środa, 24 września 2014

                       Ogłoszenie !!!
 Słuchajcie ludzie, którzy wchodzicie na tego bloga, chciałabym chociaż wiedzieć, że ktoś czyta te głupoty, dlatego proszę błagam o chociaż jeden mały komentarz dotyczący tego czy to jest fajne czy całkiem do dupy, bo chce wiedzieć czy w ogóle jest sens coś więcej pisać, bo jeżeli i tak nikt tego nie czyta...to jaki to am sens???
A jeżeli nie macie konta to komentujcie anonimowo na serio dla mnie nie ma to żadnej różnicy, szczerze mówiąc możecie napisać nawet kropkę, ważne żeby cokolwiek było XD
Dzięki z góry i pozdro dla ludzi, którzy umieją używać klawiatury ;)))) ;**
Hahahah zapraszam ;****

piątek, 5 września 2014

MC





Przerzuciłam kolejne pudło, ciekawe gdzie upchnę resztę tych rzeczy, przez te ciągłe przeprowadzki trochę się ich nazbierało.

Przyzwyczaiłam się już do ciągłych przeprowadzek, jeżeli nie przeprowadzamy się przynajmniej dwa razy na pół roku, to już jest cud.

To wszystko przez to, że nie jesteśmy zwykłą rodziną.

Razem z moimi rodzicami, Dellą i Mirandą - starszymi siostrami bliźniaczkami, ciocią, czyli siostrą taty, jej mężem i jej córką Maggie, jesteśmy Maliitami.

Oznacza to coś w rodzaju elfów, ale ja serio nienawidzę tego określenia, tak jak i reszta mojej rodziny.

Bycie Maliitem, oznacza wyostrzone zmysły (szybkość i lepszy wzrok), oraz kontrolowanie żywiołów.

Na każdego przypada jeden, jest tak od pokoleń.

No i oczywiście...ja Mackenzie- Chloe Blakely [ale nazywają mnie MC (nie, nie jak McDonald, Emsi)], jestem wynaturzeniem.

Posiadam moc kontrolowania dwóch żywiołów: Ziemi i Powietrza.

Mieszkamy razem z najlepszymi przyjaciółmi rodziców, jeździmy od miasta do miasta, z państwa do państwa (serio znam chyba z 15 różnych języków).

Przyjaciele moich rodziców znają się z nimi od dziecka, oni też są Maliitami.

Ale ich jest tylko czwórka, Talia i Chris- przyjaciele moich rodziców, mają dwóch synów, jeden, Ethan jest w wieku Maggie, ma 14 lat.

No i jest też... Derek, jest ode mnie o rok starszy, młodszy o rok od moich sióstr, ma 17 lat.

Jest moim najlepszym przyjacielem, no cóż znamy się od urodzenia, wie o mnie rzeczy jakich nie wiedzą nawet moje siostry i rodzice.

Przeprowadzając się co kilka miesięcy nie jest zbyt łatwo znaleźć przyjaciół, ale no cóż, jesteśmy z Derekiem przyjacielscy, na Florydzie skąd właśnie się wyprowadzamy znaleźliśmy kilku dobrych przyjaciół, tak jak w każdym innym kraju.

Wchodząc na mój profil na fejsie, można pomyśleć, że jestem jakąś gwiazdą, patrząc na kilka tysięcy znajomych.

Od moje urodzenia przeprowadziliśmy się już 54 razy, serio, liczyłam.

Derek ma w posiadaniu żywioł ognia, tak jak jedna z moich sióstr, druga ma wodę.

Właśnie kończyłam pakować ostatnie pudło kiedy do pokoju wszedł Derek.

-Hej MC, spakowana, za kilka godzin wyjeżdżamy- powiedział na wejściu.

- Już prawie, pomożesz mi z tym pudłem- ? zapytałam, nie mogąc sobie poradzić.

Z tego kartonu już wypadały rzeczy, sama nie miałam szans go zamknąć.

- Pewnie- powiedział obrzucając mnie swoim najlepszym uśmiechem.

Ciemne włosy, ciemne oczy, pełne usta, mięśnie...gdyby nie był moim najlepszym przyjacielem mogłabym się w nim zakochać, ale....

- A właściwie, która, moja czy twoja?- zapytałam kończąc zaklejać pudło.

- Moja- odparł siadając na kanapie.

- Co tym razem?- zapytałam padając na kanapę obok niego.

- Wessała w trąbę powietrzną psa swojego szefa- odparł ze śmiechem.

Roześmiałam się, to musiało komicznie wyglądać.

W gruncie rzeczy, nasze matki nie są urodzonymi Maliitami, nie potrafią kontrolować swoich mocy, wysadzają w powietrze akwarium (mama Dereka), wysuszają baseny publiczne (moja mama), po prostu moc jest dla nich za duża, ale wychodząc za moich ojców, zgodziły się na to by ją przyjąć, to się nazywa prawdziwe Love Story.

Głównie to jest powodem naszych ciągłych przeprowadzek.

- Wiesz co ci powiem MC- powiedział Derek.

- No?

- Właśnie ustanowiliśmy nowy rekord, mieszkaliśmy tu przez 5 miesięcy- oznajmił z satysfakcją rozwalając się jak to każdy chłopak potrafi na mojej kanapie.

- Wow, piąteczka!- krzyknęłam unosząc dłoń do góry.

Derek przybił mi piątkę.

- A tak poza tym, mógłbyś się tak nie rozwalać, połowa mnie spadła z tej kanapy- powiedziałam wkurzona.

- No cóż...- powiedział rozpychając się jeszcze bardziej.

Spadłam na podłogę.

Krzyknęłam.

- O ty....- powiedziałam i uniosłam dłoń do góry powodując potężny wiatr.

Zrzuciłam Dereka z kanapy, spadł tuż obok mnie.

Roześmiałam się.

- Ooo teraz ty pożałujesz- powiedział Derek przez śmiech.

Rzucił się na mnie i zaczął mnie łaskotać.

Tarzaliśmy się po podłodze dobre 5 minut, dopóki się nie poddałam.

- Dobra, dobra, wygrałeś, Derek przestań !- krzyczałam zwijając się ze śmiechu.

Derek przestał mnie łaskotać i wylądowaliśmy tak, że leżałam na nim z pełnym uśmiechem.

On miał taką samą minę.

Po kilku sekundach zdałam sobie sprawę jak blisko siebie znajdowały się nasze twarze, praktycznie czułam jego oddech na policzku.

Wtedy zauważyłam, jak bardzo w tej chwili chciałam go...pocałować?

Nigdy jeszcze z nikim się nie całowałam, on z resztą też nie, sam mi o tym powiedział.

Nie, to niemożliwe, znam go od urodzenia, wie o mnie wszystko, jesteśmy tylko przyjaciółmi, a jednak.....

Ocknęłam się i wstałam.

Nie czułam się jakoś szczególnie zawstydzona, to był Derek, po prostu Derek.


- A tak poza tym, może skoczymy się pożegnać ze wszystkimi, za kilka godzin wyjeżdżamy- powiedziałam.

Potrząsnął głową wstając.

Zbiegłam po schodach, żeby poinformować rodziców i już 5 minut później byliśmy w drodze na plaże, gdzie wszyscy się zbierali.

Mieszkamy na Florydzie... tam praktycznie wszędzie jest plaża, ale jest tylko jedno takie miejsce, w którym najczęściej przebywaliśmy, i właśnie tam poszliśmy.


- Hej!- krzyknęłam na powitanie wszystkim.

Odpowiedzieli mi szerokimi uśmiechami.

- Hej MC, co tam ?- podeszła do mnie Jane, jedna z moich lepszych przyjaciółek.

- Chcieliśmy się pożegnać, znowu się przeprowadzamy- westchnęłam obrzucając wszystkich smutnym spojrzeniem.

Znali naszą historię rodzinną...przynajmniej po części, no bo...tego, że jesteśmy pół- elfami, im nie mówiliśmy, wspominaliśmy tylko, że często się przeprowadzamy.

- O nie, mam nadzieję, że kiedyś jeszcze nas odwiedzicie- powiedziała zawiedziona Jane i mnie przytuliła- pamiętaj, mamy e-maile, smsy, fejsa, będzie dobrze- odwróciła się w stronę Dereka.

-Będziemy tęsknić olbrzymie- zaśmiała się.

No cóż..miała rację, kiedy stałam na palcach dostawałam mu czołem do nosa, a z moim wzrostem metr siedemdziesiąt...to można stwierdzić, że był dosyć wysoki.

Następnie podeszła do niego i pocałowała w policzek.

Nie spodziewał się tego, ja też nie.

Poczułam ukłucie...zazdrości.

Boże, ogarnij się, to twój najlepszy przyjaciel- skarciłam się w myślach.

Derek rzucił mi przepraszające spojrzenie.

Dlaczego ?

Po około 30 minutach, kiedy już pożegnaliśmy się ze wszystkimi ruszyliśmy w stronę domu.

- Co powiesz na odwiedzenie naszego lasu po raz ostatni?- zapytał Derek kiedy dochodziliśmy już pod dom.


Za nim rozciągał się wielki las, w którym często przebywaliśmy z Derekiem, to było nasze ulubione miejsce, uwielbialiśmy po nim biegać.

- No pewnie- zaśmiałam się.

Skręciliśmy w stronę lasu.

Przechodziliśmy właśnie przez ogromne gałęzie, kiedy naciągnęłam jedną z nich, żeby przejść.
W momencie kiedy ją puściłam usłyszałam mruknięcie Dereka.

Dostał nią w twarz.

Zaśmiałam się.

- Bardzo śmieszne- warknął i dostałam gałęzią.

- Ej- powiedziałam i strzeliłam kolejną gałęzią trafiając go w klatkę piersiową.

Wtedy dostałam patykiem po tyłku.

Odwróciłam się rzucając w niego kolejnym patykiem.

Kiedy zauważyłam, co ma zamiar zrobić zaczęłam uciekać z piskiem.

Derek zaczął mnie gonić, chciał mnie połaskotać.

Wiedział jak to na mnie działa, gdy byliśmy mali, zawsze dzięki temu oddawałam mu zabawki z zestawów Happy Meal'a.

Uciekałam przez las śmiejąc się i kiedy zorientowałam się, że Dereka już nie ma to schowałam się za najbliższym dosyć grubym drzewem.

Stałam oparta plecami o pień i wychyliłam się, żeby sprawdzić czy na pewno go nigdzie nie ma.

Nie było go.

Odwróciłam się z satysfakcją i zostałam powalona na ziemię.

Derek przygwoździł mnie rękami do ziemi.

Nie mogłam się ruszyć.

Uśmiechnął się z satysfakcją.

Nasze twarze znowu dzieliła niebezpiecznie mała odległość, niemal dotykaliśmy się nosami.

- Mam cię- szepnął i przysunął się bliżej jakby chciał mnie pocałować.

Chciał tego, teraz byłam pewna.

- Chciałbyś- szepnęłam i użyłam swojej mocy.

Gałęzie i pnącza oderwały go ode mnie i postawiły na nogi.

Wstałam i patrzyłam na jego zawiedzioną minę.


Próbował się wyrwać, ale nie mógł, moje moce były za silne.

Miał związane nogi i ręce.

Był taki smutny.....

Nie mogłam już dłużej.

Podeszłam do niego i położyłam mu rękę na klatce piersiowej.

- Teraz to ja cię mam- szepnęłam zarzucając mu ręce na szyję.

Po kilku sekundach przyciągnęłam go do siebie.

Czułam jego usta na swoich.

Chciałam mieć go bliżej siebie.

Pnącza powoli zaczęły go rozwiązywać, do chwili, aż poczułam jego ręce na swojej talii.

Jak na kogoś kto nigdy się nie całował....to muszę przyznać, że nie mogłam się tego spodziewać.

Chociaż z drugiej strony, nie miałam okazji go z nikim porównać i chyba już nigdy nie będę miała....

Maliici łączą się w pary raz na całe życie, jak łabędzie.

- Marzyłem o tym od kilku lat- szepnął po chwili z uśmiechem kiedy już się od niego oderwałam.

- Czemu zauważyłam to dopiero teraz?- zapytałam

- Ponieważ jestem świetnym aktorem- uśmiechnął się.

- I skromnym- dodałam po kolejnym pocałunku.

Roześmialiśmy się.

- Serio nie mogę w to uwierzyć...jeszcze wczoraj byliśmy przyjaciółmi- powiedziałam bawiąc się kosmykiem jego włosów.

- Od dawna chciałem czegoś więcej- powiedział.

Wróciliśmy do domu z pełnymi uśmiechami.

Oznajmiliśmy naszym rodzicom, że od dzisiaj jesteśmy razem.

- No kto by się tego spodziewał- powiedziała mama przewracając oczami.

- Zaraz...wiedziałaś?-zapytałam.

Mama miała zdolności wykrywania silniejszych emocji.

- Wali miłością do ciebie na kilometr- powiedziała machając ręką przed nosem.
- Ale nie powiedziała pani o tym MC...


Wszyscy się zaśmialiśmy.

- Miałem nadzieję, że tak będzie- powiedział Chris, ojciec Dereka- nikogo lepszego nigdy nie znajdziesz synu- powiedział z uśmiechem.



- No to uznajmy, że dziś spełniły się
dwa twoje marzenia- powiedział Derek bawiąc się kosmykiem moich włosów, kiedy już byliśmy w moim pokoju kilka minut później- pierwsze to ja- zaśmiał się- a drugie to Los Angeles, zawsze chciałaś tam zamieszkać- powiedział.

- Tak...chociaż to i tak pewnie tylko na kilka miesięcy- zaśmiałam się.

Tak, te wakacje zapowiadały się całkiem nieźle.

******************************************

Kolejne opowiadanie, tym razem napisane specjalnie na bloga, piszcie jak się podobało, bo chyba dosyć długie mi wyszło, czekam na komy ;***