powiedział podchodząc do mnie i siadając na łóżku.
-Kocham wilki- powiedziałam nadal się tym zachwycając- to będzie głupie jeżeli zapytam czy umiesz malować?- zapytałam patrząc na Deamona kątem oka.
-Najprawdopodobniej tak- powiedział z uśmiechem.
-Hmmmm, trudno, mam to gdzieś- zaśmiałam się- więc.. ty to namalowałeś?- zapytałam.
 -Nie, magiczny jednorożec, którego choduję na balkonie- powiedział z największą powagą na jaką było go stać.
Roześmiałam się i rzuciłam w niego poduszką.
-Nie śmieszne- powiedziałam opanowując śmiech.
-Namalowałem to kilka dni po tym jak się tu wprowadziliśmy, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem- powiedział.
Pociągnął mnie za rękę i posadził sobie na kolanach, tak że moje nogi były na łóżku.
-Zaraz...więc ty nie zobaczyłeś mnie pierwszy raz wtedy kiedy...
-Nie- przerwał mi- to dosyć długa historia, więc muszę ci ją trochę streścić, a więc tak- zaczął- nasza rodzina jest potężna, sprawujemy władze w nadnaturalnym świecie.
Każdy z nas ma dar, moim jest akurat super-szybkość i czytanie w myślach.
Ale każdy z nas jest silny i ma lepszy wzrok i słuch...
-Więc kiedy w gabinecie dyrektora powiedziałam że...
-Tak, słyszałem to- powiedział i spojrzał na mnie zirytowany- i nigdy tak nie myśl, jasne ?- zapytał.
-Jasne- odparłam i cmoknęłam go w usta.
-A więc kontynuując: mój ojciec, jest teraz przywódca, ale jego czas dobiega już końca.
Jako, że jestem jego jedynym dzieckiem, dowództwo powinno spaść na mnie.

Ale jest pewien haczyk.
Każdy Enigmons, bo tak nazywa się nasz "gatunek", ma swoją wybrankę.
Najlepsze jest to, że jest ona mu przydzielana w dniu jej urodzin.
Dobra więc jak strzelam, zapewne masz urodziny 7 czerwca, nie mylę się?- zapytał.
-No tak, ale...
-Wiem stąd, że mam urodziny tego samego dnia, dobra więc dalej: kiedy mój ojciec skończy przywództwo, spadnie ono na mnie.
 Dowiedziałem się o tym kilka lat temu, kiedy już byłem na tyle dojrzały żeby to zrozumieć.
 Nie musiałem przyjmować przywództwa, nigdy nie chciałem być przywódcą.
Jeżeli bym się nie zgodził, przejął by je mój kuzyn Adam.
On godził się na to, między innymi dlatego, że ojciec mu tak kazał.
Lecz jeżeli chciałem zrzec się władzy, musiałbym też zrzec się mojej wybranki.
Dlatego też w dniu moich 18 urodzin postanowiłem sobie, że przeprowadzimy się tu z ojcem, żebym mógł cię znaleźć.
 Obiecałem sobie, że się w tobie nie zakocham.
Ale kiedy zobaczyłem cię pierwszy raz...to było jak porażenie piorunem.
I wszystkie moje obietnice szlag trafił.
Poczułem dreszcze i nie mogłem oderwać od ciebie wzroku.
To było w pierwszy dzień szkoły.
Później, chodziłem za tobą krok w krok przez tydzień, aż w końcu znałem cię lepiej niż siebie.
-To dlatego czułam się obserwowana- powiedziałam oskarżycielsko.
- No tak....pierwszego dnia szkoły zauważyłem że kochasz wilki, miałaś je dosłownie wszędzie.
Nie wiem czemu, ale je narysowałem.
Później zdałem sobie sprawę, że nie mogę tego dłużej robić, że nie powinienem cię kochać, zepsułaś mi wszystkie moje plany.
Polujemy na różne stworzenia, które w normalnym świecie nie powinny istnieć.
Widziałaś kiedyś w życiu jakiegoś demona ?-zapytał kończąc zdanie.
-Nie...?- powiedziałam trochę zdezorientowana.
-Nie dziękuj- roześmiał się- więc kiedy stwierdziłem że dam sobie spokój i siedziałem już w domu...wtedy coś poczułem.
To było w nocy, ale nie mogłem spać, to było takie dziwne uczucie.
 Miałem wrażenie, że mnie wołasz.
Więc ubrałem się i pobiegłem pod twoje drzwi, akurat w chwili kiedy...
Właśnie to jeszcze jedna część.
Ten psychol który chciał się włamać do waszego domu, to był mój wuj.
On nie chciał zrobić krzywdy twojej rodzinie, on chciał tylko ciebie Hope.
Ja nigdy bym na to nie pozwolił.
 On naprawdę chciał cię zabić, tylko po to żeby jego syn przejął władze, ponieważ ja bez ciebie nie mógłbym tego zrobić.
 No a, resztę historii już znasz.
Unikałem cię i nawrzeszczałem na ciebie dlatego, że tego nie chciałem.
 Nie chciałem cię kochać, to było wbrew wszystkiemu.
A teraz kiedy o tym pomyśle, to zdaje sobie sprawę jakim byłem kretynem.
 Ciebie się nie da nie kochać, z dnia na dzień, kochałem cię bardziej i bardziej, aż w końcu dzisiaj wymiękłem.
 Nie umiem dłużej ukrywać się z tym co do ciebie czuje.
 Pieprzyc to, będę miał te władze, no i co ?
Teraz już wcale tego nie żałuję, bo wiem że cię kocham, i nie potrafię tego zmienić, nawet gdybym chciał, a nie chce.
Kocham cię Hope, i zawsze będę- na tym zakończył swoje opowiadanie.
Patrzyłam na jego oczy przez kolejne 5 minut.
Żadne z nas się nie odezwało.
Po tych bezsensownych pięciu minutach odezwałam się pierwsza.
-Po tym co usłyszałam, powinnam powiedzieć, że ja cię nie kocham, żeby wyszło z tego coś dramatycznego jak na filmach- westchnęłam- ale jak już wspominałam, ja nie umiem kłamać, więc nie oszukujmy się i przyznajmy wreszcie.
Ja też cię kocham Deamon, i najgłupsze w tym wszystkim jest to, że jest tak odkąd cię poznałam, już od pierwszego dnia, ale wtedy jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo- powiedziałam praktycznie na jednym wdechu.
Deamon się rozpromienił i kąciki jego ust uniosły się wysoko w górę.
Nachylił się do moich włosów.
-Pokochałem cię jeszcze bardziej po tym prawym sierpowym- szepnął.
 Roześmiałam się i popchnęłam go na łóżko.
 -Więc teraz kiedy wiem, kim jesteś, i kim ja jestem, wszystko się zmieni?- zapytałam kładąc się obok niego.
-Mam nadzieję że na lepsze- powiedział Deamon łapiąc mnie za rękę i unosząc ją do twarzy. -Do końca życia będę z tobą?- zapytałam.
 -No tak, właściwie jesteś na mnie skazana- powiedział i się zatrzymał- przez bardzo, bardzo długi czas....
-Deamon...
-Nie wspomniałem oczywiście o tym, że tacy jak ty i tacy jak ja, żyją troszeczkę dłużej niż zwykli ludzie?-zapytał głosem niewiniątka.
-Nie ?!- krzyknęłam.
-Hmm, ale tylko tyle dłużej dopóki ktoś nas nie zabije- powiedział.
Podniosłam się z zażenowaniem wypisanym na twarzy.
-Chyba jeszcze wiele nauki przede mną- powiedziałam.
 -Tak, o wiele więcej niż sądzisz- zaśmiał się i pociągnął mnie na siebie.
Po kilku minutach odsunęłam się od niego i podparłam na łokciu, patrząc mu w oczy.
-Może zaczniemy naukę nowych rzeczy od tego?- zapytałam wskazując głową w stronę strzelnicy.
 -Chciałem praktykować coś innego....ale jeżeli chcesz, to oczywiste, że możemy- odpowiedział.
 Uśmiechnęłam się i pocałowałam go ponownie.

Dowiedziałam się, że jestem jakimś ewenementem światowym.
Że jestem przeznaczona chłopakowi o nadprzyrodzonych zdolnościach.
Że jestem prawdę mówiąc nieśmiertelna.
Że moja babcia była taka jak ja i że kilka tygodni temu, prawie zostałam zamordowana....taaa, a to wszystko jednego dnia.....

***************************************************

Ok, trochę się z tym rozpisałam, i jeżeli byłyby jakieś błędy to od razu przepraszam, ale pisałam to na telefonie a tamta autokorekta jest taka super (y).
Mam nadzieję, że się spodoba.