Ogłoszenie !!!
Słuchajcie ludzie, którzy wchodzicie na tego bloga, chciałabym chociaż wiedzieć, że ktoś czyta te głupoty, dlatego proszę błagam o chociaż jeden mały komentarz dotyczący tego czy to jest fajne czy całkiem do dupy, bo chce wiedzieć czy w ogóle jest sens coś więcej pisać, bo jeżeli i tak nikt tego nie czyta...to jaki to am sens???
A jeżeli nie macie konta to komentujcie anonimowo na serio dla mnie nie ma to żadnej różnicy, szczerze mówiąc możecie napisać nawet kropkę, ważne żeby cokolwiek było XD
Dzięki z góry i pozdro dla ludzi, którzy umieją używać klawiatury ;)))) ;**
Hahahah zapraszam ;****
Będę pisać tu opowiadania głównie o wilkołakach, ponieważ kocham wilki. Będą też inne istoty o mocach nadprzyrodzonych: Banshee, Medium, Wampiry, Zombie, Fae, Zmiennokształtni i co mi jeszcze przyjdzie do głowy...... Jeżeli chcecie wiedzieć co dalej to...ZAPRASZAM ^_^
środa, 24 września 2014
piątek, 5 września 2014
MC
Przerzuciłam kolejne pudło, ciekawe gdzie
upchnę resztę tych rzeczy, przez te ciągłe przeprowadzki trochę się ich
nazbierało.
Przyzwyczaiłam się już do
ciągłych przeprowadzek, jeżeli nie przeprowadzamy się przynajmniej dwa razy na
pół roku, to już jest cud.
To wszystko przez to, że
nie jesteśmy zwykłą rodziną.
Razem z moimi rodzicami,
Dellą i Mirandą - starszymi siostrami bliźniaczkami,
ciocią, czyli siostrą taty, jej mężem i jej córką Maggie, jesteśmy Maliitami.
Oznacza to coś w rodzaju
elfów, ale ja serio nienawidzę tego określenia, tak jak i reszta mojej rodziny.
Bycie Maliitem, oznacza
wyostrzone zmysły (szybkość i lepszy wzrok), oraz kontrolowanie żywiołów.
Na każdego przypada
jeden, jest tak od pokoleń.
No i oczywiście...ja
Mackenzie- Chloe Blakely [ale nazywają mnie MC (nie, nie jak McDonald, Emsi)],
jestem wynaturzeniem.
Posiadam moc
kontrolowania dwóch żywiołów: Ziemi i Powietrza.
Mieszkamy razem z
najlepszymi przyjaciółmi rodziców, jeździmy od miasta do miasta, z państwa do
państwa (serio znam chyba z 15 różnych języków).
Przyjaciele moich
rodziców znają się z nimi od dziecka, oni też są Maliitami.
Ale ich jest tylko
czwórka, Talia i Chris- przyjaciele moich rodziców, mają dwóch synów, jeden,
Ethan jest w wieku Maggie, ma 14 lat.
No i jest też... Derek,
jest ode mnie o rok starszy, młodszy o rok od moich sióstr, ma 17 lat.
Jest moim najlepszym
przyjacielem, no cóż znamy się od urodzenia, wie o mnie rzeczy jakich nie
wiedzą nawet moje siostry i rodzice.
Przeprowadzając się co
kilka miesięcy nie jest zbyt łatwo znaleźć przyjaciół, ale no cóż, jesteśmy z
Derekiem przyjacielscy, na Florydzie skąd właśnie się wyprowadzamy znaleźliśmy
kilku dobrych przyjaciół, tak jak w każdym innym kraju.
Wchodząc na mój profil na
fejsie, można pomyśleć, że jestem jakąś gwiazdą, patrząc na kilka tysięcy
znajomych.
Od moje urodzenia
przeprowadziliśmy się już 54 razy, serio, liczyłam.
Derek ma w posiadaniu
żywioł ognia, tak jak jedna z moich sióstr, druga ma wodę.
Właśnie kończyłam pakować
ostatnie pudło kiedy do pokoju wszedł Derek.
-Hej MC, spakowana, za
kilka godzin wyjeżdżamy- powiedział na wejściu.
- Już prawie, pomożesz
mi z tym pudłem- ? zapytałam, nie mogąc
sobie poradzić.
Z tego kartonu już
wypadały rzeczy, sama nie miałam szans go zamknąć.
- Pewnie- powiedział
obrzucając mnie swoim najlepszym uśmiechem.
Ciemne włosy, ciemne
oczy, pełne usta, mięśnie...gdyby nie był moim najlepszym przyjacielem mogłabym
się w nim zakochać, ale....
- A właściwie, która,
moja czy twoja?- zapytałam kończąc zaklejać pudło.
- Moja- odparł siadając
na kanapie.
- Co tym razem?-
zapytałam padając na kanapę obok niego.
- Wessała w trąbę
powietrzną psa swojego szefa- odparł ze śmiechem.
Roześmiałam się, to
musiało komicznie wyglądać.
W gruncie rzeczy, nasze
matki nie są urodzonymi Maliitami, nie potrafią kontrolować swoich mocy,
wysadzają w powietrze akwarium (mama Dereka), wysuszają baseny publiczne (moja
mama), po prostu moc jest dla nich za duża, ale wychodząc za moich ojców, zgodziły
się na to by ją przyjąć, to się nazywa prawdziwe Love Story.
Głównie to jest powodem
naszych ciągłych przeprowadzek.
- Wiesz co ci powiem MC-
powiedział Derek.
- No?
- Właśnie ustanowiliśmy
nowy rekord, mieszkaliśmy tu przez 5 miesięcy- oznajmił z satysfakcją
rozwalając się jak to każdy chłopak potrafi na mojej kanapie.
- Wow, piąteczka!-
krzyknęłam unosząc dłoń do góry.
Derek przybił mi piątkę.
- A tak poza tym, mógłbyś
się tak nie rozwalać, połowa mnie spadła z tej kanapy- powiedziałam wkurzona.
- No cóż...- powiedział
rozpychając się jeszcze bardziej.
Spadłam na podłogę.
Krzyknęłam.
- O ty....- powiedziałam
i uniosłam dłoń do góry powodując potężny wiatr.
Zrzuciłam Dereka z
kanapy, spadł tuż obok mnie.
Roześmiałam się.
- Ooo teraz ty
pożałujesz- powiedział Derek przez śmiech.
Rzucił się na mnie i
zaczął mnie łaskotać.
Tarzaliśmy się po
podłodze dobre 5 minut, dopóki się nie poddałam.
- Dobra, dobra, wygrałeś,
Derek przestań !- krzyczałam zwijając się ze śmiechu.
Derek przestał mnie
łaskotać i wylądowaliśmy tak, że leżałam na nim z pełnym uśmiechem.
On miał taką samą minę.
Po kilku sekundach zdałam
sobie sprawę jak blisko siebie znajdowały się nasze twarze, praktycznie czułam
jego oddech na policzku.
Wtedy zauważyłam, jak
bardzo w tej chwili chciałam go...pocałować?
Nigdy jeszcze z nikim się
nie całowałam, on z resztą też nie, sam mi o tym powiedział.
Nie, to niemożliwe, znam
go od urodzenia, wie o mnie wszystko, jesteśmy tylko przyjaciółmi, a
jednak.....
Ocknęłam się i wstałam.
Nie czułam się jakoś
szczególnie zawstydzona, to był Derek, po prostu Derek.
- A tak poza tym, może
skoczymy się pożegnać ze wszystkimi, za kilka godzin wyjeżdżamy- powiedziałam.
Potrząsnął głową wstając.
Zbiegłam po schodach,
żeby poinformować rodziców i już 5 minut później byliśmy w drodze na plaże,
gdzie wszyscy się zbierali.
Mieszkamy na Florydzie...
tam praktycznie wszędzie jest plaża, ale jest tylko jedno takie miejsce, w
którym najczęściej przebywaliśmy, i właśnie tam poszliśmy.
- Hej!- krzyknęłam na
powitanie wszystkim.
Odpowiedzieli mi
szerokimi uśmiechami.
- Hej MC, co tam ?-
podeszła do mnie Jane, jedna z moich lepszych przyjaciółek.
- Chcieliśmy się
pożegnać, znowu się przeprowadzamy- westchnęłam obrzucając wszystkich smutnym
spojrzeniem.
Znali naszą historię
rodzinną...przynajmniej po części, no bo...tego, że jesteśmy pół- elfami, im
nie mówiliśmy, wspominaliśmy tylko, że często się przeprowadzamy.
- O nie, mam nadzieję, że
kiedyś jeszcze nas odwiedzicie- powiedziała zawiedziona Jane i mnie przytuliła-
pamiętaj, mamy e-maile, smsy, fejsa, będzie dobrze- odwróciła się w stronę
Dereka.
-Będziemy tęsknić
olbrzymie- zaśmiała się.
No cóż..miała rację,
kiedy stałam na palcach dostawałam mu czołem do nosa, a z moim wzrostem metr
siedemdziesiąt...to można stwierdzić, że był dosyć wysoki.
Następnie podeszła do
niego i pocałowała w policzek.
Nie spodziewał się tego,
ja też nie.
Poczułam
ukłucie...zazdrości.
Boże, ogarnij się, to
twój najlepszy przyjaciel- skarciłam się w myślach.
Derek rzucił mi
przepraszające spojrzenie.
Dlaczego ?
Po około 30 minutach,
kiedy już pożegnaliśmy się ze wszystkimi ruszyliśmy w stronę domu.
- Co powiesz na
odwiedzenie naszego lasu po raz ostatni?- zapytał Derek kiedy dochodziliśmy już
pod dom.
Za nim rozciągał się
wielki las, w którym często przebywaliśmy z Derekiem, to było nasze ulubione
miejsce, uwielbialiśmy po nim biegać.
- No pewnie- zaśmiałam
się.
Skręciliśmy w stronę
lasu.
Przechodziliśmy właśnie
przez ogromne gałęzie, kiedy naciągnęłam jedną z nich, żeby przejść.
W momencie kiedy ją puściłam usłyszałam mruknięcie Dereka.
W momencie kiedy ją puściłam usłyszałam mruknięcie Dereka.
Dostał nią w twarz.
Zaśmiałam się.
- Bardzo śmieszne-
warknął i dostałam gałęzią.
- Ej- powiedziałam i
strzeliłam kolejną gałęzią trafiając go w klatkę piersiową.
Wtedy dostałam patykiem
po tyłku.
Odwróciłam się rzucając w
niego kolejnym patykiem.
Kiedy zauważyłam, co ma
zamiar zrobić zaczęłam uciekać z piskiem.
Derek zaczął mnie gonić,
chciał mnie połaskotać.
Wiedział jak to na mnie
działa, gdy byliśmy mali, zawsze dzięki temu oddawałam mu zabawki z zestawów
Happy Meal'a.
Uciekałam przez las
śmiejąc się i kiedy zorientowałam się, że Dereka już nie ma to schowałam się za
najbliższym dosyć grubym drzewem.
Stałam oparta plecami o
pień i wychyliłam się, żeby sprawdzić czy na pewno go nigdzie nie ma.
Nie było go.
Odwróciłam się z
satysfakcją i zostałam powalona na ziemię.
Derek przygwoździł mnie
rękami do ziemi.
Nie mogłam się ruszyć.
Uśmiechnął się z
satysfakcją.
Nasze twarze znowu
dzieliła niebezpiecznie mała odległość, niemal dotykaliśmy się nosami.
- Mam cię- szepnął i przysunął
się bliżej jakby chciał mnie pocałować.
Chciał tego, teraz byłam
pewna.
- Chciałbyś- szepnęłam i
użyłam swojej mocy.
Gałęzie i pnącza oderwały
go ode mnie i postawiły na nogi.
Wstałam i patrzyłam na
jego zawiedzioną minę.
Próbował się wyrwać, ale
nie mógł, moje moce były za silne.
Miał związane nogi i
ręce.
Był taki smutny.....
Podeszłam do niego i
położyłam mu rękę na klatce piersiowej.
- Teraz to ja cię mam-
szepnęłam zarzucając mu ręce na szyję.
Po kilku sekundach
przyciągnęłam go do siebie.
Czułam jego usta na
swoich.
Chciałam mieć go bliżej
siebie.
Pnącza powoli zaczęły go
rozwiązywać, do chwili, aż poczułam jego ręce na swojej talii.
Jak na kogoś kto nigdy
się nie całował....to muszę przyznać, że nie mogłam się tego spodziewać.
Chociaż z drugiej strony,
nie miałam okazji go z nikim porównać i chyba już nigdy nie będę miała....
Maliici łączą się w pary
raz na całe życie, jak łabędzie.
- Marzyłem o tym od kilku
lat- szepnął po chwili z uśmiechem kiedy już się od niego oderwałam.
- Czemu zauważyłam to
dopiero teraz?- zapytałam
- Ponieważ jestem
świetnym aktorem- uśmiechnął się.
- I skromnym- dodałam po kolejnym pocałunku.
Roześmialiśmy się.
- Serio nie mogę w to
uwierzyć...jeszcze wczoraj byliśmy przyjaciółmi- powiedziałam bawiąc się kosmykiem
jego włosów.
- Od dawna chciałem
czegoś więcej- powiedział.
Wróciliśmy do domu z
pełnymi uśmiechami.
Oznajmiliśmy naszym
rodzicom, że od dzisiaj jesteśmy razem.
- No kto by się tego
spodziewał- powiedziała mama przewracając oczami.
- Zaraz...wiedziałaś?-zapytałam.
Mama miała zdolności
wykrywania silniejszych emocji.
- Wali miłością do ciebie
na kilometr- powiedziała machając ręką przed nosem.
- Ale nie powiedziała pani o tym MC...
Wszyscy się zaśmialiśmy.
- Miałem nadzieję, że tak
będzie- powiedział Chris, ojciec Dereka- nikogo lepszego nigdy nie znajdziesz
synu- powiedział z uśmiechem.
- No to uznajmy, że dziś
spełniły się
- Tak...chociaż to i tak
pewnie tylko na kilka miesięcy- zaśmiałam się.
Tak, te wakacje
zapowiadały się całkiem nieźle.
******************************************
Kolejne opowiadanie, tym razem napisane specjalnie na bloga, piszcie jak się podobało, bo chyba dosyć długie mi wyszło, czekam na komy ;***
Subskrybuj:
Posty (Atom)